No to tak, moi drodzy, dziś kończy się rok 2014, a zarazem minął również rok istnienia tego bloga. W związku z tym postanowiłam zrobić małe podsumowanie :3
Blog nabił ponad 10 tys. wejść. Jesteście wielcy ^^
Opublikowane zostały 104 komentarze. Wow, zadziwiacie mnie owo
Wstawiłam (łącznie z tym) równo 30 postów.
Gwiazdą bloga okazał się być mój fanfic Diabolik Lovers. Jest to zarazem najdłuższe opowiadanie, jakie do tej pory napisałam, więc jestem z siebie dumna xD.
Myślę, że to chyba już wszystkie takie najważniejsze rzeczy. Teraz przedstawię wam moje małe plany na rok 2015. Zobaczymy, ile z tego uda mi się spełnić xD. A więc, mam zamiar:
Zmienić wygląd bloga
Odświeżyć strony na blogu
Kontynuować: "Diabolik Lovers", "Noragami", "Nastoletni Terror" oraz "Zapomnianą Melodię".
Odświeżyć, a raczej napisać na nowo mój stary fanfic o "Ao No Exorcist"
A także napisać fanfici, przeróbki lub one shot'y poniższych tytułów:
"Trylle"
"Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy"
"Free: Eternal Summer"
"Kuroshitsuji'
"Akame ga KILL!"
No i to by było na tyle. Nie wiem, ile z tych planów uda mi się spełnić xD Oczywiście, chciałabym jak najwięcej. Z czasem jednak może mi się coś zmienić - porzucę jakiś pomysł, albo inny wpadnie mi do głowy. W każdym razie, chciałabym wam wszystkim, moi czytelnicy, serdecznie podziękować. Za to, że wchodzicie, czytacie, dzielicie się opiniami w komentarzach, co czasami naprawdę mnie podbudowuje. Tak więc, dziękuję wam wszystkim. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną kolejny rok, że nie porzucicie czytania moich wypocin i że nawet was przybędzie. Naprawdę, fajnie jest wiedzieć, że to co piszę, komuś się podoba. Jeszcze raz dziękuję i życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! ^^
Hoł, hoł, hoł! Właśnie skończyłam świąteczny rozdział DiaLovers! Wiem, że obiecywałam, że pojawi się wcześniej, no ale wiecie... słodkie, poświąteczne lenistwo... W każdym razie, mam nadzieję, że wam Święta minęły spokojnie i miło ^^. A teraz, przejdźmy już lepiej do rozdziału :3
Świętowanie z wampirami
Do świąt pozostało
zaledwie kilka dni. Co prawda, nie obeszło się bez trudności, ale udało mi się
przekonać braci Sakamaki, by pomogli mi z przygotowaniami. Choć na początku
niechętnie, po niedługim czasie zgadzali się już na moje propozycje bez
większych oporów.
I tak, pewnego wieczoru (oczywiście
przecież, że nie w ciągu dnia), na dwa dni przed Wigilą wybrałam się na zakupy
do centrum handlowego w towarzystwie Ayato, Laito, Kanato oraz Subaru. Shuu,
zbyt leniwy, aby ruszyć swój tyłek z rezydencji podczas wolnego dnia, miał
zająć się świąteczną muzyką. Natomiast jego młodszy, sztywny brat Reiji obiecał
(po zmuszeniu) posprawdzać, jak wyglądają sprawy ze świątecznym wyposażeniem
domu.
Całe centrum było niesamowicie
wystrojone. Na parterze stała kilkumetrowa choinka, wzdłuż ruchomych schodów
ciągnęły się kolorowe łańcuchy oraz migoczące lampki, z sufitu zwieszały się
złote i srebrne, olbrzymie gwiazdy i bombki, a w sklepowych witrynach pełno
było najróżniejszych ozdób. Dodatkowo, z głośników płynęły najpopularniejsze
świąteczne przeboje.
- No, dobra – zatrzymałam się, wyciągając z torebki cienki plik kartek. –
Kanato, ty zajmij się słodyczami.
Podałam chłopakowi jedną z list. Ten skinął głową i odszedł, dyskutując ze
swoim ukochanym pluszakiem.
- Laito – zamachałam drugą kartką przed nosem Kapelusznika. – Tobie przydzielam
ozdoby.
- Jak sobie życzysz, Maleńka – uśmiechnął się, mrugając do mnie, po czym
odmaszerował w swoją stronę.
- Ayato, Subaru – zwróciłam się do pozostałej dwójki. – Wy idziecie ze mną.
- A czym mamy się zająć? – zapytał Ayato, rozglądając się po centrum.
- Potrawy, prezenty, różne duperele…
Wampir uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
Tak, jak się spodziewałam, w sklepach było
niezwykle tłoczno. Jednak, na szczęście, nie musiałam przepychać się przez tłum
– ludzie samoistnie rozstępowali się, gdy tylko widzieli Ayato i Subaru. Za
każdym takim razem mimowolnie się uśmiechałam. Z drugiej natomiast strony, w
pewien sposób było to smutne. Ale nie wdawałam się w dłuższe przemyślenia na
ten temat. Chciałam po prostu jak najszybciej skończyć zakupy.
Chłopcy w milczeniu, bez marudzenia,
przyjmowali ode mnie kolejne wypełnione reklamówki. Chociaż widziałam po ich
twarzach, że włóczenie się po sklepach i robienie za tragarzy nie jest szczytem
ich marzeń. Kiedy już wyraźnie mieli serdecznie dość, zaproponowałam, żeby
zaczekali na mnie przy jednej z ławek rozstawionych w korytarzach. Obaj
spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Muszę… załatwić kilka babskich spraw – tłumaczyłam. – Wątpię żeby chciało się
wam mi przy tym towarzyszyć. Zresztą… wolę sama to załatwić. To do zobaczenia!
– rzuciłam szybko, gdy chcieli zaprotestować i pognałam w stronę paru ostatnich
sklepów.
- Naprawdę nie mam pojęcia, co dziewczyny widzą w zakupach –
mruknął Ayato jakiś czas później, gdy już zanieśliśmy zakupy do limuzyny i
wracaliśmy do rezydencji.
- Hej, kupiłam same najpotrzebniejsze rzeczy. Chyba nie widziałeś dziewczyny
ogarniętej szałem zakupów. Uwierz, że takie są gorsze ode mnie – prychnęłam,
krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Czyżby, Naleśniku? – kąciki ust wampira uniosły się w uśmiechu. Niedługo po
przesłuchaniu, na którym byłam, wrócił mu humor i od tego czasu zachowywał się
już normalnie.
- Wyobraź sobie – odwróciłam się do okna, aby uciec przed spojrzeniem jego
jadowicie zielonych oczu.
- Czy ty się rumienisz, Maleńka? – zachichotał Laito ze swojego miejsca.
- Ja?! – przyłożyłam dłonie do swoich policzków. – Chyba ci się przywidziało.
- Może masz gorączkę? – zasugerował dotąd milczący Subaru.
- Mogę to sprawdzić… - odezwał się Ayato. W samochodowej szybie mignęło mi
odbicie jego złośliwego uśmieszku.
- Ani się waż! – pisnęłam, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Nie
zdawałam sobie jednak sprawy, że jego twarz znajduje się aż tak blisko.
Zaskoczona, podskoczyłam na swoim siedzeniu, niemal uderzając przy tym głową w
dach limuzyny. Laito teraz już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Subaru
zmarszczył brwi.
- Coś ty taka nerwowa, Naleśniku? – Ayato przesunął się ponownie na swoje
miejsce.
- Hej, Teddy, jak myślisz, czy to przez te święta czy przez coś innego? –
Kanato ponownie wdał się w jednostronną dyskusję z pluszowym misiem.
- Och, dajcie spokój… - zsunęłam się w swoim siedzeniu, modląc się, by głupie
rumieńce zniknęły z mojej twarzy.
***
- Wiesz, że mamy służących? – zapytał Shuu, obserwując jak
biegam tam i z powrotem, wieszając ostatnie dekoracje w salonie. – Czemu nie
każesz im tego zrobić?
- Cóż – wpatrywałam się w choinkę, ściskając w dłoni szpic w kształcie złotej
gwiazdy. Byłam za niska, żebym sama mogła go włożyć. – Bo zrobienie tego
samemu, jest o wiele zabawniejsze.
- Co robienie samemu jest o wiele zabawniejsze? – odezwał się ze szczytu
schodów Laito, oplatający poręcz granatowym łańcuchem. – O czymkolwiek mówicie,
sądzę, że zabawniejsze byłoby robienie tego we dwójkę, Maleńka.
- Ty tam wracaj do pracy – machnęłam na niego ręką. Ponownie zmierzyłam choinkę
wzrokiem. Może jak stanę na palcach… nie
to na nic. - Pomóc ci?
Odwróciłam się. Za mną stał Ayato.
Odłożył kartonowe pudło wypełnione kolorowymi ozdobami na podłogę i spojrzał na
mnie pytająco.
