Ariana | Blogger | X X

sobota, 26 marca 2016

Diabolik Lovers: Bonus IV ver. Subaru

Po kilku miesiącach prezentuję wam kolejną odsłonę IV bonusu DL, tym razem z Subaru w roli głównej. Nie wiem, kiedy napiszę kolejną część, ale mogę wam zdradzić, że będzie prawdopodobnie o Reijim.
A teraz taka mała, chamska reklama. Kojarzycie mojego drugiego bloga (http://the-survival-game.blogspot.com)? Otóż, przeżywa on teraz mały kryzys. Aktywność spada, ludzie odchodzą... Ale może ktoś z was ma ochotę do niego dołączyć? Jeśli lubicie takie rzeczy jak: blogi typu RP, ASG, tworzenie własnych postaci i pisanie z innymi, to może skusicie się, żeby do nas dołączyć? Gorąco wszystkich zapraszam do wspólnej zabawy ^^
A teraz życzę wszystkim miłego czytania i... Wesołych Świąt! :3

Rozdział z dedykacją dla Nanami.


Zwierzęca strona wampira: Królik Tsundere

- Mam dość - oznajmiłam ze zrezygnowanym jęknięciem. Opuściłam rękę, w której trzymałam ołówek i oparłam głowę na podciągniętych kolanach. - Nasza nauczycielka chyba się na nas uwzięła. Jakim sadystą trzeba być, żeby zadać tyle ćwiczeń na wolne dni? - Spojrzałam z odrazą na swój zeszyt do matematyki, który po mojej zmianie pozycji zsunął mi się na brzuch. - A tobie jak idzie?
Odpowiedziało mi jedynie niewyraźne mruknięcie. Zaciekawiona podniosłam głowę i moim oczom ukazał się Subaru pochylony w pełnym skupieniu nad leżącą przed nim książką. Już od jakiejś godziny siedzieliśmy w salonie nad zadaniami, którymi obrzucili nas nauczyciele. Jako, że zbliżały się egzaminy to nagle postanowili podkręcić tempo i ilość prac domowych. 
 Próbowałam przekonać do wspólnej nauki także pozostałych braci Sakamaki, ale nie byli do tego za bardzo chętni. Chociaż Subaru chyba wcale to zbytnio nie przeszkadzało.
- Może ci pomóc? - Pochyliłam się do przodu i oparłam łokcie na blacie stojącego między nami stołu. - Mimo wszystko jestem rok wyżej, więc pewnie już przerabialiśmy, to co teraz macie. Zresztą przyda mi się krótka przerwa od tych pokręconych zadań...
Wyciągnęłam rękę w kierunku podręcznika Subaru, żeby sprawdzić nad czym tak myśli, lecz wampir zabrał szybko książkę z mojego zasięgu.
- Poradzę sobie - burknął, nie podnosząc nawet na mnie wzroku.
- Hej, nie bądź taki. Jeśli jest coś z czym masz problem, to mogę...
- Nie - przerwał mi, a w jego głosie pobrzmiewała irytacja. - Nie traktuj mnie jak dziecka. Sam sobie dam radę.
Och, uraziłam go.
Odchyliłam się na oparcie kanapy, wzdychając cicho. Czasami zdarzały nam się takie sytuacje jak ta. Z tego względu, że białowłosy był najmłodszym mieszkańcem rezydencji często uważał, że inni traktują go (lub przynajmniej próbują traktować) z góry. I niestety zdarzało się mu również moje zachowania błędnie interpretować. Zawsze go to złościło.
- Przepraszam - powiedziałam, po czym wróciłam do własnych zadań. Po chwili poczułam na sobie ukradkowe spojrzenie wampira, ale nie zareagowałam. Wyszłam z założenia, że lepiej go nie prowokować i zwyczajnie poczekać. Jeśli czegoś by ode mnie chciał, to zwyczajnie mógłby to powiedzieć.
 W pokoju zapadła cisza przerywana jedynie co jakiś czas przez dźwięk ołówka przesuwającego się po papierze i przewracanych kartek. Po pewnym czasie ponownie poczułam na sobie wzrok Subaru.
- Natsuki... - zaczął, lecz przerwał mu inny głos.
- Co ciekawego robicie? 
 Rudowłosy wampir przechylił się przez oparcie kanapy, na której siedział Subaru. Młodszy z nich zmierzył swojego brata niechętnym spojrzeniem tak samo niezadowolony na jego widok jak również z tego powodu, że ten mu przerwał.
- Uczymy się - odparłam w imieniu naszej dwójki. - Czyli robimy to, czego wy nie chcieliście.
- Nie dąsaj się, maleńka - Laito uśmiechnął się, mrugnąwszy przy tym znacząco. - Wszyscy wiedzą, że jesteście zadowoleni z kolejnej okazji do pobycia tylko we dwoje.
- Ty...! - zaczął Subaru, ale tym razem to ja nie pozwoliłam mu dojść do słowa.
- Laito. Powtórzę to jeszcze raz. Uczymy się.
- Och, to przecież tylko taka przykrywka, żebyście mogli...
- Laito!
Rudzielec zaśmiał się, gdy jednocześnie zaprotestowaliśmy.
- No już, już. Złość piękności szkodzi. Zresztą, mam coś dla was.
Wyciągnął przed siebie rękę z papierową torbą. Widząc nasze zaskoczone spojrzenia, zaczął tłumaczyć.
- Właśnie dotarły nasze zamówienia ze świata demonów - zamachał torbą w powietrzu. - To jedno z nich. Słodkie bułeczki.
- Słodkie bułeczki? Tak po prostu? - Kiedy skinął głową, kontynuowałam. - Nie mogłeś kupić ich w którymś z tutejszych sklepów?
- Widać, że miałaś niewiele styczności z kuchnią świata demonów. Wypieki cukierników stamtąd są naprawdę niezrównane. No, a poza tym często mają jakieś ciekawe właściwości.
- To znaczy? - Wbiłam zaintrygowane spojrzenie w trzymaną przez niego torbę. Naprawdę byłam ciekawa, co też może być takiego niezwykłego w tych słodkich bułeczkach.
