Na początek chciałabym (jak zwykle) bardzo podziękować wszystkim moim czytelnikom. A już w szczególności tym, którzy pozostawiają po sobie kilka miłych słów i swoje opinie w postaci komentarzy. Cieszy mnie, że poprzedni rozdział wywołał u was takie reakcje i emocje, jakich oczekiwałam. Dla autora jest to jak zaliczenie jakiejś misji, odniesienie sukcesu. Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział również wam się spodoba. Tak jak już wcześniej wspominałam, tym razem pojawił się fragment pisany z punktu widzenia Ayato. Nie zdradzę nic więcej. Jeśli chcecie poznać dalszy los bohaterów DiaLovers oraz myśli Ayato, musicie zrobić to sami, czytając ten rozdział :3
Rozterki wampira
Gdy wreszcie w miarę się uspokoiłam,
przeniosłam się z podłogi na łóżko. Oparłam się plecami o stertę poduszek,
podkuliłam nogi i szczelnie opatuliłam kołdrą. Próbowałam zapanować nad
własnymi emocjami doskonale wiedząc, że te negatywne wpływają tylko korzystnie
na duszę Cordelii, tkwiącą wciąż gdzieś wewnątrz mnie. Mogłam w nieskończoność
próbować popełnić samobójstwo, mogłam dźgać się w serce, ile chciałam. To i tak
nie wypędzało jej na dobre. Niech tylko ktoś mi powie, dlaczego to wszystko
musiało spotkać właśnie mnie?
Dobra, co robi przeciętna dziewczyna po zerwaniu? Siedzi przed telewizorem i opycha się lodami, przeszło mi przez myśl, gdy przypomniałam sobie typowy schemat romansideł.
Hej, żeby mówić o zerwaniu, to najpierw trzeba by było w ogóle być w jakimś związku, wtrącił się mój wewnętrzny głosik. Taa… nie ma to jak dobić samą siebie.
Z ciężkim westchnięciem skuliłam się na łóżku w pozycji embrionalnej, owijając się kołdrą niczym kokonem. Niestety w swoim pokoju nie miałam ani lodówki, ani telewizora, a nie miałam najmniejszego zamiaru opuszczać go przez co najmniej kilkanaście następnych godzin.
W chwili, gdy zamknęłam oczy pod moimi powiekami pojawiła się po raz kolejny obojętna mina Ayato. To był ten sam wyraz twarzy, który zaprezentował mi przy naszym pierwszym spotkaniu. Doskonale pamiętam ten chłód w oczach i całkowite niezainteresowanie na twarzy. Myślałam, że z czasem udało mi się nieco roztopić lód w jego spojrzeniu, ale najwyraźniej się myliłam. To raczej on miał większy wpływ na mnie, niż ja na niego. To on wypełnił moje żyły swoim jadem. Całkowicie zatruł moje ciało czymś tak naiwnym jak nastoletnia, pierwsza miłość. Nim się zorientowałam, wpadłam po uszy, a wtedy on gwałtownie odsunął mnie od siebie. Zupełnie jakby mówił „misja skończona, czas się odgrodzić”.
I choć zdawałam sobie sprawę ze swojego położenia, to wciąż miałam głupią nadzieję. Pragnęłam żeby zmienił zdanie, wrócił, objął mnie i pocałował. Byłam pewna, że gdyby tak zrobił to wybaczyłabym mu bez zastanowienia.
Zacisnęłam mocniej powieki, chowając twarz w pościeli.
- Jestem głupia – powiedziałam do samej siebie. – Jestem głupia, naiwna, słaba. Zachowuję się jak te głupie laski z romansów. Głupia, głupia, głupia!
Przetoczyłam się po łóżku, układając się na drugim boku. W myślach powtarzałam sobie wciąż, że to przecież nie jest koniec świata. Mówiłam sobie, że mam dopiero siedemnaście lat i wiadomo, że w tym wieku uczucia nie są jeszcze stałe.
Pewnie to głupie zauroczenie minie mi za niedługo, pocieszałam się. Czy w to wierzyłam? Co do tego, już nie byłam taka pewna.