- Ja z chęcią po-
- Zamknij się – uciszył swojego brata, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli mógłbyś włożyć to na czubek choinki to byłabym…Hej, co ty wyprawiasz?!
– krzyknęłam, zaskoczona.
Ayato bowiem, nim skończyłam mówić, położył dłonie na moich biodrach i pomimo
moich protestów, podniósł mnie.
- O co ci chodzi, Naleśniku? Teraz dosięgniesz.
Miał rację. W ten sposób mogłam bez problemu włożyć ozdobę na czubek choinki.
Tak też zrobiłam.
- Okay, możesz mnie postawić – oznajmiłam.
Wampir opuścił mnie więc na podłogę, ale jego dłonie zatrzymały się na moich
biodrach odrobinę dłużej niż było to konieczne. Ubawiony Laito, zaśmiał się
radośnie nad naszymi głowami.
- Hej, Maleńka, jesteś pewna, że nie masz gorączki? Może Subaru miał jednak ra…
Nim zdążył dokończyć zdanie sięgnęłam po jedną z plastikowych bombek z pudła,
które przyniósł Ayato i najzwyczajniej w świecie, rzuciłam nią w wampira.
Czerwona kulka odbiła się od kapelusza zaskoczonego chłopaka.
- Aj! A to za co? – zapytał, udając oburzenie.
Tym razem to Ayato się zaśmiał, a z
korytarza dobiegło mnie ciche parsknięcie Subaru, który najwidoczniej również
widział tą scenę.
- Masz niezłego cela, Naleśniku.
- Dzięki.
- Heej~. Czy wy mnie ignorujecie?
- Właśnie tak, Kapeluszniku. Wracaj do pracy.
- Tak, tak. Się robi, Maleńka~.
- Kanato, mam nadzieję, że nie zżerasz większości słodyczy?
– rzuciłam przez ramię, wchodząc do kuchni. Wampir podniósł na mnie wzrok,
oblizując palce z kolorowego lukru. – Zostaw coś na kolację.
- Czemu tak biegasz? – zapytał Reiji, siedzący w kącie z książką na kolanach.
- Jest Wigilia. Zaraz kolacja. A ty mógłbyś pomóc. Wszyscy inni zaangażowali
się bez marudzenia.
- Tak, naprawdę doceniam twój dar przekonywania…
- Dziwnie to mówić, ale jesteś chyba bardziej leniwy niż Shuu.
Okularnik spiorunował mnie wzrokiem. Uparcie odwzajemniłam jego spojrzenie.
Przed nieuchronnie nadchodzącą kłótnią wybawiło mnie wołanie Ayato, dobiegające
z salonu.
- Naleśniku! Chodź tutaj!
- Co jest?
- Po prostu tu chodź!
Westchnęłam ciężko, kierując się w jego stronę.
- Byle szybko. Mam mało czasu. Zaraz kolacja, muszę posprawdzać, czy wszystko
gotowe i…
Nim zdążyłam dokończyć, wampir złapał mnie za ramię i pociągnął na sam środek
pomieszczenia. Wpatrywałam się w niego zaskoczona.
- O co chodzi?
Ten z uśmiechem wskazał coś wiszącego nad jego głową. Zmrużyłam oczy. Jemioła.
- Z tego co wiem, jednym z ludzkich zwyczajów jest takie coś, że jeżeli
staniesz z kimś pod jemiołą, to musisz go pocałować.
- Żartujesz… - wykrztusiłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie – jego uśmiech się poszerzył. Złapał mnie jedną ręką w talii i
przyciągnął bliżej. Byłam zbyt zaskoczona, żeby protestować. Ayato wykorzystał
to, pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pocałunek. Zadziwiająco
delikatny jak na niego. Tak bardzo różniący się od tego w szkolnym składziku…
Na samo to wspomnienie zadrżałam. Widząc to, chłopak owinął swoje ramiona wokół
mojej talii, przysuwając mnie jeszcze bliżej. Byliśmy tak blisko siebie, że
nasze ciała się stykały. Moje serce biło zadziwiająco głośno.
- Przepraszam, Natsuki za… tamto – wyszeptał wampir do mojego ucha. Otworzyłam
oczy jeszcze szerzej, ze zdumienia. Po pierwsze, Ayato mnie przeprosił. Ayato.
Przeprosił. Coś takiego nie zdarza się za często. Wróć, to w ogóle się jeszcze
nigdy nie zdarzyło.
Po drugie, zwrócił się do mnie po
imieniu. Do tej pory robił tak tylko wtedy, gdy moje życie wisiało na włosku.
Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Co tak nagle zesztywniałaś?
- Ty… użyłeś mojego imienia – wydusiłam.
- To źle, Naleśniku? – zapytał zaczepnie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
W odpowiedzi nadęłam policzki, mierząc go spojrzeniem. Ayato parsknął śmiechem.
- Oj, już nie rób takiej miny – przyłożył dłonie do moich policzków, patrząc mi
w oczy. Pod wpływem tego spojrzenia nie mogłam się uspokoić. Serce tak głośno mi
waliło… - Postaram się używać go częściej.
I znowu nasze usta się spotkały. Tym
razem na dłużej. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, oddając się słodkiej
przyjemności. Gdzieś z góry rozległ się gwizd. Kiedy oderwaliśmy się od siebie
i spojrzeliśmy w górę, ujrzeliśmy rozbawionego Laito.
- Hej, też będę musiał wykorzystać tę sztuczkę z jemiołą – stwierdził,
przechylając się przez przystrojoną barierkę.
- Znajdź sobie własną – burknął Ayato, zrywając roślinkę. Zastanawiałam się,
czy miał na myśli właśnie ją, czy… mnie. – Dokończymy to później, Naleśniku –
zwrócił się do mnie, posyłając mi jeden z jego firmowych uśmieszków.
- To obietnica czy groźba?
- Potraktuj to sobie jak chcesz.
Mimowolnie, na moją twarz wypełznął
uśmiech. Jednak w tej chwili tuż przed moim nosem pojawiła się znajoma,
kudłata, pluszowa głowa.
- Co jest, Teddy? – zapytałam, zerkając to na misia, to na Kanato.
- Teddy i ja jesteśmy głodni. Kiedy kolacja?
- Kolacja! – puknęłam się otwartą dłonią w czoło. – Daj mi jakieś dziesięć minut,
zaraz wszystko będzie gotowe!
Dzięki Bogu, kolacja
minęła bez większych problemów. Większość potraw przygotowana częściowo przeze
mnie, a częściowo przez służbę zniknęła w mgnieniu oka ze stołu. Cóż, czego się
dziwić po szóstce dorastających wampirów…
Kiedy opróżniłam swój talerz, obrzuciłam
spojrzeniem pozostałych, po czym widząc, że wszyscy skończyli swoje dania,
poderwałam się ze swojego miejsca i zawołałam radośnie:
- Czas na prezenty!
- Nareszcie~! – zawtórował mi Laito, klaszcząc. – Ale najpierw, Maleńka, mam do
ciebie prośbę. Otwórz mój prezent jako pierwszy zanim zajmiesz się resztą.
Spojrzałam na szczerzącego się w
uśmiechu wampira, z niejakim niepokojem.
- Czemu?
- Po prostu. No chodź – chłopak popchnął mnie, więc niechętnie ruszyłam do
salonu. Tam wręczył mi podłużne, krwistoczerwone pudełko przewiązane zieloną
wstążką. Z wahaniem rozwiązałam ją i uniosłam wieko pudła.
- Chyba żartujesz – oznajmiłam, widząc co znajduje się w środku. – Powiedz, że
żartujesz.
- Nie, w żadnym wypadku~. No, już. Załóż to. Jestem pewien, że wszystkim się spodoba.
- Zwariowałeś. Nie mam za…
- E, e, e – wampir zamachał mi palcem wskazującym przed oczami zupełnie jakby
pouczał niesforne dziecko. – Czy nie przyjęcie prezentu nie byłoby niegrzeczne?
- Ty…
- Wesołych Świąt, Ma-leń-ka~.
Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy
wróciłam do salonu przebrana w zdecydowanie za krótką, jak na mój gust sukienkę
a la Święty Mikołaj. Spiorunowałam wzrokiem uradowanego Laito i nerwowo
obciągnęłam strój.
- Wiedziałem, że będzie leżał na tobie idealnie – mrugnął do mnie, na co
wysunęłam język, choć miałam ochotę wykonać bardziej obraźliwy gest.
Odetchnęłam głęboko, aby się uspokoić i przywdziałam na twarz najbardziej pewny
siebie uśmiech na jaki było mnie stać.
- Więc teraz, przejdźmy na poważnie do
prezentów.
- A czy mój nie był poważny?
- Przymknij się, Laito, albo nic nie dostaniesz.
Ku mojemu zdziwieniu, to go uciszyło.
- Najpierw rozdam prezenty ode mnie.
- Kupiłaś prezenty dla każdego? –
odezwał się zaskoczony Subaru.
- Tak. Zacznijmy może od najstarszego… Shuu.
Podeszłam do wampira z niebieskim pudełkiem.