Laito wzruszył ramionami.
- O tym musicie się już sami przekonać. - Ponownie zamachał opakowaniem przed oczami Subaru. - Chyba, że ktoś tu tchórzy~.
Prowokuje go.
- Subaru, nie musisz...
 Lecz zanim zdążyłam dokończyć swoje ostrzeżenie Subaru wyrwał torbę z rąk swojego brata i posyłając mu złowrogie spojrzenie wbił zęby w jasne pieczywo. W napięciu obserwowałam jak przeżuwał, a potem połykał kilka kęsów. Laito również nie spuszczał z niego wzroku. Wreszcie po chwili Subaru odsunął bułeczkę od swoich ust i skrzywił się, wrzucając ją z powrotem do torby.
- Dziwnie smakuje - oznajmił. - I wcale nie jest taka dobra.
- Teraz pozostaje nam jedynie czekać na to, co się z tobą stanie.
Kapelusznik zatarł ręce, wracając do intensywnej obserwacji swojego przyrodniego brata.
- A co się może z nim stać? - zapytałam niepewnie, przenosząc wzrok między nimi. - Chyba nic złego, prawda?
- Zaraz się dowiemy~.
- Zamknij się - warknął Subaru, masując palcami skronie.
- Coś się stało? - Podniosłam się ze swojego miejsca i szybko okrążyłam stolik, aby stanąć u jego boku. - Wszystko w porządku?
- Taa, nic mi nie jest - mruknął i zacisnął powieki. Nie podobało mi się to. - Tylko głowa mnie boli.
- Laito... 
- Na mnie nie patrz - uniósł dłonie w obronnym geście. - Ja nic nie wiem.
- Ty - wycelowałam w niego oskarżycielsko palcem wskazującym. - Najpierw kupujesz jakieś podejrzane jedzenie, nawet nie wiedząc jakie może wywołać ono skutki uboczne, a potem testujesz je na własnej rodzinie?!
- Po pierwsze, to nie ja je zamówiłem, tylko Kanato. A po drugie, wcale nie zmuszałem go do jedzenia. Wziął to dobrowolnie.
- Sprowokowałeś go!
- Nie moja wina, że tak łatwo się dał.
- Możecie się przymknąć?! Oboje.
 Przestaliśmy się kłócić i ponownie odwróciliśmy się w stronę Subaru. Na widok tego, co się z nim musiało stać podczas naszej wymiany zdań odjęło mi mowę. Kompletnie zszokowana zasłoniłam usta dłonią. Laito natomiast... parsknął śmiechem. Subaru otworzył oczy i odsunął dłonie od głowy.
- Co? - zapytał, najwyraźniej nie rozumiejąc naszych reakcji. - Czemu tak na mnie patrzycie?
- Ty... Twoje... - nie wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co widziałam. - O matko.
- Wyszło nawet lepiej niż się spodziewałem! - wykrztusił Laito, w miarę opanowując napad śmiechu, od którego drżały mu całe ramiona.
- O co wam chodzi? - warknął zniecierpliwiony Subaru. 
 Z kieszeni dżinsów wyjęłam telefon komórkowy i po kilku stuknięciach w ekran podałam mu urządzenie z włączoną przednią kamerą. Obawiałam się jego reakcji, gdy zobaczy parę długich, białych i futrzastych uszu wystających z jego włosów, ale przecież musiał się w końcu dowiedzieć. Milczał przez chwilę wpatrując się w ekran i obracając głowę pod różnymi kątami, jakby miał nadzieję, że przez to królicze uszy najzwyczajniej znikną.
- Powiedz... Czy to jeden z tych efektów, którymi się ostatnio bawiłaś?
- Niestety nie.
- Rozumiem.
 Białowłosy oddał mi komórkę, po czym nagle rzucił się z pięściami na wciąż szczerzącego się Laito. Zielonooki zwinnie umknął z zasięgu ramion (i nóg) młodszego brata, ale ten nie zamierzał się wycofać. Czym prędzej rzuciłam się między nich, żeby powstrzymać ich zanim zaszłoby to za daleko. Lewą dłoń położyłam na klatce piersiowej Subaru, a prawą uniosłam ostrzegawczo przed Laito, który nie wydawał się jednak w ogóle przejęty tą sytuacją.
- Chłopaki, dajcie spokój - poprosiłam zerkając na Subaru. Ten rozluźnił się nieco i opuścił rękę gotową do zadania ciosu. - Laito, powiedz chociaż, że wiesz jak to odkręcić.
- Przykro mi, że cię rozczaruję, maleńka - powiedział niezwykle niewinnym głosem Kapelusznik - ale nie.
Poczułam, że Subaru znowu się napina, więc odwróciłam się, chcąc go uspokoić.
- Ale tak właściwie, to ty akurat powinnaś być mi wdzięczna.
- Huh? - Uniosłam pytająco brew, kątem oka spoglądając na rudzielca.
- No wiesz, dzięki mnie masz teraz swojego prywatnego króliczka Playboy'a.
- C-co... - moje policzki momentalnie zapłonęły. Kiedy spojrzałam szybko na Subaru, okazało się, że to samo stało się z jego bladą zazwyczaj twarzą. - O czym ty mówisz?
- Zabiję cię - warknął białowłosy, ale Laito jedynie zaśmiał się po raz kolejny i zniknął nam z oczu.
 Odchrząknąłem nerwowo i dopiero po kolejnych kilku sekundach odważyłam się ponownie spojrzeć na czerwonookiego. Jego policzki zdążyły już odzyskać swoją oryginalną barwę, ale on też unikał kontaktu wzrokowego.
- Cóż... - zaczęłam, splatając dłonie za plecami. - To się porobiło...
- Taa... - wampir potarł nerwowo dłonią kark. Pocieszające było to, że nie tylko na mnie zadziałała tak wypowiedź Laito.
- Myślę, że powinniśmy pójść do Reijiego. Może on wpadnie na jakiś pomysł jak pozbyć się tych... uszu.
- Skoro tak uważasz.