Dobra, co robi przeciętna dziewczyna po zerwaniu? Siedzi przed telewizorem i opycha się lodami, przeszło mi przez myśl, gdy przypomniałam sobie typowy schemat romansideł.
Hej, żeby mówić o zerwaniu, to najpierw trzeba by było w ogóle być w jakimś związku, wtrącił się mój wewnętrzny głosik. Taa… nie ma to jak dobić samą siebie.
Z ciężkim westchnięciem skuliłam się na łóżku w pozycji embrionalnej, owijając się kołdrą niczym kokonem. Niestety w swoim pokoju nie miałam ani lodówki, ani telewizora, a nie miałam najmniejszego zamiaru opuszczać go przez co najmniej kilkanaście następnych godzin.
W chwili, gdy zamknęłam oczy pod moimi powiekami pojawiła się po raz kolejny obojętna mina Ayato. To był ten sam wyraz twarzy, który zaprezentował mi przy naszym pierwszym spotkaniu. Doskonale pamiętam ten chłód w oczach i całkowite niezainteresowanie na twarzy. Myślałam, że z czasem udało mi się nieco roztopić lód w jego spojrzeniu, ale najwyraźniej się myliłam. To raczej on miał większy wpływ na mnie, niż ja na niego. To on wypełnił moje żyły swoim jadem. Całkowicie zatruł moje ciało czymś tak naiwnym jak nastoletnia, pierwsza miłość. Nim się zorientowałam, wpadłam po uszy, a wtedy on gwałtownie odsunął mnie od siebie. Zupełnie jakby mówił „misja skończona, czas się odgrodzić”.
I choć zdawałam sobie sprawę ze swojego położenia, to wciąż miałam głupią nadzieję. Pragnęłam żeby zmienił zdanie, wrócił, objął mnie i pocałował. Byłam pewna, że gdyby tak zrobił to wybaczyłabym mu bez zastanowienia.
Zacisnęłam mocniej powieki, chowając twarz w pościeli.
- Jestem głupia – powiedziałam do samej siebie. – Jestem głupia, naiwna, słaba. Zachowuję się jak te głupie laski z romansów. Głupia, głupia, głupia!
Przetoczyłam się po łóżku, układając się na drugim boku. W myślach powtarzałam sobie wciąż, że to przecież nie jest koniec świata. Mówiłam sobie, że mam dopiero siedemnaście lat i wiadomo, że w tym wieku uczucia nie są jeszcze stałe.
Pewnie to głupie zauroczenie minie mi za niedługo, pocieszałam się. Czy w to wierzyłam? Co do tego, już nie byłam taka pewna.
***
Przez następnych kilka dni dzielnie znosiłam
ignorowanie ze strony Ayato, znajdując sobie co raz to nowe zajęcia, byle po
prostu nie siedzieć i nie użalać się nad
własnym losem. Tak więc uczyłam się, czytałam, ćwiczyłam grę na gitarze i śpiew,
a także powróciłam do treningów z Subaru. Po każdej serii z nim byłam
niesamowicie zmęczona, ale przynajmniej mnie to satysfakcjonowało. Tym
bardziej, że Subaru stwierdził, iż robiłam postępy.
Wreszcie nastąpił dzień, w którym miałam ponownie spotkać się z Kou. Wcześniej dostałam od niego wiadomość potwierdzającą, że będzie na mnie czekał w sali muzycznej podczas długiej przerwy.
Wychodząc z klasy spojrzałam przelotnie w kierunku Ayato. Wampir bujał się na krześle, z nogami opartymi o ławkę i ze znudzeniem przeglądał zawartość swojego odtwarzacza muzycznego. Wiedziałam, że i tak za chwilę go odłoży, bo przyjdzie do niego Yuri. Stało się to już rutyną w ostatnich dniach. Z cichym westchnięciem przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam przed siebie.
Na miejscu zdziwiło mnie to, że idol nie był sam. Towarzyszył mu bowiem jeden z jego braci, a mianowicie Ruki, jeśli dobrze pamiętałam.