- Tylko proszę cię, bądź delikatny. Nie trzęś tym ani nic – ostrzegłam, podając
mu paczkę.
Blondyn spojrzał na mnie z uniesionymi
brwiami, lecz tak jak prosiłam, był ostrożny przy otwieraniu. Ledwie zdążył
podnieść górną część pudła, gdy ze środka dobiegło ciche miauczenie.
Zdezorientowany wampir wziął na ręce małego, rudego kociaka i uniósł go na
wysokość oczu, by lepiej mu się przyjrzeć. Następnie przeniósł zdumiony wzrok
na mnie.
- Kot?
- Taak. Wybacz, wolałam nie ryzykować z psem, a wydawało mi się, że lubisz koty
– cały czas obserwowałam uważnie jego reakcję. Chłopak wreszcie ułożył
futrzastą kulkę na swoich kolanach, gładząc jej łebek.
- Trafiłaś – powiedział krótko, wpatrując się w kota. Na jego twarzy pojawił
się uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się, żeby rozdać pozostałe
prezenty. Natknęłam się na zdumione spojrzenia pozostałej piątki.
- No co? – burknęłam, wracając do rozdawania.
Reijiemu wręczyłam roślinę, o tak skomplikowanej nazwie, że nawet nie starałam
się jej zapamiętać. Wampir jednak skinął mi głową z aprobatą, więc
stwierdziłam, że i tu chyba dobrze strzeliłam.
Laito również wydawał się zadowolony ze
swojego prezentu – puzzli składających się z pięciu tysięcy części,
przedstawiających skomplikowany obraz z pianinem. Tak, mógłby się wydawać
dziwnym fakt, że zboczony Kapelusznik zadowoli się paczką puzzli. Jednak z
tego, czego udało mi się dowiedzieć, układanie puzzli było hobby Laito.
Kanato z radością przyjął ode mnie
białego królika z, podobnie jak u Teddy’ego, czarną opaską na oku. Ucieszyłam
się, że Kanato spodobał się prezent. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby wpadł w
szał, bo nie byłby zadowolony…
Najmłodszemu z trojaczków sprezentowałam
piłkę do koszykówki z limitowanej edycji, z autografami członków popularnej w
Japonii drużyny. Była trudna do zdobycia, ale ów trud się opłacił. Ayato posłał
mi zadowolony uśmiech, kiedy obracał piłkę w dłoniach.
Subaru natomiast otrzymał ode mnie
ozdobną, skórzaną pochwę na jego sztylet. Chłopak przesunął palcami po
skomplikowanych wzorach, po czym rumieniąc się, burknął, że nie musiałam mu nic
dawać.
Okazało się, że bracia również
przygotowali coś dla mnie. I tak oto od najstarszej dwójki dostałam piękną,
biała gitarę z czarnymi, ozdobnymi zawijasami na pudle rezonansowym, od Kanato
przerażająco realnie wyglądającą lalkę, od Ayato komplet ślicznej biżuterii z
szafirami, a od Subaru nowiutki telefon. Kiedy zaskoczona przyglądałam się
urządzeniu w mojej ręce, oznajmił:
- Twój poprzedni zniszczyłem przy naszym pierwszym spotkaniu, więc… no, proszę.
Jednak ku mojemu rozczarowaniu, bracia
nie podarowali niczego sobie nawzajem. Naprawdę nie rozumiałam tego, że choć są
rodziną, to prawie, że wcale się ze sobą nie dogadują. No, ale cóż. Nie można
mieć wszystkiego, prawda? To i tak była nader udana Wigilia.
Phew, udało się! Prezentuję wam świeżo napisany, kolejny rozdział DL. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Następny rozdział, będzie już rozdziałem świątecznym i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu ;). Wyjaśnię jeszcze o co chodzi z kolorami w użytej w tym rozdziale piosence: niebieski kolor oznacza słowa śpiewane przez Natsuki, różowy/fioletowy - Kou, a czarny - wspólne. Miłego czytania ^ ^.
Przesłuchanie
Po występie Kou, bez
większych ceregieli wznowiono dyskotekę. Kiedy muzyka ponownie ryknęła z
głośników, otrząsnęłam się z oszołomienia i wróciłam na swoje miejsce. Jednak
wystarczyło tylko, że stanęłam ponownie obok Ayato, a ten chwycił mnie za ramię
i bez słowa pociągnął za sobą. Próbowałam się opierać, ale nadaremno. Wampir
trzymał mnie mocno, lawirując między bawiącymi się uczniami. Jego palce
boleśnie wbijały się w moją skórę.
- Hej, gdzie ty mnie ciągniesz? Ayato! Puść!
Ale chłopak był głuchy na moje
narzekania. Siłą wyciągnął mnie na korytarz i nim zorientowałam się o co
chodzi, wepchnął mnie do niewielkiego składziku obok sali gimnastycznej.
Zatrzasnął za sobą drzwi i stanął tuż przede mną odgradzając mi tym samym
jedyną drogę ucieczki.
- Ayato? Co jest grane? O co ci chodzi? – pytałam zaniepokojona, mimowolnie
cofając się, aż natrafiłam plecami na regał ze sprzętem sportowym. Byłam w
pułapce. Chłopak podszedł bliżej, drastycznie skracając odległość między nami.
W mroku panującym w pomieszczeniu, jego oczy jarzyły się niebezpiecznie,
intensywną zielenią. Wyciągnął w moja stronę ręce i oparł jedną o półkę nad
moją głową, a palce drugiej zacisnął na moim podbródku. Po jego twarzy nie
błądził jednak typowy dla niego uśmieszek. Był śmiertelnie poważny. Albo nie,
raczej… wściekły.
- Ty. Należysz. Do mnie – wycedził, podkreślając każde słowo, po czym bez
ostrzeżenia wbił kły w moją szyję. Krzyknęłam cicho, poczuwszy zalewającą mnie
falę bólu. Wampir zerwał z moich ramion sweter, ponownie zatapiając ostre zęby,
tym razem w moim ramieniu. Jedna jego dłoń spoczęła na moim karku,
unieruchamiając mnie. Lodowate palce drugiej przesuwały się wcale niedelikatnie
po moim ciele, przyprawiając mnie o dreszcze.
- Prze… - próbowałam się odezwać, zaprotestować, ale w tej chwili usta Ayato
brutalnie natarły na moje, niemal pozbawiając mnie oddechu. Dociśnięta do
regału, czułam jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy. Ayato od dawna się tak
nie zachowywał. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło.
Moje ciało raz za razem przeszywał
okropny ból. Skóra paliła i cała się trzęsłam. Musiałam coś zrobić.
Rozpaczliwie próbowałam zebrać myśli, znaleźć jakąś drogę ucieczki. Wyrywałam
się, chociaż wiedziałam, że w ten sposób mogę zadać sobie jedynie jeszcze
więcej bólu.
Chłopak oderwał się ode mnie na chwilę i
oblizał blade wargi z mojej krwi. Postanowiłam wykorzystać tę okazję.
Zamachnęłam się i… z całej siły uderzyłam go w twarz. Zdawałam sobie sprawę, że
nie sprawi mu to wielkiego bólu, ale jednakże przyniosło taki skutek, jakiego
oczekiwałam. Jego oczy otworzyły się szerzej, wampir wpatrywał się we mnie z
kompletnym zaskoczeniem.
Nie czekałam ani chwili dłużej.
Odepchnęłam się od regału i rzuciłam w stronę drzwi. Ayato nawet nie próbował
mnie zatrzymywać. Wypadłszy na korytarz, pognałam na oślep przed siebie. Po
drodze ocierałam nerwowymi ruchami oczy, starając się powstrzymać wyrywający
się z mojej piersi szloch. Czego ja się
spodziewałam po wampirze? - Heej, Natsuki~! Wreszcie cię znalazłem – usłyszałam głos za swoimi
plecami. Stanęłam jak wryta. Przełknęłam nerwowo ślinę, otarłam po raz ostatni
oczy i odwróciłam się przodem do Kou.
- Szukałeś mnie? – Zapytałam, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech. –
Dlaczego?
- Chciałem… Czy ty płaczesz? – Uśmiech zniknął z twarzy idola, kiedy podszedł
do mnie bliżej. – Coś się stało?
- N-nie. Nie, to nic – uśmiechnęłam się ponownie, mając nadzieję, że uda mi się
go jakoś zwieść.
- Jesteś pewna? Możesz mi powiedzieć – zapewnił, ścierając delikatnie kciukiem
resztki po moich łzach. Nagle jednak zamarł w bezruchu. Już miałam zapytać, o
co mu chodzi, gdy jego palec przesunął się po śladach na mojej szyi i ramieniu.
Spanikowana chciałam je szybko zakryć, ale przypomniałam sobie, że przecież nie
miałam czym.
- Co to?
Blondyn podniósł ponownie wzrok na moją
twarz. Przez krótką chwilę zdawało mi się, że jego prawe oko zmieniło barwę,
ale gdy zamrugałam, obie jego tęczówki było ponownie krystalicznie błękitne.