***

 Brwi Reijiego uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod ciemną grzywką. Wpatrywał się w milczeniu w Subaru, co jakiś czas zerkając na mnie. Mijały kolejne sekundy. Chyba udało się nam go zaskoczyć.
- Możecie mi to wyjaśnić w jakiś racjonalny sposób? - zapytał, kiedy myślałam, że już w ogóle się nie odezwie. Z całego tego wrażenia aż zamknął leżącą przed nim książkę.
- Tutaj mało co jest racjonalne... - mruknęłam, po czym dodałam już głośniej - Ale mogę spróbować to w miarę ci wyjaśnić.
Westchnął i machnął na mnie dłonią w białej rękawiczce.
- Słucham.
 Subaru skinął głową, więc opowiedziałam Okularnikowi cały przebieg wydarzeń od momentu pojawienia się Laito z tajemniczą torbą. Gdy skończyłam, Reiji westchnął ponownie (ciężej niż ostatnim razem) i potarł dłonią czoło, na którym podczas mojej opowieści pojawiła się niewielka, pionowa zmarszczka.
- Wasze zachowanie jest doprawdy okropne... - wymamrotał. - Jak można być takim niedojrzałym?
- Hej, dlaczego mówisz w liczbie mnogiej? To wszystko przez pokręcone pomysły Laito.
- Ale Subaru daje się za łatwo sprowokować. Powinien już dawno przyzwyczaić się do takich zaczepek.
Białowłosy otworzył usta, by coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- To nie jest jego wina.
Reiji spiorunował mnie wzrokiem.
- Zamieniłaś się w jego adwokata, niańkę czy co?
Przewróciłam oczami i zaplotłam ramiona na klatce piersiowej.
- Przestań zrzędzić i lepiej powiedz, czy masz jakiś pomysł, żeby pozbyć się działania tej bułeczki.
- Nie. Z tego, co wiem, to czar z czasem samoistnie powinien przestać działać.
- Tak? - ucieszyłam się. Odetchnęłam z ulgą. - A po jakim mniej więcej czasie?
- Jeśli masz szczęście to nawet w przedziale czasowym od kilkunastu minut do kilku godzin - zwrócił się do Subaru. - A jeśli nie, to po kilku dniach.
- Hmm... To i tak nie jest źle. Prawda, Subaru?
- Mam nadzieję, że jednak trafi mi się ta pierwsza opcja...
- Fajnie by było... W każdym razie, dzięki, Reiji.
- Jasne - Okularnik ponownie otworzył książkę i spuścił wzrok na strony pokryte tekstem. - A teraz idźcie już sobie.

- Uszy do góry, Subaru! - zawołałam entuzjastycznie po opuszczeniu gabinetu Reijiego. Chłopak posłał mi takie spojrzenie, że dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, jak to zabrzmiało. - Umm... To znaczy... Och, wiesz o co mi chodziło. Nawet jeśli musiałbyś wyglądać tak przez najbliższe kilka dni, to tak się składa, że akurat mamy wolne od szkoły. Czyli nikt spoza naszego grona cię nie zobaczy, jeśli o to się martwisz.
- Już i tak za dużo osób to widziało... - mruknął, a jego królicze uszy nieco opadły.
- Nie przejmuj się. - Położyłam dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęłam się, chcąc go w ten sposób chociaż trochę pocieszyć. - Wyglądasz bardzo uroczo.
- To nie jest pocieszające.
- Nie marudź - skarciłam go i musnęłam opuszkami palców futrzaste ucho. Subaru przymknął jedno oko, co wyglądało jakby poczuł się zrelaksowany. Uśmiechnęłam się szeroko. - Czyżby ci się podobało?
- Wcale! - fuknął i ominąwszy mnie, ruszył przodem przez korytarz. Zaledwie po paru krokach zwolnił, a potem całkowicie się zatrzymał, opierając ręką o ścianę. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona jego zachowaniem.
- Subaru? Wszystko w porządku.
- Taa... - lecz wbrew swojemu zapewnieniu osunął się na podłogę i złapał za głowę.
- Subaru! 
 Rzuciłam się w jego stronę i opadłam na kolana tuż obok niego. Położyłam dłonie na jego ramionach z niepokojem przyglądając się jego wykrzywionej z bólu twarzy. Nawet przez materiał koszulki, którą miał na sobie, czułam niepokojąco wysoką temperaturę jego ciała.
- Nic mi nie jest - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Tylko boli mnie głowa.
 Pochylił się bardziej do przodu głową niemal dotykając moich kolan. Wyraźnie czułam drżenie jego ciała. Nie miałam bladego pojęcia, co się dzieje i kompletnie nie wiedziałam, co robić, więc zaczęłam wołać po pomoc. Tymczasem chłopak już niemal całkowicie leżał skulony na podłodze, dygocząc na całym ciele. Królicze uszy teraz całkowicie oklapnęły.
- Co się dzieje? - zapytał Reiji, który zjawił się na korytarzu jaki pierwszy.
- Hmm... Maleńka, co tam masz na kolanach? - dodał Laito z przeciwnej strony.
- No jak to "co"?! - z oburzenia podniosłam głos. - Ruszcie się i mu pomóżcie!
- Hę? Komu? - Laito nachylił się, żeby zajrzeć mi przez ramię. - O, no nie wierzę...
 Powędrowałam za jego spojrzeniem i zamiast zwijającego się z bólu Subaru dostrzegłam... białą, futrzastą kulkę z długimi uszami. Królik otworzył czerwone ślepka i przez chwilę poruszał się tylko jego pyszczek.
- Co... Jest grane? - wykrztusiłam, szukając pomocy u dwóch stojących nade mną wampirów. Reiji jedynie wzruszył ramionami i pokręcił głową, a Laito zaczął się trząść od powstrzymywanego śmiechu.
- Natsuki? - usłyszałam głos Subaru, tylko, że... tak jakby w mojej głowie. Królik wpatrywał się we mnie uważnie, zastygły w bezruchu. - Co się stało? Dlaczego wszystko jest takie... Duże?
- Uhm... Cóż... Wszystko jest normalne, to ty jesteś... Mały.
- Co masz na myśli?
- Wygląda na to, że... Zamieniłeś się w królika.
- Że co?!
Laito nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Reiji natomiast pokręcił jedynie głową i wrócił do siebie. Królik - Subaru spojrzał z dołu na rudzielca i cały się spiął. Jego uszy drgnęły, a długie wąsy poruszyły się nerwowo.
- Zabiję cię! Zatłukę! Rozerwę na strzępy!
Rzucił się na nogi Laito, drapiąc i gryząc nogawki jego spodni. Ten, wciąż zanosząc się śmiechem, złapał gryzonia za skórę na karku i uniósł na wysokość swojej twarzy.
- Ależ uroczo piszczysz, braciszku - uśmiechnął się szeroko, gdy królik zaczął się wyrywać i kopać powietrze. - W tej formie jesteś zupełnie niegroźny. Jak... Hmm... No cóż, jak królik.
- Bezbronny?! - oburzył się Subaru. - Zaraz cię ukatrupię!
- Przestańcie obaj! - poleciłam podnosząc się z podłogi i zabierając rozwścieczonego zwierzaka z rąk Laito. Nie czekając na kolejne żarty z jednej strony i groźby z drugiej, skierowałam się do swojego pokoju z mamroczącym wciąż cicho Subaru na rękach.

 Usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i posadziłam na nich Subaru. Delikatnie, samymi opuszkami pogładziłam jego mały łebek, a on wydał z siebie coś, co brzmiało jak westchnięcie.
- Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Postanowiłam nie odpowiedzieć mu na to pytanie, ponieważ zdecydowanie mogło być gorzej. Na przykład, ktoś mógłby chcieć na niego zapolować. Ale po co dobijać leżącego?
- Mogę ci chociaż jakoś trochę poprawić humor? - zapytałam zamiast tego. - Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?
Zamilkł na chwilę, podrapał się tylną łapką, poruszył wąsami i dopiero odpowiedział.
- Zaśpiewaj mi coś.
- W porządku.
 Subaru przyznał kiedyś, że lubi słuchać mojego głosu i czasami prosił mnie tak jak teraz żebym coś dla niego zaśpiewała, zanuciła lub po prostu opowiadała mu o różnych sprawach. Zawsze z chęcią spełniałam jego prośby, skoro sprawiało mu to radość. Tak było i tym razem. Po krótkiej chwili namysłu zaczęłam cicho nucić melodię pewnej starej kołysanki. Jednak im dłużej to robiłam, tym bardziej leżący dotąd spokojnie Subaru zaczynał się wiercić. W końcu urwałam, gdyż nie rozumiałam, co jest nie tak.
- Aż tak fałszuję? - zapytałam pół żartem, pół serio. - Czy może mam wybrać coś innego?
Subaru ponownie poruszył się niespokojnie.
- Nie... Jest dobrze. Tylko... Twój  głos brzmi tak jakoś inaczej.
- W sensie, że gorzej?
Pokręcił łebkiem i wsunął go pod moją dłoń.
- Nie... Nawet... przyjemniej...
- Hmm... Uznam to za komplement. Mam kontynuować?
Potwierdził, więc wróciłam do przerwanej melodii. Kiedy zbliżałam się już do jej końca, podniósł się i oparł przednimi łapkami o moje skrzyżowane ramiona. Uśmiechnęłam się i w tej chwili po raz kolejny tego dnia stało się coś niespodziewanego. W jednej sekundzie siedziałam z królikiem na kolanach, a już w następnej leżałam na plecach przyciśnięta do materaca przez ciężar wampira. Zamrugałam, zaskoczona widokiem jego twarzy tuż nad swoją, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Wróciłeś!
Subaru skinął głową, westchnął z ulgą i ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Co za powalony dzień - podsumował dosadnie, muskając ustami skórę tuż przy moim uchu. - Nigdy więcej...
- Potwierdzam. Przynajmniej już wiesz, żeby nie brać jedzenia od Laito.
- Zdecydowanie. - Podniósł głowę i popatrzył mi w oczy, ale po krótkiej chwili odwrócił wzrok. Jego policzki zabarwiły się na różowo, utwierdzając mnie w przekonaniu, że był zawstydzony. - Przepraszam za wszytko. Nie byłem do końca... sobą.
Zaśmiałam się, ani trochę nie próbując ukryć rozbawienia.
- I to dosłownie - zgodziłam się i wsunęłam palce w jego białe włosy. - Nie masz za co przepraszać.
- O wiele bardziej wolę to ciało - oznajmił, nachyliwszy się nade mną. Nasze usta otarły się delikatnie o siebie. - O wiele bardziej.
- Doskonale cię rozumiem - wyszeptałam i zamknęłam oczy, gdy ponownie mnie pocałował.

wtorek, 22 marca 2016

Omedetou, Ore-sama!

No i w końcu nadszedł 22 marca a wraz z nim urodziny najmłodszego-najstarszego z trojaczków - Ayato Sakamaki!


Ayato to definitywnie moja ulubiona postać ze świata DiaLovers. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy polubiłam go już na samym początku czy dopiero z czasem... Ale w każdym razie, gdy go już polubiłam to tak na Amen. Zawsze był, jest i będzie dla mnie numerem jeden spośród wszystkich oryginalnych bohaterów. Ale chyba to widać, prawda? xD


Ayato wielokrotnie odgrywał rolę moich tapet, blokad ekranu i avatarów. Lubię jego wygląd, charakter, głos... Zresztą pewna osoba nawet powiedziała mi kiedyś, że przypominam jej go swoim zachowaniem~.