- Hej – przywitałam się, uśmiechając przy tym niepewnie.
- Hej, kociaku – odpowiedział od razu Kou, odwracając się w moją stronę. – Pamiętasz mojego brata, Rukiego?
Skinęłam głową, zerkając kątem oka na ciemnowłosego chłopaka, który siedział przy nauczycielskim biurku. Dostrzegł on jednak moje spojrzenie i uśmiechnął się, choć nie był to raczej zbyt przyjacielski uśmiech. Raczej taki przyprawiający o dreszcze…
- W takim razie chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, aby nam dzisiaj towarzyszył, prawda?
- N-nie… ale czemu tak właściwie? – skierowałam swoje pytanie bezpośrednio do Rukiego, który zamykał właśnie leżącą przed nim książkę.
- Kou tak cię zachwalał, że aż musiałem sprawdzić, czy przypadkiem nie przesadza – odparł tamten, opierając łokcie na biurku.
- A poza tym im więcej osób podczas ćwiczeń, tym mniejszy stres podczas występu – dodał Kou. – W sumie mógłbym zawołać jeszcze Azusę i Yumę…
- Nie trzeba – wtrąciłam szybko. – Dwie osoby chyba mi na dziś wystarczą. Nawet nie wiem czy wykonuję tę piosenkę czysto, więc lepiej jeśli zbłaźnię się przed mniejszą liczbą osób.
- Na pewno się nie zbłaźnisz – zapewnił mnie idol, posyłając mi jeden z tych jego olśniewających uśmiechów. – Z tego, co pamiętam to do ćwiczenia dałem ci „Departures”, prawda? Opanowałaś cały tekst, czy wolałabyś mieć go jednak przy sobie.
- Myślę, że dam sobie radę bez niego.
Blondyn klasnął w dłonie.
- Świetnie, usiądź sobie, czy co tam chcesz, żeby było ci wygodnie, a ja przygotuję podkład.
- Okay. – Przycupnęłam na jednej z ławek, obserwując jak wampir przeszukuje swój telefon komórkowy w poszukiwaniu odpowiedniego utworu.
- Gotowa?
- Gotowa.
Wreszcie nastąpił dzień, w którym miałam ponownie spotkać się z Kou. Wcześniej dostałam od niego wiadomość potwierdzającą, że będzie na mnie czekał w sali muzycznej podczas długiej przerwy.
Wychodząc z klasy spojrzałam przelotnie w kierunku Ayato. Wampir bujał się na krześle, z nogami opartymi o ławkę i ze znudzeniem przeglądał zawartość swojego odtwarzacza muzycznego. Wiedziałam, że i tak za chwilę go odłoży, bo przyjdzie do niego Yuri. Stało się to już rutyną w ostatnich dniach. Z cichym westchnięciem przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam przed siebie.
Na miejscu zdziwiło mnie to, że idol nie był sam. Towarzyszył mu bowiem jeden z jego braci, a mianowicie Ruki, jeśli dobrze pamiętałam.
- Hej – przywitałam się, uśmiechając przy tym niepewnie.
- Hej, kociaku – odpowiedział od razu Kou, odwracając się w moją stronę. – Pamiętasz mojego brata, Rukiego?
Skinęłam głową, zerkając kątem oka na ciemnowłosego chłopaka, który siedział przy nauczycielskim biurku. Dostrzegł on jednak moje spojrzenie i uśmiechnął się, choć nie był to raczej zbyt przyjacielski uśmiech. Raczej taki przyprawiający o dreszcze…
- W takim razie chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, aby nam dzisiaj towarzyszył, prawda?
- N-nie… ale czemu tak właściwie? – skierowałam swoje pytanie bezpośrednio do Rukiego, który zamykał właśnie leżącą przed nim książkę.
- Kou tak cię zachwalał, że aż musiałem sprawdzić, czy przypadkiem nie przesadza – odparł tamten, opierając łokcie na biurku.