- To… - nie wiedziałam co powiedzieć. Jak miałam z tego wybrnąć? Jak wyjaśnić,
skąd na moim ciele znalazły się takie rany?
Z nieciekawej sytuacji wybawił mnie
Subaru, zjawiając się jak zwykle znikąd przy parapecie po drugiej stronie
korytarza.
- Co się tu dzieje? – Zmierzył blondyna podejrzliwym spojrzeniem. Ten odwrócił
się ze spokojnym uśmiechem.
- Właśnie rozmawialiśmy. Coś nie tak?
- Tak. Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?
– Odezwał się inny głos, należący do kogoś, kogo wolałabym w tej chwili nie
widzieć.
- Twoich… RZECZY?! – Nie mogłam się
powstrzymać, by nie podnieść głosu. Ayato tymczasem stanął obok mnie, jakby
nigdy nic.
Kou zaśmiał się, krzyżując ramiona.
- Wygląda na to, że twój chłopak jest strasznie zaborczy.
- To nie jest mój chłopak – mruknęłam.
- Rany, rany, coś mnie ominęło? – Laito stał oparty o barierkę przy schodach,
obserwując nas z leniwym uśmiechem.
Właśnie miałam zapytać, kto jeszcze z
rodzinki postanowi się przypałętać, kiedy zza moich pleców odezwał się cichy
głos.
- Jak myślisz, Teddy, o co chodzi?
Opuściłam zrezygnowana ręce, gdy
zerknąwszy w stronę głosu Kanato dostrzegłam także Shuu, opartego o ścianę w
rogu. Kou natomiast rozejrzał się zaciekawiony, opierając dłoń na biodrze.
- Wygląda na to, że masz wielu adoratorów, Kotku.
Ledwie zdążył to powiedzieć, a Ayato wsunął się między mnie a niego. Uniosłam w
zdumieniu brwi.
- Czego od niej chcesz? – Ku mojemu zdziwieniu to Shuu się odezwał.
- Tylko porozmawiać. Prawda, Natsuki? Nie masz nic przeciwko mojemu
towarzystwu? – Wzrok idola padł na mnie. Jego usta wyginały się w lekkim
uśmiechu.
- Ja…
- Ja coś mam – warknął Ayato.
Laito zaśmiał się krótko, opierając podbródek na dłoni.
- Nie radziłbym wchodzić w drogę mojego braciszka.
Ayato rzucił mu pogardliwe spojrzenie,
po czym wrócił wzrokiem do Kou. Ten jednak nie wyglądał bynajmniej na
przestraszonego. Posłał mi uśmiech nad ramieniem wampira.
- Cóż, widzę, że nic tu po mnie – wzruszył ramionami, wyraźnie rozbawiony. –
Chciałem cię tylko zaprosić na przesłuchanie – to mówiąc wcisnął mi w ręce
złożony kawałek papieru, po czym mrugnął do mnie i oddalił się zawoławszy na
odchodnym:
- Do zobaczenia, Kotku!
Jakiś czas później,
gdy powoli zbliżał się już ranek, siedziałam rozparta na kanapie w salonie z
kartkę od Kou na kolanach. Okazało się, że było to ogłoszenie o wspomnianym
wcześniej przez niego przesłuchaniu. Miało odbyć się nazajutrz w budynku
należącym do jednej z najsławniejszych wytwórni muzycznych w okolicy.
Zwyciężczyni miała wystąpić razem z Kou w jakimś świątecznym programie.
- Naprawdę zamierzasz tam iść, Maleńka? – Odezwał się Laito, przechylając się
przez oparcie kanapy.
- A czemu by nie?
Podałam wampirowi kartkę, po którą sięgał. Przesunął po niej wzrokiem, po czym
spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Chyba nie wszystkim się to podoba.
- Masz na myśli Ayato? – Zapytałam, marszcząc brwi. Laito odpowiedział mi
szerokim uśmiechem.
- Jestem ciekaw, co między wami zaszło.
- Nic – burknęłam, przyciskając do siebie poduszkę.
- I tak bez powodu od kilku godzin wzajemnie się unikacie? To nie do końca
normalne, Maleńka.
- Nie twój interes… Idę spać.
Oczywiście, na
przesłuchanie nie mogłam jechać sama. Zdziwiło mnie, że w ogóle pozwolili mi na
nie jechać. Tak więc, w drodze do studia towarzyszyli mi Laito oraz Ayato we
własnej osobie. Nie wiem, dlaczego obaj koniecznie chcieli jechać. W każdym
razie w dalszym ciągu unikałam chociażby patrzenia w stronę Ayato. W związku z
tym w limuzynie cały czas panowała krępująca cisza.
Budynek należący do wytwórni był
wysokim, szklanym wieżowcem, znajdującym się w centrum miasta. Nagle nabrałam
wątpliwości. Może jednak powinnam się wycofać? Z pewnym ociąganiem weszłam do
środka.
Jeden z pracowników wskazał mi właściwą
drogę, a wampiry ruszyły za mną bez słowa. Idąc długim korytarzem nabierałam
coraz więcej wątpliwości. Musiałam walczyć sama ze sobą, by po prostu stamtąd
nie zwiać.
Wreszcie moim oczom ukazała się długa
kolejka. Dziewczyny, będące przeważnie w moim wieku, rozmawiały ze sobą, śmiały
się i żartowały, trzymając w dłoniach kartki z tekstami. Przełknęłam nerwowo
ślinę, widząc liczbę swoich rywalek.
W tej chwili drzwi po mojej lewej
stronie uchyliły się i wysunęła się zza nich głowa Kou. Chłopak rozejrzał się
po korytarzu i gdy tylko natrafił na mnie spojrzeniem, jego twarz rozpromieniła
się w uśmiechu. Pomachał mi ręką, dając mi tym samym do zrozumienia, żebym do
niego podeszła. Kiedy to uczyniłam, otworzył szerzej drzwi, wykonując
zapraszający gest.
- Przykro mi, panowie. Wchodzą tylko uczestnicy – uśmiechnął się
przepraszająco, kiedy Ayato i Laito próbowali wejść ze mną. Odpowiedziało mu
poirytowane prychnięcie młodszego z braci.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy,
okazało się przestronną, luksusową garderobą. Kou wskazał mi jedną z kremowych
kanap ustawionych przy niewielkim stoliku. Sam natomiast usiadł na drugiej.
- A już myślałem, że nie przyjdziesz, Kotku – zagadnął.
- Ta, no widzisz… sama nie byłam pewna – odparłam, zaciskając nerwowo dłonie na
kolanach. – Szczerze mówiąc, to do tej pory mam wątpliwości.
- Czemu? – Blondyn wydawał się szczerze zdziwiony, sięgając po półmisek z
ciastkami stojący na stoliku. Podsunął mi go, ale odmówiłam ruchem głowy.
- Hmm… cóż. Zacznijmy od tego, że przyszłam tu całkowicie spontanicznie. Takie
też było te twoje zaproszenie… Nawet nie dostałam tekstu. Kompletnie nie wiem,
co mam tu niby zaśpiewać. Nie dam sobie rady.
Chłopak roześmiał się.
- Zaprosiłem cię właśnie dlatego, że wiedziałem, że dasz sobie radę. Celowo nie
dałem ci tekstu. Byłem ciekaw jak z tego wybrniesz.
- Pocieszające… Dobrze
wiedzieć, że idol we mnie wierzy, ale to przecież oczywiste, że nie mam szans z
osobami, które miały czas na przygotowanie się. Polegnę jak nic. - A co do piosenki… - Kou pochylił się nad stolikiem, wręczając mi kartkę
formatu A4. – Zakreślone linijki są twoje.
Zaciekawiona przeczesałam wzrokiem
wydrukowany tekst piosenki. Poczułam lekką ulgę, rozpoznając słowa. Podniosłam
wzrok na chłopaka, unosząc brwi w rozbawieniu.
- Niezbyt pasuje to do twojego image’u – stwierdziłam.
- No nieee? – Jęknął, odchylając się na kanapie. – Ale co poradzić. Goście z
szefostwa stwierdzili, że ta piosenka jest wprost idealna na takie przesłuchanie!
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie
parsknąć śmiechem, gdy Kou gestykulował żywo, widocznie niezadowolony z wyboru
organizatorów konkursu. Widząc moją reakcję, chłopak uśmiechnął się.
- Wreszcie.
- Słucham?
- Rozluźniłaś się.
Kilka minut później,
Kou zaciągnął mnie do pokoju, w którym miały odbyć się przesłuchania. Kiwnął
głową czteroosobowemu jury, po czym kierując się w stronę miniaturowej sceny,
nachylił się w moją stronę i szepnął:
- Nie martw się. Wszystko z nimi załatwiłem. Znają o tobie wszystkie najpotrzebniejsze
do konkursu informacje.
Posłałam mu pytające spojrzenie, a on ponownie się uśmiechnął.
- Mam swoje źródła.