No to... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, AYATO! <3

I jeszcze tak na podsumowanie znalezione przeze mnie amv o trojaczkach ^^ :


poniedziałek, 21 marca 2016

Omedetou, Słodyczożerco!

Pora na kolejnego z trojaczków. Dziś, to jest 21 marca urodziny obchodzi środkowy z nich, czyli Kanato Sakamaki.


Jest to jedna z tych postaci, co do których mam mieszane uczucia. W moich oczach, a także w oczach Natsuki jest to typ takiego pociesznego, młodszego braciszka (bez względu na jego rzeczywisty wiek). Mimo jego różnych, dziwnych odpałów, psychicznych zachowań itp. i tak go lubię.


Cóż, może nie powinnam się do tego przyznawać, ale... Mam z Kanato trochę wspólnego xD A już w szczególności, kiedy jestem bardzo niewyspana lub chora. Taak, profilaktycznie lepiej wtedy trzymać się z daleka. A co tak na co dzień mam z nim wspólnego? Chociażby zamiłowanie do różnorakich słodyczy. Resztę zostawię waszej interpretacji xD


Co tu dużo mówić? Po prostu wszystkiego najlepszego, Kanato!

niedziela, 20 marca 2016

Omedetou, Kapeluszniku!

20 marca - teoretyczny początek wiosny i zarazem... urodziny Laito Sakamaki, najstarszego według naszego sposobu myślenia, lecz najmłodszego według twórców DiaLovers (bo Japonia przeważnie ma inny sposób myślenia) z trojaczków.


Laito od jakiegoś czasu zalicza się w poczet moich ulubionych postaci z serii DL. Jest to dosyć niezwykłe, ponieważ na początku, kiedy dopiero zaczynałam oglądać pierwszy sezon DiaLovers, szczerze mówiąc - nie lubiłam go. Zmieniło się to dopiero po kilku miesiącach po zakończeniu tamtego sezonu.


Aktualnie lubię go do tego stopnia, że jeszcze niedawno miałam ustawione jego zdjęcie jako blokadę ekranu w telefonie :3 Co do samej postaci, to zdaję sobie sprawę, że w moim fanficu załagodziłam nieco jego charakter (tak jak w przypadku większości postaci), ale mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to za bardzo. Och, no i oczywiście możecie dzielić się w komentarzach swoimi opiniami na jego temat ^^


Na początku myślałam, że w tym tygodniu uda mi się także napisać jakiś rozdział na bloga (bo rekolekcje, to więcej czasu itd.), ale plany nieco się zmieniły. Chciałam wystartować w konkursie pisarskim i przez ostatnich kilka dni zbierałam informacje, wszystko ładnie sobie obmyśliłam, żeby przez weekend na spokojnie napisać opowiadanie, a po konkursie może także tutaj je wstawić... A tu niespodzianka! Są problemy z zarejestrowaniem się na stronę, więc nici z konkursu. Co za pech T^T


W każdy razie... Wszystkiego najlepszego, Laito!

niedziela, 13 marca 2016

Nastoletni Terror: Rozdział 7

Czas na przedstawienie wam dalszych losów Saori, która powoli musi zacząć mierzyć się z konsekwencjami podjętych przez nią decyzji. Co teraz na nią czeka? Przekonajcie się sami, czytając poniższy rozdział! ^^
Przy okazji dziękuję wam oczywiście za wszystkie miłe komentarze, jak i za same zaglądanie na mojego bloga. Lecz mam do was także jedną sprawę... Już o tym kiedyś wspominałam, ale się powtórzę. Bardzo się cieszę, że moje historie tak się wam podobają, że z niecierpliwością wyczekujecie następnych rozdziałów, ale... Ciągłe powtarzanie pytania "kiedy następny?" naprawdę nie przyśpieszy procesu pisania. Nie jestem wam również w stanie konkretnie odpowiadać na takie komentarze, bo jak już wspominałam, nie ustalam sobie konkretnych terminów na pisanie ani nie potrafię przewidzieć, kiedy dany rozdział skończę.
 No, to by było na tyle. Bez dalszego przedłużania - miłego czytania! ^^