- A poza tym im więcej osób podczas ćwiczeń, tym mniejszy stres podczas występu – dodał Kou. – W sumie mógłbym zawołać jeszcze Azusę i Yumę…
- Nie trzeba – wtrąciłam szybko. – Dwie osoby chyba mi na dziś wystarczą. Nawet nie wiem czy wykonuję tę piosenkę czysto, więc lepiej jeśli zbłaźnię się przed mniejszą liczbą osób.
- Na pewno się nie zbłaźnisz – zapewnił mnie idol, posyłając mi jeden z tych jego olśniewających uśmiechów. – Z tego, co pamiętam to do ćwiczenia dałem ci „Departures”, prawda? Opanowałaś cały tekst, czy wolałabyś mieć go jednak przy sobie.
- Myślę, że dam sobie radę bez niego.
Blondyn klasnął w dłonie.
- Świetnie, usiądź sobie, czy co tam chcesz, żeby było ci wygodnie, a ja przygotuję podkład.
- Okay. – Przycupnęłam na jednej z ławek, obserwując jak wampir przeszukuje swój telefon komórkowy w poszukiwaniu odpowiedniego utworu.
- Gotowa?
- Gotowa.
***
- Brawo, kociaku! –
Kou z uśmiechem na ustach bił mi brawo. – Naprawdę dobrze ci to wyszło.
- Naprawdę? – zapytałam, unosząc pytająco brwi.
- Naprawdę, przecież mówię. A ja znam się przecież na rzeczy ~.
Mówiąc to ostatnie odwrócił się w stronę swojego brata i spojrzał na niego wyczekująco. Ciemnowłosy uśmiechnął się ponownie, opierając podbródek na dłoni.
- Muszę przyznać, że Kou jednak nie przesadzał. Masz dobry głos.
- Serio? – patrzyłam na niego zaskoczona, a jego uśmiech jedynie się poszerzał.
- A nie mówiłem? – blondyn wycelował we mnie palcem wskazującym – Pamiętaj, że występujesz ze mną na następnej szkolnej imprezie.
- Ale… jesteś tego pewny? Przecież jesteś gwiazdą.
- No właśnie! – mrugnął do mnie, obejmując mnie ramieniem. – Dlatego jest to dla ciebie zaszczyt i powinnaś przyjąć moją propozycję, skacząc z radości.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Może masz rację…
- Nie może ale na pewno!
- Hehe, masz dla mnie jeszcze jakieś rady?
- A, racja… Możesz teraz ćwiczyć we własnym zakresie. Po prostu stopniowo wybieraj piosenki, w których musisz coraz wyżej i dłużej przeciągać. Dasz sobie radę, prawda?
- Prawda.
- W takim razie, kociaku, jesteśmy w kontakcie.
- Zgadza się. Do zobaczenia, Kou… i Ruki – dodałam szybko, spoglądając niepewnie na ciemnowłosego.
- Do zobaczenia – pożegnał się spokojnie Ruki, a jego uśmiech po raz kolejny niemal wywołał u mnie dreszcze. Kou tymczasem sprawiał zupełnie inne wrażenie, machając mi wesoło. Jak na braci, to wydawali się zupełnie inni… Chociaż powinnam się do tego już przyzwyczaić, znając przecież rodzeństwo Sakamaki.
- Naprawdę? – zapytałam, unosząc pytająco brwi.
- Naprawdę, przecież mówię. A ja znam się przecież na rzeczy ~.
Mówiąc to ostatnie odwrócił się w stronę swojego brata i spojrzał na niego wyczekująco. Ciemnowłosy uśmiechnął się ponownie, opierając podbródek na dłoni.
- Muszę przyznać, że Kou jednak nie przesadzał. Masz dobry głos.
- Serio? – patrzyłam na niego zaskoczona, a jego uśmiech jedynie się poszerzał.
- A nie mówiłem? – blondyn wycelował we mnie palcem wskazującym – Pamiętaj, że występujesz ze mną na następnej szkolnej imprezie.
- Ale… jesteś tego pewny? Przecież jesteś gwiazdą.