- Czemu tak ci zależy na moim udziale w tym przesłuchaniu? Ledwo się znamy…
- Ale masz talent – odparł krótko. Skoro tak… Ustawiłam sobie mikrofon na
odpowiedniej wysokości, starając się nie patrzeć w stronę surowo wyglądających
jurorów. Czułam, że nogi mi się trzęsą, a dłonie – pocą. Spojrzałam na Kou,
który obserwował mnie z wyczekiwaniem. Uniosłam kartkę ze swoim tekstem i
skinęłam mu głową. Kiedy zrobił to samo, z głośników popłynęła muzyka. Na moje
nieszczęście, zaczynałam.
Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść Cóż, potrzebujesz
światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno Pozwól temu
odejść, pozwól temu odejść Tęsknisz za
słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg Tu jestem i tu
zostanę Pojmujesz, że ją
kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść Zresztą chłód
nigdy mi nie przeszkadzał
Rzuciłam nerwowe
spojrzenie w stronę Kou. Ten uniósł na chwilę wzrok znad swojego tekstu i posłał
mi uspokajający uśmiech.
Gapisz się w swojej szklanki dno
Mając nadzieję, że pewnego dnia marzenie spełni się
Ale marzenia spełniają się powoli i trwają tak krótko
I gdy zamykasz oczy, dostrzegasz ją
Może pewnego dnia zrozumiesz dlaczego
Wszystko czego dotykasz umiera
Nie pozwól im wejść
Nie pozwól im zobaczyć
Bądź grzeczną dziewczynką, zawsze musiałaś nią być
Ukryj, nie czuj
Nie pozwól im wiedzieć
Cóż, teraz już wiedzą
Kou z uśmiechem
odwrócił się w moją stronę. Wysunąwszy swój mikrofon ze statywu zrobiłam to
samo.
Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść Cóż, potrzebujesz
światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno Pozwól temu
odejść, pozwól temu odejść Tęsknisz za
słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg Tu jestem i tu
zostanę Pojmujesz, że ją
kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść Zresztą chłód
nigdy mi nie przeszkadzał
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno Tęsknisz za
słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg Pojmujesz, że ją
kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść Zauważasz, że byłeś szczęśliwy
tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej
odejść I teraz już wiesz!
Pozwól temu
odejść, pozwól temu odejść Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy
robi się ciemno Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna
padać śnieg Tu jestem i tu zostanę Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz
jej odejśćZresztą chłód nigdy mi nie przeszkadzał*
Zakończyliśmy
piosenkę stojąc twarzą w twarz, w odległości zaledwie jednego kroku. Kou
uśmiechał się szeroko, zadowolony.
- Nie zawiodłem się na tobie, Kotku – mruknął.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym
zerknęłam w stronę jury, czekając na ich werdykt. Starszy mężczyzna z okularami
na nosie uśmiechał się ciepło.
- Dziękujemy za wspaniały występ.
- Odezwiemy się do pani – dodała kobieta, o surowym wyrazie twarzy, notując coś
na leżących przed nią arkuszach.
- W takim razie już sobie pójdę… Ach, Kou? – Odwróciłam się do blondyna. –
Mogłabym mieć do ciebie prośbę?
- I co, Maleńka? – Zapytał Laito, gdy tylko opuściłam pokój
przesłuchań.
- Powiedzieli, że się odezwą – wzruszyłam ramionami. – Czyli pewnie zawaliłam.
- Ah, nie przejmuj się Maleńka – wampir uśmiechnął się, poprawiając swój
kapelusz. – W takim razie wracamy?
- Tak, wracajmy – skinęłam głową, ruszając do wyjścia.
Nie wiedziałam jednak, że cały czas, odkąd opuściłam pomieszczenie, byłam
obserwowana przez parę jasnoniebieskich oczu.
Tak, moi kochani! Udało mi się! Wreszcie napisałam tak długo wyczekiwany 10 rozdział DiaLovers! Znowu będzie trochę muzycznie, mam więc nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Ah, no i jako, że piosenkę, którą Kou śpiewa pod koniec rozdziału tłumaczyłam sama z j.angielskiego na polski, proszę o wyrozumiałość ;). A więc, zapraszam do czytania i komentowania. Dzielcie się swoimi wrażeniami, skarżcie się jeśli coś wam nie pasuje. No i oczywiście, bawcie się dobrze przy czytaniu ^w^.
Tajemniczy
Idol
Muszę przyznać, że
nie spodziewałam się aż takich braw. Oklaski wciąż na nowo rozbrzmiewały w
moich uszach, a w klatce piersiowej odczuwałam przyjemne ciepło. Byłam bardzo
zadowolona i odczuwałam wielką ulgę z tego powodu, że nie pomyliłam słów
piosenki, ale również z tego, że widowni się spodobało.
Po występie wyszłam na zewnątrz budynku,
aby się przewietrzyć. Nocne powietrze przyjemnie chłodziło moje nagrzane od
scenicznych świateł ciało. Uniosłam głowę, spoglądając na usiane bladymi
gwiazdami niebo. Powoli wypuściłam powietrze przez usta, a mój oddech
natychmiast zamienił się w delikatny obłoczek pary. Uśmiechnęłam się,
opatulając się ciaśniej swoim swetrem.
- Niezły występ, Naleśniku.
Odwróciłam się, by zobaczyć Ayato opartego o jedną z kolumn przy wejściu do
szkoły. Wampir skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i błysnął śnieżnobiałymi
kłami w uśmiechu.
- Dzięki – odwzajemniłam uśmiech, podchodząc do niego.
- W dodatku widziałem, że nie mogłaś oderwać ode mnie wzroku – jego uśmiech
jeszcze bardziej się poszerzył.
- Chyba ci się przywidziało… - mruknęłam w odpowiedzi, uderzając go lekko w
ramię.
Niczym niezrażony, Ayato wyciągnął w moją stronę rękę, złapał mnie za
podbródek, kiedy próbowałam mu się wykręcić i uniósł go, zmuszając mnie do
spojrzenia mu w oczy.
- Każdy bunt należy stłamsić – oznajmił, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Wolną rękę oplótł wokół mojej talii i przyciągnął mnie w ten sposób bliżej do
siebie. Tak naprawdę, to nawet jeśli bym chciała, nie potrafiłabym mu się
oprzeć. Musiałam to w końcu przyznać, że coś przyciągało mnie do Ayato. Za
każdym razem, kiedy był tak blisko mnie, moje serce wariowało i przestawałam
racjonalnie myśleć. Czy zakochanie się w wampirze, w którymkolwiek z braci
Sakamaki mogło wyjść mi na dobre?
- Nie tutaj – mruknęłam, odwracając głowę.
- Dlaczego? - Jego oddech połaskotał
moją skórę, kiedy zadał to pytanie zaczepnie, przysuwając bliżej swoją twarz.
- Ktoś może nas zobaczyć. Jesteśmy w miejscu publicznym…
- I co z tego? Aż tak ci to przeszkadza?
Zastanawiałam się, czy tylko mi się zdawało, czy naprawdę w jego tonie
pobrzmiewała nuta irytacji.
- Hmm… - mruknęłam. – A może powinniśmy już wrócić do środka? Zaraz zacznie się
impreza, no i robi mi się już zimno…
Kłamałam. To znaczy… prawdą było, że
przyjęcie organizowane przez szkołę miało się już za chwilę rozpocząć i
naprawdę zaczęłam odczuwać chłód nocy, ale powiedziałam to tylko po to, by
zmienić temat.
Wampir puścił mnie bez słowa i nawet na
mnie nie patrząc, wrócił do budynku. Poczułam bolesne ukłucie w piersi. Nie
chciałam go zdenerwować. Ale… czy aż tak wziął do siebie moją reakcję?
Westchnęłam i weszłam za nim do środka.
Wszyscy uczniowie
zdążyli już przenieść się na salę gimnastyczną, gdzie miało odbyć się
przyjęcie, czy też raczej dyskoteka z okazji zakończenia semestru i
nadchodzących świąt. Niektórzy zdążyli przebrać się po akademii, inni pozostali
w mundurkach. Przede oczami migali mi więc uczniowie w najróżniejszych
kreacjach. Nigdzie jednak nie widziałam Ayato.
Kilku chłopaków na drugim końcu sali
zajmowało się sprzętem elektronicznym. Parę osób pomagało ustawiać stoły z
przekąskami. Inni w grupkach lub samotnie, tak jak ja kręcili się bez większego
celu.
Cały czas rozglądałam się po całym
pomieszczeniu ale dostrzegłam jedynie Subaru opartego o ścianę oraz Kanato przy
jednym ze stolików z przekąskami. Ani śladu po Ayato. Jęknęłam zrezygnowana,
postanawiając po prostu zaczekać na rozpoczęcie imprezy i dobrze się bawić. Prędzej czy później, Ayato w końcu się
znajdzie, pomyślałam.
Po kilku minutach zgaszono normalne
oświetlenie sali gimnastycznej, a włączono natomiast kolorowe lampy
rozmieszczone po całym pomieszczeniu. Do mikrofonu podszedł przewodniczący
szkoły i oficjalnie rozpoczął dyskotekę.