Niepewność

- Woah! To wygląda jak... Jak prawdziwa... Twarz! - Wcale nie starałam się ukryć ekscytacji i podziwu pobrzmiewających w moim głosie, gdy patrzyłam na już niemal ukończone dzieło przed moimi oczami.
- No nie? - Hisako zsunęła z twarzy maskę ochronną i uśmiechnęła się z dumą.
Patrzyłyśmy na rozłożoną na specjalnym stojaku maskę wykonaną przez dziewczynę. Niezwykłe było w niej to, że do złudzenia przypominała ludzką twarz. Zupełnie jakby... została zerwana z czyjejś czaszki. Za pozwoleniem Hisako ostrożnie przesunęłam opuszkami palców po materiale imitującym skórę. Gdyby nie zupełnie puste dziury oczodołów i świadomość, że to wszystko to tylko skomplikowana mieszanka odpowiednich składników będących jeszcze niedawno bezkształtną papką, mogłabym pomyśleć, że właśnie dotykam twarzy prawdziwego człowieka.
- Jesteś niesamowita, Endo - oznajmiłam z zupełną powagą. - Jak ty to w ogóle zrobiłaś?
- Hmm... Powiedzmy, że głównie jest to kwestia doświadczenia i dobrego wyczucia.
- Ale gdzie się tego nauczyłaś? - Drążyłam, nadal będąc pod ogromnym wrażeniem, jakie zrobiły na mnie umiejętności dziewczyny. - Nie każda nastolatka potrafi zrobić coś takiego.
Hisako wzruszyła obojętnie ramionami i jakby chcąc uciąć ten temat zaciągnęła zasłonę odgradzającą nas od jej pracowni. 
- Nie każda nastolatka należy do grupy terrorystycznej.
- Tak... Masz rację - zgodziłam się i postanowiłam nie wnikać głębiej, skoro widziałam, że dziewczyna ewidentnie nie chciała o tym rozmawiać. A konkretniej... Żaden członek "Explosive Rabbits" nie chciał mówić mi o ich działaniach, przeszłości czy tym podobnych sprawach nic więcej ponad to, co uważali za konieczne. Takie zachowanie ani trochę nie pomagało mi w próbach, jakie podejmowałam, aby zrozumieć ich postępowanie. Wprowadzało mnie to jedynie w większe zagubienie. Tym bardziej, że sprawiali takie wrażenie, jakby wiedzieli o mnie więcej niż ja o nich.
- Jutro idziesz do szkoły, prawda? 
Hisako zaplotła ramiona na klatce piersiowej, obserwując mnie uważnie. Skinęłam głową. Już wcześniej uzgodniłam z resztą to, że wrócę do szkoły, aby nie wzbudzać podejrzeń. Miałam tylko nadzieję, że moja matka nie próbowała kontaktować się z dyrekcją ani wychowawcą...
- Jesteś tego na sto procent pewna?
- Słucham? - Spojrzałam na nią przepraszająco, odrywając się od nerwowych myśli krążących po mojej głowie. - Przepraszam... Zamyśliłam się.
Dziewczyna westchnęła ciężko i usiadła na swoim łóżku.
- No, czy jesteś pewna tego, że chcesz iść do szkoły?
- Tak. Chyba tak...
- Chyba?
Uśmiechnęłam się niepewnie, skubiąc palcami nitkę wystającą z rękawa mojej bluzy.
- Trochę się denerwuję...
- W sumie, to zrozumiałe - Hisako podciągnęła kolana i oparła na nich ramiona. - Chłopcy, co prawda, mieli już zmienić adres w twoich danych, ale jeśli nie czujesz się na siłach, to możesz zostać. Kaoru raczej nie powinien mieć nic przeciwko temu.
- Nie - potrząsnęłam głową. - Pójdę. To, że się denerwuję, nie oznacza, że nie powinnam tam iść. To wszystko było moją decyzją, więc nie mogę teraz nagle się wycofać.
- Skoro tak uważasz... Ale teraz lepiej idź już spać, bo jutro padniesz z tych nerwów.
Posłuchałam jej rady i gdy poszła się kąpać, od razu położyłam się na swoim futonie, starając się wyciszyć swój umysł na tyle, by pozwolił mi spokojnie zasnąć.