- No właśnie! – mrugnął do mnie, obejmując mnie ramieniem. – Dlatego jest to dla ciebie zaszczyt i powinnaś przyjąć moją propozycję, skacząc z radości.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Może masz rację…
- Nie może ale na pewno!
- Hehe, masz dla mnie jeszcze jakieś rady?
- A, racja… Możesz teraz ćwiczyć we własnym zakresie. Po prostu stopniowo wybieraj piosenki, w których musisz coraz wyżej i dłużej przeciągać. Dasz sobie radę, prawda?
- Prawda.
- W takim razie, kociaku, jesteśmy w kontakcie.
- Zgadza się. Do zobaczenia, Kou… i Ruki – dodałam szybko, spoglądając niepewnie na ciemnowłosego.
- Do zobaczenia – pożegnał się spokojnie Ruki, a jego uśmiech po raz kolejny niemal wywołał u mnie dreszcze. Kou tymczasem sprawiał zupełnie inne wrażenie, machając mi wesoło. Jak na braci, to wydawali się zupełnie inni… Chociaż powinnam się do tego już przyzwyczaić, znając przecież rodzeństwo Sakamaki.
***
Ayato skrzyżował nogi w kostkach, wsunął
słuchawki na głowę i przymknął oczy, wsłuchując się w dźwięki jednego ze swoich
ulubionych utworów. W ten sposób mógł odgrodzić się od świata zewnętrznego i
choć na chwilę się wyłączyć, zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
Nie pozwolono mu jednak długo nacieszyć
się tym stanem. Minęła może połowa piosenki, gdy ktoś zastukał mu w jeden z
głośników. Ayato stłumił warknięcie zirytowania i niechętnie uniósł powieki.
Przed nim stała blondwłosa Yuri, szczerząc białe zęby w szerokim uśmiechu.
Przez umysł Ayato przeszła tylko jedna, krótka myśl – znowu.
Niechętnie zsunął słuchawki na szyję i
poprawił się na krześle, obserwując jak blondynka siada na blacie przed nim.
Ledwie to zrobiła i już zaczęła paplać o rzeczach, które w najmniejszym stopniu
go nie interesowały. Obrał sobie jednak pewien cel i miał zamiar do niego
dotrzeć, więc udawał, że jej słucha.
W pewnej chwili odetchnął, podejmując
wreszcie decyzję. Podniósł się ze swojego miejsca, łapiąc dziewczynę za ramię.
- Chodź – rzucił do niej krótko. Tak jak przewidywał, w ogóle mu się nie
opierała, lecz szła posłusznie za nim. Przez skórę dziewczyny czuł jej
przyspieszony zapewne z podekscytowania puls.
Idąc korytarzem rozglądał się uważnie na
boki. Wreszcie dostrzegł uchylone drzwi składziku sprzątaczek. Nie mając
lepszego pomysłu, wszedł z dziewczyną do tego niewielkiego pomieszczenia. Nie
przejmował się zamykaniem drzwi, nie sądził by to miało zająć mu dużo czasu.
Nim zdążył się rozmyślić, pchnął
dziewczynę na tylną ścianę pomieszczenia i zacisnął dłonie na jej ramionach, by
mu się nie wyrwała. Chociaż, gdy tak na nią patrzył w ogóle nie zapowiadało się
na to, by ta w jakimkolwiek stopniu miała mu się przeciwstawiać.
Żałosne.
- A-Ayato? – odezwała się blondynka niby niewinnym głosikiem. Już w tym
momencie miał ochotę odejść, ale nie mógł. Musiał to sprawdzić, musiał się
dowiedzieć.
- Zamknij się – mruknął, odsuwając prawą dłonią materiał jej mundurka, aby
odsłonić jasną skórę. Nie było to trudne, ponieważ dziewczyna i tak za każdym
razem, gdy ją widział, miała rozpięte górne guziki koszuli.
- Co ty… - zaczęła znowu blondynka, ale nie pozwolił jej dokończyć.