Nauczyciele oraz rodzice zmyli się już
na samym początku na swoją własną imprezę lub też „przenieśli się na bardziej
odpowiednie dla nich przyjęcie pozostawiając młodzież by mogła nabawić się we
własnym gronie”. Jak kto woli.
Środek sali zapełnił się tańczącymi
uczniami. Nie widząc nikogo znajomego wśród tłumu, chciałam się stamtąd
wydostać. Jednakże, gdy tylko obróciłam się w stronę wyjścia, wpadłam wprost na
Laito. Wampir posłał mi szeroki uśmiech.
- Gdzie uciekasz, Maleńka? – musiał niemalże krzyczeć, żeby było go słychać
mimo ryczącej z głośników muzyki. – Może zatańczymy?
- Ja…
Laito nie zważając na moje wahanie, złapał mnie za ramię i pociągnął głębiej w
tłum tańczących.
Wokół nas ludzie poruszali się w rytm szybkiej
piosenki, nierzadko ocierając się o siebie, piszcząc i wijąc się w dziwnym
tańcu. Lampy rzucały wokół plamy kolorowego, pulsującego światła. Nigdy
wcześniej nie wyobrażałam sobie tańca z Laito, więc na początku nie wiedziałam
zbytnio, co robić. Rozglądałam się wokół, przeczesując wzrokiem ciemne morze poruszających się chaotycznie
postaci.
Wampir, żeby zwrócić na siebie moją
uwagę, złapał mnie nagle za nadgarstek i zakręcił mną w szalonym piruecie.
Kiedy zaskoczona stałam ponownie przodem do niego, poruszył ustami jakby
wymawiał słowa właśnie grającej piosenki:
- Przestań myśleć i baw się dobrze! Uśmiechnęłam się więc i pozwoliłam
prowadzić się w tańcu. Zaczęliśmy wirować po parkiecie, najpierw po prostu
podrygując, jednak nim się spostrzegłam podskakiwałam do słów „Tup w ziemię. Skacz, skacz, skacz, skacz. Ruszając
się dokoła.” Muzyka dudniła mi w uszach, a ciało wibrowało od bitów
zremixowanej piosenki. Z Laito na zmianę przysuwaliśmy się i odsuwaliśmy od
siebie, to łapiąc się za ręce, to odskakując z uśmiechami. Przestałam liczyć
piruety, które wykonywałam w zawrotnym tempie, kierowana przez wampira. Dziwiło
mnie to, ale naprawdę cieszyłam się tym tańcem. Podskakując obok niego,
przymknęłam oczy i niemal wykrzyczałam razem z wokalistą końcówkę piosenki:
Więc
chodź i dołącz do naszej miłosnej fundacji
Poczuj ciepło, słodkie wibracje
Bo jesteśmy bliscy zapłonięcia
I chcemy wyjść dziś wieczorem!
Skacząc wszędzie wokół
PUŚĆ TEN BIT!*
Laito śmiejąc się,
zakręcił mną po raz ostatni, po czym odsunął się, w teatralnym geście
skłaniając głowę i zdjął kapelusz. Widząc to, sama również parsknęłam śmiechem.
Klepnęłam go w ramię, rzuciłam mu krótkie „Dzięki” i wyszłam z pomieszczenia w
chwili, gdy rozpoczynała się następna piosenka.
Na korytarzu prowadzącym na salę
gimnastyczną choć było spokojniej i tak dudniło od muzyki. Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że wciąż szczerzę się jak głupia. Nigdy bym nie pomyślała,
że z Laito można tak normalnie i dobrze się bawić. Uśmiech spełzł mi jednak z
ust, gdy przypomniałam sobie o Ayato.
Zrezygnowana ruszyłam w stronę toalet.
Kiedy kładłam już dłoń na klamce drzwi do damskiej łazienki, zauważyłam kątem
oka jakiś nieznaczny ruch. Odwróciłam głowę i o mały włos wrzasnęłabym z
przerażenia.
- Shuu! – skarciłam blondyna, przykładając dłoń do klatki piersiowej. – Czy wy naprawdę musicie się tak skradać?
Chłopak stał spokojnie, oparty o ścianę
obok drzwi, obserwując mnie błękitnymi tęczówkami. Mimo, że muzyka z sali
gimnastycznej docierała nawet tutaj, on nic sobie z tego nie robił – w jego
uszach wciąż tkwiły słuchawki.
- My się nie-
- Tak, tak, wiem. Słyszałam tą kwestię z tysiąc razy – przerwałam mu. – Co ty
tu robisz?
- Tam – podbródkiem wskazał w stronę sali – jest za głośno.
- Przecież lubisz muzykę – ściągnęłam brwi, zaskoczona.
- Wolę spokojniejszą.
- Taką która cię usypia?
Wampir uniósł nieznacznie jedną brew, mierząc mnie swoim leniwym spojrzeniem.
- Nic nie mówiłam…
Rozejrzałam się, ale nikogo więcej oprócz nas nie było na korytarzu.
- Nie widziałeś może Ayato?
- Nie. Czyżbyście się pokłócili? – Kącik ust wampira uniósł się w kpiącym
uśmieszku.
- Skąd… A zresztą. Może. Nie wiem.
- Nie wiesz? A może wiesz, co stało się z moim pokojem muzycznym?
- Emm… Jakby ci to…
Szukałam odpowiednich słów, jakby tu na
spokojnie wyjaśnić wampirowi historię z wyważaniem drzwi, gdy ten nagle
przyłożył dłoń do ściany tuż obok mojej
głowy i pochylił się w moją stronę.
- Eeek! – pisnęłam. – Zaraz ci wszystko wyjaśnię!
- Cicho – mruknął ten jednak.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co mu chodzi. Po jego minie
wywnioskowałam, że nasłuchuje, więc również spróbowałam wytężyć słuch, ale nie
dobiegł mnie żaden niepokojący dźwięk. Wampir zmarszczył brwi i odsunął się.
- Chyba mi się zdawało – westchnął i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł.
- Cały Shuu – podsumowałam, patrząc w ślad za nim.
Kiedy wróciłam na
salę gimnastyczną, okazało się, że przewodniczący ponownie dorwał się do
mikrofonu, muzykę wyłączono, a wszyscy uczniowie z większą lub mniejszą uwagą
oczekiwali na jego słowa.
Ku mojej uldze, wreszcie dostrzegłam w
tłumie czerwonawą czuprynę. Odetchnęłam kilka razy, po czym pewnym krokiem
ruszyłam w jego stronę.
- Co tu się dzieje? – zagadnęłam stając ramię w ramię z Ayato.
Wampir spojrzał na mnie kątem oka i wzruszył ramionami.
- Ten koleś ma podobno jakąś niespodziankę.
- W takim razie już zaczynam się bać…
- Hej, hej ludziska! – zawołał radośnie przewodniczący, uśmiechając się od ucha
do ucha. – Imprezka jak na razie jest udana, prawda?
Kilka osób rzuciło wesołe „Tak!”, inni
mruknęli potakująco, a ktoś wrzasnął „Włączaj z powrotem muzę!”.
- Haha, mi też się podoba! A wiecie co? Impreza od teraz będzie jeszcze lepsza!
A wiecie czemu? Bo wasz wspaniały przewodniczący załatwił wam zajefajnego
gościa specjalnego!
Po tych słowach większość osób zaczęła
do siebie szeptać, zastanawiając się o kim też może być mowa.
- No, dobra, dobra. Widzę, że się już ekscytujecie, więc wam powiem, kogo wasz
wspaniały przewodniczący wam załatwił!
- Mógłby wreszcie przejść do rzeczy – mruknęłam cicho do Ayato, który chyba już
nieco się rozchmurzył.
- A więc słuchajcie, ludziska! Dziś wystąpi przed wami uczeń tej szkoły.
Wszyscy go na pewno znacie i lubicie, zresztą nie może być mowy, że jest
inaczej! Przed wami, proszę o werble – w tej chwili jeden z chłopaków
posłusznie zabębnił pałeczkami w perkusję.
– Sławny na całą Japonię, idol, KOU MUKAMI!
Wszędzie wokół rozległy się
podekscytowane piski i wrzaski fanek. Zamrugałam, zdziwiona. Co prawda, znałam
Kou, tak jak wszyscy w tej szkole i zdarzyło mi się oglądać kiedyś jego
występy, nie byłam jednak jego jakąś wielką fanką. Wiedziałam, że chodzi do
naszego liceum, ale tak naprawdę, to nigdy jeszcze chyba nie widziałam go na
żywo. Ze względu na swoją karierę, opuszczał on bowiem dotychczas większość
lekcji.
Spojrzałam na Ayato, który nagle dziwnie zesztywniał.
- Ej, wszystko w porządku?
Wampir spojrzał na mnie, przeczesując włosy palcami.
- Jasne. A czemu by nie?
Wzruszyłam ramionami, wracając
spojrzeniem do „sceny”, gdzie na krótki moment zgasły światła, by już po chwili
oświetlić nową postać, która na nią wkroczyła. Wrzaski dziewczyn stały się
jeszcze głośniejsze.