 Rankiem następnego dnia wszyscy wspólnie opuściliśmy bazę. Szliśmy pieszo, więc w duchu dziękowałam za to, że nasze liceum było w miarę blisko. Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem. Nie przysłuchiwałam się także rozmowie reszty. Po prostu podążałam za nimi w milczeniu, czując jedynie co raz większe zdenerwowanie. Im bliżej szkoły się znajdowaliśmy, tym mój żołądek ciaśniej zawiązywał się w supeł. Bałam się tego, kto mógł tam na mnie czekać. Podejrzliwy wychowawca, wściekła mama, a może nawet policja? Tak, byłam tchórzliwa. I głupia. Dokładnie zaplanowałam sobie sam przebieg ucieczki z domu, ale prawie w ogóle nie zastanowiłam się nad związanymi z tym czynem konsekwencjami. Przecież gdyby Natsume mnie wtedy nie znalazł, prawdopodobnie włóczyłabym się teraz samotnie ulicami miasta albo ukrywałabym się w jakiejś opuszczonej ruderze. O ile nie zgarnąłby mnie wcześniej patrol policji.
 Rozdzieliliśmy się przed budynkiem szkoły. A raczej... Przez swoje zamyślenie zgubiłam ich gdzieś w tłumie innych uczniów. Zatrzymałam się i ze zrezygnowaniem spojrzałam na budowlę pokrytą szarym tynkiem, która nagle wydała mi się ogromna i przerażająca. Obleciał mnie strach jak przed wejściem do nawiedzonego domu w parku rozrywki, który odwiedziłam kiedyś z rodzicami. Z perspektywy czasu wydaje się to irracjonalne, ale jako siedmioletnia dziewczynka prawie się rozpłakałam na widok tandetnych, zupełnie nierealistycznych rekwizytów. Przed popadnięciem w całkowitą histerię uratowały mnie wtedy jedynie dłonie rodziców, kurczowo przeze mnie trzymane. Lecz w tej chwili nie było przy mnie nikogo, kogo mogłabym chwycić za rękę, żeby dodać sobie pewności. Byłam zdana na siebie.
 Wzięłam kilka głębszych oddechów i zaciskając palce na pasku torby ruszyłam powoli w stronę wejścia. Żeby zająć myśli czymś innym, zaczęłam liczyć swoje kroki. 
Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć.
- Och, a więc jednak przeżyłaś - przesycony sztuczną słodyczą głos dobiegł mnie z prawej strony. - Jaka szkoda.
Moja dłoń trzymająca pasek zaczęła się pocić. Zignorowałam szyderczy chichot, przyśpieszając kroku.
Jedenaście. Dwanaście. Trzynaście. Nie zatrzymuj się. Siedemnaście. Osiemnaście. 
- Uciekasz?
Już niemal biegłam.
Dwadzieścia pięć. Dwadzieścia sześć.
- No, nie bądź taka!
Kiedy doszłam do trzydziestu, a od drzwi wejściowych dzieliło mnie może ze dwadzieścia, poczułam mocne szarpnięcie. Potknęłam się i zanim udało mi się odzyskać równowagę zostałam pociągnięta na bok. 
- Puśćcie mnie! - zaprotestowałam, szarpiąc się i zapierając stopami o betonowy chodnik. 
- Nie rób scen.
Zostałam na tyle mocno pchnięta w plecy, że musiałam przytrzymać się stojaka na rowery, aby całkowicie nie upaść. Odepchnęłam się od niego i wyprostowałam, stając przodem do grupki moich rówieśników. Yui przyglądała się mi z taką odrazą, jakbym była obrzydliwym robalem pełzającym obok jej nieskazitelnie czystych, połyskujących szpilek. Pozostała trójka uczniów stała w milczeniu za jej plecami niczym mur obronny.
- Czego chcesz? - wycedziłam przez zaciśnięte z nerwów zęby. Yui była ostatnią osobą, którą chciałam spotkać tego dnia.
- Zawsze witasz mnie w ten sam przeuroczy sposób. Nie znudziło ci się jeszcze?
- A tobie nie znudziło się zatruwanie mi życia?
Zaśmiała się, odrzucając na plecy jasne pasma włosów.
- To mi się nigdy nie znudzi. - Wykrzywiła swoje wymalowane różowym błyszczykiem usta w złośliwym uśmiechu. - Słuchaj, mała pindo. Nie wiem, jak udało ci się uciec z tego centrum i tak właściwie, to mnie to nie obchodzi. Szkoda tylko, że jakaś bomba nie wybuchła w twoim pobliżu - westchnęła, jakby naprawdę ubolewała nad tym faktem. Chociaż może i rzeczywiście tak było. - Ale wiedz jedno. Jeszcze z tobą nie skończyłam.
Pstryknęła palcami lśniącymi od tkwiących na nich licznych pierścionków. Chłopak Yui jak na komendę wystąpił naprzód. Przeniosłam wzrok z dziewczyny na niego i z powrotem.
- Co ty knujesz? - Cofnęłam się o kilka kroków, ale za mną była tylko chropowata ściana. Utknęłam. Ze względu na ich przewagę liczebną nie byłabym w stanie im uciec.
- Nic wielkiego. Ale należy mi się chyba jakaś rekompensata za ostatnią nieudaną akcję.
- Rekompensata? - Powtórzyłam, nadal wodząc wzrokiem między nią, a jej chłopakiem.
- Kasa - wyjaśniła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. - Jestem głodna, a nie wzięłam dzisiaj drugiego śniadania. Wyskakuj z tego, co tam masz albo zajmie się tym Hiromi.
Chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, mrużąc ciemne oczy. Wyglądał niczym drapieżnik, który zapędził swoją ofiarę w kozi róg. Odruchowo przycisnęłam mocniej torbę do swojego boku.
- Pogrzało was? - Nie znosiłam siebie za to, że głos mi w tej chwili zadrżał. - Walcie się!
- Nie pyskuj, mała - Hiromi błyskawicznie pokonał dzielącą nad odległość. Palce jego prawej ręki wbiły się w moje ramię, podczas gdy lewą szarpnął moją torbę.
- Nie dotykaj! - Wrzasnęłam tak głośno, jak tylko się dało. Miałam nadzieję, że przyciągnę tym czyjąś uwagę i ktoś łaskawie przyjdzie mi z pomocą.
- Zamknij się, idiotko!
- Pośpiesz się, Hiromi! - Ponagliła go Yui. - Ileż można użerać się z jedną laską?!
- Hej, to chyba nie jest do końca koleżeńskie zachowanie, prawda?
Hiromi przestał się ze mną szarpać i wszyscy jak na komendę odwrócili głowy w stronę, z której dobiegał spokojny głos. Ryutaro szedł w naszą stronę leniwym krokiem, z dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni.
- A ty tu czego? - Yui obrzuciła go pełnym niechęci spojrzeniem.
- Chciałem wam tylko powiedzieć, że przed chwilą widziałem w pobliżu jednego z nauczycieli - Ryutaro przechylił głowę na bok z taką miną, jakby nad czymś się zastanawiał. - Może powinienem go zawołać?
- Daruj sobie, nerdzie.
- O, proszę. Czy to nie wicedyrektor? - Ryutaro wskazał ręką kierunek. - Wystarczy, że tylko podniosę głos. Myślicie, że będzie zadowolony na wieść o znęcaniu wśród uczniów?
Yui prychnęła gniewnie.
- Hiromi, zostaw ją. Zaraz spóźnimy się na lekcje - przeniosła na mnie mordercze spojrzenie. - Jeszcze się z tobą później policzę.  Nie myśl, że ci odpuszczę.
Ciemnooki puścił mnie wreszcie i posłusznie wraz z resztą podążył za Yui. Odetchnęłam z ulgą dotykając dłonią czoła i z wielką wdzięcznością popatrzyłam na Ryutaro.
- Dziękuję.
- Taa, nie ma za co - chłopak otaksował mnie uważnie wzrokiem zza swoich okularów. - Ale my też lepiej się pośpieszmy. Zaraz zaczyna się pierwsza lekcja.
Przytaknęłam ruchem głowy, ale on już zaczął wchodzić po schodach prowadzących do głównych drzwi. Czym prędzej zrównałam się z nim krokiem i już po chwili kroczyliśmy ramię w ramię pustoszejącymi korytarzami. Większość uczniów znajdowała się już w klasach, a pozostali śpieszyli się tak jak my, żeby dotrzeć na miejsce przed nauczycielami. 
- Zrobiłaś coś konkretnego, czym jej podpadłaś? - zapytał w pewnej chwili Ryutaro, nawet na mnie nie patrząc.
- Nie. A przynajmniej niczego takiego sobie nie przypominam.
- Mhm. Zawsze wyglądała mi na taki typ, który czepia się ludzi bez powodu. Byle tylko mieć na kim się powyżywać.
- Pocieszające... Jeszcze raz, dziękuję ci za wcześniej.
- Spoko - wzruszył obojętnie ramionami. - Po prostu tamtędy przechodziłem.
- W takim razie miałam szczęście.
Zwolniłam nagle, wbijając wzrok w wejście do naszej sali. Dzieliło mnie od niego jeszcze tylko kilka kroków... 
Kilka kroków i dowiem się, czy wychowawca coś wie na temat mojej ucieczki.
Ryutaro obrzucił mnie szybkim spojrzeniem zanim przekroczył próg klasy.
- Wszystko będzie dobrze.
 Zaskoczyło mnie to jego nagłe zapewnienie. Odprowadziłam go wzrokiem i dopiero po kilku kolejnych sekundach zdecydowałam się na pójście w jego ślady. Równo z dzwonkiem weszłam do środka i unikając patrzenia na twarze pozostałych uczniów zajęłam swoje miejsce. Chwilę po mnie do sali przyszedł mężczyzna w średnim wieku, z czarnymi włosami gładko zaczesanymi na bok i okularami w grubych oprawkach. Nasz wychowawca. Był to wymagający nauczyciel japońskiego, ale również wyrozumiały wychowawca. A przynajmniej takie wrażenie odniosłam po kilku rozmowach, jakie odbyłam z nim po przeniesieniu się do tej szkoły. 
 Wychowawca podszedł do swojego biurka ustawionego z prawej strony tablicy i po przywitaniu się z nami zaczął szybko przeglądać papiery leżące na blacie. Zachowywał się jak zwykle, lecz mimo tego, nie mogłam się uspokoić. Zacisnęłam dłonie na krawędzi swojej ławki, gdy zaczął sprawdzać listę obecności. Bałam się, że po wyczytaniu mojego nazwiska wyprosi mnie z sali albo każe zostać po lekcjach i wtedy okaże się, że o wszystkim wie. Moje serce dudniło głośno w piersi, skóra zrobiła się lodowata, a w ustach czułam suchość.
- Shimizu.
- Jestem - odparłam zachrypniętym głosem.
Nauczyciel podniósł wzrok. Zamarłam, wstrzymując oddech. 
Czy on wie?
Lecz mężczyzna najzwyczajniej w świecie wrócił do odczytywania kolejnych nazwisk. Poczułam ogromną ulgę i wypuściłam powoli powietrze przez lekko rozchylone usta. Wytarłszy wilgotne dłonie w materiał spódniczki dopiero w tej chwili zdecydowałam się na otworzenie zeszytu. Już o wiele spokojniejsza czekałam na rozpoczęcie lekcji.