Błyskawicznie zatopił kły w jej
obojczyku. Było to tak łatwe, jak gdyby wsuwał nóż w lekko nadtopione
już masło.
Jednak krew, która wypełniła jego usta
nie była tak słodka, do jakiej się przyzwyczaił i jakiej się, szczerze mówiąc,
spodziewał. Tak samo było z zapachem. Ten bowiem, który dotarł do jego nozdrzy
był mdłą wonią perfum.
Dziewczyna tymczasem wydała z siebie
zduszony okrzyk, ale nie zrobiła nic poza tym. Była wręcz irytująco uległa.
- Ayato, co ty robisz? – zapytała, gdy w końcu oderwał się od jej skóry, niemal
zniesmaczony.
- Mówiłem, żebyś się zamknęła – przypomniał, ścierając wierzchem dłoni resztki
krwi z ust.
- Kręcą cię takie zabawy, tak? – drążyła dalej Yuri. – Sado-maso? A może te
szkolne plotki są prawdziwe i jesteś wampirem, co?
Irytująca.
Irytowała go. Okropnie go irytowała.
Szczególnie, że wszystko jak do tej pory było nie tak. Ale musiał doprowadzić
to do końca. Musiał, po prostu musiał to sprawdzić. Powtarzał to sobie raz za
razem.
- Po prostu bądź cicho – nakazał jej
po raz kolejny, opierając dłonie o ścianę, po obu stronach jej twarzy. Cały
czas uważnie obserwował reakcje dziewczyny. Przyspieszony oddech i puls, pewny
siebie, tryumfujący uśmieszek, dziwny błysk w oczach. Ayato nie był głupi.
Wiedział, że dziewczyna myśli, iż wreszcie osiągnęła swój cel i udało jej się
go uwieźć.
Zostało już tylko jedno.
Pochylił się i naparł wargami na wargi
Yuri.
Za każdym razem, gdy robił to z Natsuki odnajdywał
w sobie spokój, a zarazem był podekscytowany, czuł dziwną satysfakcję, zawsze pragnął
więcej, i więcej.
Ale teraz… nie czuł nic poza smakiem
owocowego błyszczyka. Był to po prostu zwykły dotyk.
Dziewczyna zarzuciła ręce na jego szyję,
wydając z siebie jęk.
Ayato po raz kolejny poczuł narastającą
w nim irytację. Wszystko było nie tak.
Wszystko.
Patrzyły na niego bladoniebieskie oczy
zamiast hipnotyzujących, kobaltowych.
Twarz przed nim nie była tak uroczo,
naturalnie zaróżowiona na policzkach.
Usta nie pasowały tak idealnie do jego
warg.
Krew nie była tak słodka.
Głos nie tak przyjemny dla uszu.
Zapach był zbyt mdły.
Dotyk tak cholernie go irytował.
Po prostu wszystko było nie takie, jakie
powinno. Nie takie, do jakiego był przyzwyczajony. Nie takie od jakiego był
uzależniony.
Uzależniony…
Tak, to słowo chyba idealnie oddawało
jego stan. Był uzależniony. Uzależniony od tej jednej, małej, ludzkiej
dziewczyny. Uzależniony od Natsuki.
Jednak w chwili, gdy zaczął to sobie
uświadamiać, zdarzyły się dwie rzeczy, które sprawiły, że zorientował się, iż coś jest
jeszcze bardziej nie tak niż przedtem.
Po pierwsze – dłonie blondynki zsunęły się na jego klatkę piersiową i zaczęły
odpinać kolejne guziki jego koszuli.
Po drugie – do jego uszu dotarł odgłos czegoś uderzającego o podłogę tuż za
progiem pomieszczenia.
Kiedy się odwrócił, raptownie pożałował,
że nie zamknął wcześniej drzwi. Nie. Pożałował, że w ogóle wpadł na tak głupi
pomysł.
- Natsu-
Zdążył jeszcze dostrzec szok w
kobaltowych oczach, po czym Natsuki podniosła swoją torbę z podłogi, odwróciła
się gwałtownie i odbiegła.