Chłopak stojący przed mikrofonem miał
jasne, blond włosy „ułożone” w artystyczny nieład. Ubrany był w nasz zwykły,
szkolny mundurek. Podwinął jedynie rękawy marynarki do łokci, a spod białej,
niedopiętej koszuli, wystającej ze spodni prześwitywał fioletowy T-shirt. Na
nogach miał białe, wysokie buty, a na rękach – masę bransoletek.
Kou uśmiechnął się swoim zniewalającym
uśmiechem i wyciągnął rękę po mikrofon. Na sali natychmiast zapanowała cisza.
- Heeej, szkoło~. Jak się bawicie?
Ponownie rozległy się podekscytowane
krzyki.
- Hah, widzę, że dobrze. Gotowi na mój występ~?
Taka sama reakcja. Chłopak zaśmiał się i przeczesał wzrokiem tłum, jakby kogoś
szukał.
- Ale najpierw – uniósł rękę z palcem wskazującym skierowanym w stronę sufitu. –
Chciałbym pogratulować pewnej osobie udanego występu. – Ponownie przeczesał
tłum wzrokiem, po czym utkwił go, jak mi się zdawało, we mnie. – Natsuki Komori.
Możesz tu podejść?
Okay. Zaniemówiłam. Tego się totalnie
nie spodziewałam. Ludzie wokół mnie zaczęli odwracać się w moją stronę z równie
zaskoczonymi minami. Ktoś zaklaskał na zachętę, ktoś inny posłał mi szeroki
uśmiech. Zerknęłam na Ayato, który złapał mnie za nadgarstek.
- Spokojnie, ma mi tylko pogratulować, nie? – szepnęłam, a wampir niechętnie
puścił moją rękę. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i z bijącym niespokojnie
sercem, ruszyłam na scenę. Po drodze natknęłam się na kilka nieprzychylnych
spojrzeń, w tym, bez zaskoczenia, Yuri.
Niepewnie stanęłam obok idola, który uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Chciałbym ci pogratulować tamtego występu – uśmiech nie schodził mu z twarzy,
kiedy wpatrywał się w moje oczy. – Naprawdę wykonałaś kawał dobrej roboty.
Ślicznie zaśpiewałaś. Takie słowa od idola? Wow. Po prostu…
wow. Blondyn wyciągnął do mnie rękę, a
gdy ją uścisnęłam, mrugnął do mnie i jakby nigdy nic, przy całej szkole,
pocałował mnie w policzek. Zszokował mnie tym jeszcze bardziej, przyznam
szczerze. Chciałam już wrócić na swoje miejsce, jednak on złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj. Mogłabyś zostać na scenie jeszcze chwilkę? – poprosił. – Chciałbym ci
zadedykować jeden z moich utworów.
Czułam na sobie spojrzenia wszystkich
uczniów zgromadzonych w tym pomieszczeniu. Odmówienie w takim wypadku sławnemu
idolowi nie było by chyba dobrym pomysłem.
- Dobrze – odpowiedziałam więc.
Kou uśmiechnął się, zadowolony, dał
jakiś znak chłopakom od nagłaśniania i już po chwili z głośników popłynął jeden
z jego największych przebojów. Chłopak ujął delikatnie moją dłoń i powiedział:
- Kotku, zabawimy się?
Był to wstęp do piosenki. Po nim po raz kolejny posłał mi uśmiech, po czym już
normalnie zaczął śpiewać.
W
głęboko czerwonych, aksamitnych płachtach
Chcesz skosztować mojego zakazanego syropu?
Z monetą u szczytu jej lotu, wypadnie orzeł czy reszka?
Zostaw nawet swój powód do rzutu.
Zawieszona
w pajęczej sieci
Zrzucając twoje ciało ku twej śmierci
Tonąć w tej lepkiej słodyczy
Tam już nie ma więcej odwrotu, (nie ma odwrotu).
Nie ma odwrotu, (nie ma odwrotu), nie ma odwrotu.
Twoja krew jest taka piękna
Prześlizgnęła się przez mój mózg jak pocisk
Nieuleczalna trucizno, potrzebuję cię.
Niewyraźna halacja*2, która zaczęła świecić
Bez wolnego czasu na odpoczynek, BOOM∞BOOM
Chcę być narażony na to pragnienie.
Zbyt piękny szept
Z tymi niebezpiecznymi ustami, (my dwoje)… To diabelski szczyt!
Noc wybucha z zazdrości
Kuszona przez pojedynczą, nieznaną mu technikę
Celowo udając niewiedzę,
Stuka ponownie wino*3, pozostawiając swoją inteligencję za sobą w
rowie.
Tam
już nie ma więcej odwrotu, (nie ma odwrotu).
Nie ma odwrotu, (nie ma odwrotu), nie ma odwrotu.
Twoja krew jest taka pyszna
Kiedy dotrzemy do tego głębiej, to niesamowite!
Z magią, której nie znasz, trzymam cię
Rozwiązaniem jest ruszanie się
Billie Jean nagle słyszy
Czy zdjęcie, które trzymasz, jest prawdziwe?
Twoje niezdecydowane, szczere jęki
Ta intensywna harówka, (z tym)… To diabelski szczyt!
Noc dopiero się rozpoczęła, wiesz?
Nie pozwolę ci już więcej odejść, (nie pozwolę ci odejść).
Nie pozwolę ci odejść, (nie pozwolę ci odejść), nie pozwolę ci odejść.
Kocham cię jak szalony…
Twoja krew jest taka piękna
Prześlizgnęła się przez mój mózg jak pocisk
Nieuleczalna trucizno, potrzebuję cię.
Niewyraźna halacja, która zaczęła świecić
Bez wolnego czasu na odpoczynek, BOOM∞BOOM
Chcę być narażony na to pragnienie.
Zbyt piękny szept
Z tymi niebezpiecznymi ustami, (my dwoje)… To demoniczny szczyt!*4
Gdy piosenka ucichła,
wciąż wpatrywałam się w Kou jak urzeczona. To, o czym śpiewał mimowolnie
kojarzyło mi się z wampirami. Zastanawiałam się właśnie, czy ten idol może być jednym
z nich, gdy pomieszczenie wypełnił ogłuszający aplauz. Chłopak musnął ustami
wierzch mojej dłoni, posłał mi ostatni uśmiech i wreszcie pozwolił mi odejść,
pozostawiwszy we mnie dziwne uczucie.
*ItaloBrothers „Stamp On
The Ground”, nr 9 na blogowej playliście. *2
Halacja - spadek jakości obrazu spowodowany światłem rozproszonym nie
uczestniczącym w budowaniu tego obrazu, ale osłabiającym kontrast i tworzącym
świetliste plamy (źródło – wikipedia).
*3Chodzi o stuknięcie się kieliszkami przy toaście.
*4Ryohei Kimura „Devil’s Spire”.
Tą część "Noragami" napisałam tak naprawdę już jakiś czas temu, ale dopiero dzisiaj przypomniałam sobie, że wypadałoby je w końcu skorektować i wstawić na bloga... No dobrze, powiem jeszcze, że wreszcie mam pomysł na kolejny rozdział Diabolik Lovers i już nie przedłużając, zapraszam do czytania ^ ^.
Stałam się bronią
Wszystko zdarzyło się
bardzo szybko. Szok wypisany na twarzy mojej przyjaciółki, krzyki ludzi, ogłuszający
warkot silnika, pisk hamulców, a potem… Okropny odgłos ciała uderzonego przez
samochód i trzask czaszki uderzającej w twardy asfalt. To było moje ciało, to była moja czaszka.
Jednak… nie czułam bólu. Po prostu
upadłam na jezdnię, wpatrując się szeroko otwartymi oczami gdzieś w przestrzeń.
Czułam się jakby szczelnie mnie czymś okryto – głosy docierały do mnie
przytłumione, obraz stracił swoją ostrość.
Mówi się, że przed śmiercią całe życie
przelatuje ci przed oczami. W moim przypadku nie do końca była to prawda.
Wyobrażałam sobie po prostu twarze członków mojej rodziny, moich przyjaciół,
znajomych, osób lubianych i nielubianych… Jeden obraz był błyskawicznie
zastępowany przez inny, a ostatnim jaki zobaczyłam była ta zszokowana twarz
mojej przyjaciółki. Później zapadła już po prostu ciemność.
***
Obudziłam się w innym
miejscu. Oszołomiona siedziałam na chodniku. Nie miałam pojęcia co tam robiłam.
Rozejrzałam się zdezorientowana, po rozgrywającym się na moich oczach chaosie.
Ruch na jezdni został wstrzymany.
Wszędzie wokół zgromadzili się gapie. Z jednej strony ulicy stała zaparkowana
karetka, z drugiej - policyjny radiowóz. W pobliską latarnię musiał przed
chwilą uderzyć samochód, który teraz stał obok z całkowicie zmiażdżonym
przodem. Grupa ludzi zebrała się pośrodku przejścia dla pieszych, otaczając coś
ciasnym kręgiem.