 Gdy dzwonek obwieścił rozpoczęcie długiej przerwy Natsume podszedł do mojej ławki ciągnąc za ramię niekoniecznie zadowolonego Ryutaro. Obaj trzymali w swoich dłoniach pudełka ze śniadaniem przygotowanym wspólnie zanim wyszliśmy do szkoły.
- Chodźmy razem zjeść! - zaproponował weselszy z ich dwójki.
- Gdzie? - Zdziwiłam się, ponieważ sama jadałam przeważnie w klasie, nie ruszając się nawet ze swojego miejsca. 
- Na dach. - Natsume uśmiechnął się szeroko, ponaglając mnie do wstania z krzesła.
- Umm... Możemy?
Teraz to on zrobił zdziwioną minę.
- No, jasne. Zawsze tam jemy.
- W takim razie, w porządku.
 Wyjęłam własne śniadanie i poszłam za chłopakami. Jak się chwilę później okazało na dachu była tylko nasza trójka. Dziwnie czułam się w tym miejscu, ponieważ jakoś nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby tam zajrzeć. Rozejrzałam się z zaciekawieniem po pustej przestrzeni, po czym dołączyłam do sadowiących się już na podłożu chłopaków.
- Więc jak tam? - zagadnął Natsume, kiedy zabraliśmy się do jedzenia. - Dalej się tak denerwujesz czy już ci lepiej?
- Trochę lepiej - przyznałam. - Ale i tak nadal się boję...
Ryutaro westchnął ciężko, przewracając przy tym oczami.
- Sama się w to wpakowałaś, więc teraz nie rozpaczaj.
- Ryu - Natsume posłał mu karcące spojrzenie, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- No co? Nie tylko jej jest lub było ciężko. Musi to wiedzieć i się do tego przyzwyczaić, a nie użalać się nad sobą.
- Ryu!
Spuściłam wzrok na zawartość pudełka ułożonego na moich kolanach. Wiedziałam, że Ryutaro miał rację. Nie miałam mu za złe tego, co mówił, bo była to po prostu prawda. Musiałam wziąć się wreszcie w garść.
- Przepraszam - pochyliłam głowę, kładąc otwarte dłonie na betonie przed sobą. 
- Hej, hej! Co ty...? - usłyszałam nad sobą zdezorientowany głos Yamamury. - Przecież nie masz za co przepraszać. Ryu chciał tylko powiedzieć, że...
- Nie. - Podniosłam wzrok na również zdziwionego moim zachowaniem Ryutaro. - Zgadzam się z tobą. Nie tylko mi jest ciężko, więc nie powinnam tak marudzić... Przepraszam, Endo. Obiecuję, że przestanę i jakoś się ogarnę.
- Taa... - Chłopak wyglądał na zakłopotanego. Potarł dłonią kark i odwrócił wzrok. - Okay, czaję. Ale przestań się przy okazji tak kłaniać. To dosyć... niezręczne.
- Rozumiem - wyprostowałam się i zdobyłam na leciutki uśmiech. Tymczasem Natsume parsknął wstrzymywanym do tej pory śmiechem. Oboje spojrzeliśmy na niego z zaskoczeniem.
- Nie wierzę, Saori - wykrztusił, ocierając z kącików oczu nieistniejące łzy. - Udało ci się zawstydzić naszego Ryu. Chyba trzeba ci dać za to jakiś medal!
- C... Yamamura! - Policzki Ryutaro przybrały delikatnie różowy odcień, kiedy zamachnął się, żeby uderzyć Natsume w ramię. - A udław się tym ryżem!
Widząc, jak chłopcy szturchają się i śmieją w głos sama także już nie wytrzymałam i po chwili chichotałam w najlepsze. Przerwał nam dopiero dzwonek wzywający nas na kolejną lekcję.