Podniosłam się z ziemi i z dziwnym,
narastającym niepokojem podeszłam bliżej. Jakoś udało przepchnąć mi się między
ludźmi, chociaż nikt nie chciał się przesunąć, kiedy o to prosiłam. Pożałowałam,
że jednak udało mi się przedostać, kiedy zobaczyłam to, wokół czego ci wszyscy
ludzie się zebrali.
Na asfalcie leżało ciało młodej
dziewczyny. Jej długie, ciemne, niemal, że czarne włosy leżały rozrzucone wokół
jej bladej twarzy, a jej szeroko otwarte złote oczy wpatrywały się nieruchomym
wzrokiem w nicość. Dziewczyna miała na sobie aż za dobrze znany mi licealny
mundurek, a wokół jej głowy zebrała się kałuża krwi.
Cofnęłam się, przerażona. Nie mogłam
uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. To było moje ciało. Czy… czy ja… nie żyję?
Rozejrzałam się spanikowana. Zaczęłam
zadawać pytania ludziom stojącym wokół mnie, jednak nikt mi nie odpowiadał.
Krzyczałam na nich, wołałam, zdzierałam sobie gardło, krztusząc się własnymi
łzami, ale wszyscy mnie ignorowali. Nie,
to niemożliwe… Cofałam się od tłumu otaczającego
moje ciało. Potknęłam się i upadłam. Złapałam się za głowę, zaciskając palce na
swoich włosach. To nie może być prawda!
Ponownie się rozejrzałam, szukając
czegoś, najmniejszego dowodu na to, że to nie jest prawdą. Że to nie ja leżę w
kałuży krwi, że ja nie… umarłam. I wtedy ich dostrzegłam – trójkę nastolatków
stojących na chodniku. Najmłodszy (tak mi się wydawało sądząc po wzroście) z
nich, blondyn miał całkowicie zszokowaną, niedowierzającą minę. Dziewczyna
stojąca obok niego wyglądała na bliską łez. Jedynie drugi chłopak, wyższy od
pozostałej dwójki i chyba również starszy, wydawał się spokojny. Cała trójka
natomiast wpatrywała się wprost we mnie. Nie mogłam się mylić. Oni mnie
widzieli.
Podniosłam się więc ze swojego miejsca i
chciałam do nich podejść, ale w tej samej chwili przede mną przejechał
samochód, a gdy mnie minął, tamtej trójki już nie było.
***
Przez następne kilka
dni włóczyłam się bez większego celu po ulicach miasta. Nie mogłam wrócić do
domu – nie pamiętałam, gdzie on jest. Tak naprawdę, to niczego już nie pamiętałam – swojego imienia, rodziny, szkoły. Niczego. Próbowałam wysilić pamięć, ale
każda taka próba kończyła się fiaskiem. Miałam w głowie po prostu całkowitą
pustkę.
Szybko straciłam rachubę czasu. Nie
mogłam jeść, spać, mówić. Nawet moje myśli przestały przybierać konkretne
kształty, szybko rozmywały się i ulatywały. Stałam się biernym, pustym wewnątrz
bytem, błądzącym po okolicy. Zupełnie jakbym była pozbawiona świadomości.
Było tak aż do pewnej nocy, kiedy to
zapuściłam się w starszą, jak mi się wydawało, część miasta. Za wysokim płotem
odgradzającym budynki od pola ujrzałam przedziwną scenę. Chłopak w dresie
walczył z zielonym pająkiem wielkości ciężarówki.
- Skup się, Yukine albo obu nas pozabijasz! – krzyknął, zaciekle siekąc stwora
nagim ostrzem.
Nagle jego wzrok padł na mnie. Przez
chwilę wydawał się być zaskoczony, po czym jakby nigdy nic wskoczył na płot, spoglądając
na mnie z góry. Wolną dłonią zaczął nakreślać w powietrzu jakieś znaki,
jednocześnie recytując do tego niezrozumiałe dla mnie słowa. Wokół niego
pojawiła się złota aura. Wreszcie uniósł rękę i zawołał:
- Chodź, Yamiki!
Poczułam, że tracę już i tak niewielką
kontrolę nad moim ciałem. Rozmyłam się, by po chwili poczuć się niby uwięziona
wewnątrz czegoś trudnego do określenia. Otoczyła mnie oślepiająca biel, a wokół
wirowały rozmaite, połyskujące złotem i srebrem znaki. Chwilę później ponownie
widziałam, ale z innej perspektywy, słyszałam, ale jakoś inaczej. Patrzyłam
teraz z góry na tego olbrzymiego pająka.
Poczułam, że jakaś siła unosi mnie po czym runęłam prosto na dziwnego stwora.
Odruchowo chciałam zamknąć oczy, ale szybko spostrzegłam, że to nie mi dzieje
się krzywda. To łeb potwora został rozcięty na pół… mną?
- Wracaj, Ari! – usłyszałam głos chłopaka.
Ponownie na krótką chwilę ogarnęła mnie
ta dziwna biel. Poczułam, że odzyskuję kontrolę nad ciałem, ale taką…
całkowitą. Nim się spostrzegłam stałam z powrotem na ziemi. W dodatku
odzyskałam świadomość. Dziwna blokada opuściła mój umysł. Powoli otworzyłam
oczy.
Przede mną stała dwójka chłopaków.
Niższy, blondyn i wyższy, ciemnowłosy w dresie, ten sam który wcześniej walczył
z pająkiem-gigantem. Jego błękitne oczy błyszczały, jakby od łez. Szybko potarł
je rękawem bluzy i odchrząknął, skupiając na mnie swój wzrok. Czy ja przed chwilą znalazłam się w jego
dłoni? Jak…? Czy on płakał? Dlaczego? Co tu się dzieje?
- YAAATOOO! – rozległ się dziewczęcy głos i znikąd podbiegła do nas jego
właścicielka. – Chciałam… chwila, a to kto?
Dziewczyna przeniosła na mnie zdziwione
spojrzenie różowych tęczówek.
- Moje nowe Boskie Narzędzie. Jej imię to Aria – odpowiedział, po czym ponownie
przeniósł na mnie wzrok. – Aria, jestem Yato. Twój pan. Wezwałem cię z
Dalekiego Wybrzeża, abyś służyła mi jako Boskie Narzędzie. Pozwalam ci służyć i
trwać przy moim boku dłużej niż krewni.
Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc o
czym do mnie mówi. W dodatku wreszcie zaczęłam odczuwać chłód nocnego
powietrza. Miałam na sobie jedynie białe, zwykłe kimono. Zadrżałam z zimna i
potarłam ramiona. Widząc to, czarnowłosy zdjął swoją bluzę i podał mi ją.
- Załóż to. Nie masz się już czego bać – dodał, uśmiechając się delikatnie. Urocze, przeszło mi przez myśl.
Po chwili zastanowienia, przyjęłam
niepewnie bluzę.
- Nie wierzę, znowu oferujesz komuś to przepocone coś? – zapytał blondwłosy
chłopak. Zmarszczył brwi i zwrócił się do mnie. – Masz, weź moją ku…
Urwał w pół słowa, otwierając szerzej oczy.
- Ty, ty jesteś… tą dziewczyną!
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie wiedząc o co mu chodzi.
- J-jesteś dziewczyną z tego wypadku.
Ty… n-nie żyjesz! – dodała z przerażeniem różowooka.
- Tak, wiem… chwila, powiedziałaś „z tego wypadku”? Jakiego wypadku? O co wam
chodzi? – zapytałam. – Czy wiecie kim ja…
W tej chwili przerwał mi Yato.
- NIE. To znaczy… Myślę, że z kimś cię pomylili – oznajmił, spoglądając
gniewnie na tamtą dwójkę. – A tak na marginesie, to jest Hiyori – to mówiąc
wskazał na różowooką. – A to Yukine, moje drugie Boskie Narzędzie – tu wskazał
na blondyna. – A teraz, wracajmy do domu. Jestem naprawdę zmęczony po walce z
tym upierdliwym duchem.
Skończywszy mówić, odwrócił się i zaczął
iść przed siebie. Hiyori i Yukine spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami, po
czym ruszyli za nim. Zostałam, więc nieco z tyłu, próbując sobie wszystko jako
tako poukładać w głowie. Inne Boskie Narzędzie? Przynajmniej nie
jestem w tym sama… Może uda się nam nawet zaprzyjaźnić…
- A więc… jesteś jakimś innym Boskim Narzędziem? –
zapytałam, zrównując krok z dziewczyną.
- Um… nie. Nie jestem.
- W takim razie kim jesteś? Dlaczego mnie… nas widzisz? Też jesteś bóstwem? Skoro jest bóg w dresie, to może nim
chyba również być nastolatka w szkolnym mundurku, prawda? - Nie – zaśmiała się. – Jestem człowiekiem. Ale w skutek pewnego wypadku
mam możliwość widzenia was wszystkich.
Dopiero teraz zauważyłam, że
zatrzymaliśmy się przy niewielkim budynku, przypominającym budkę z jedzeniem,
jakich pełno w mieście.
- Yatuuuś! – rozległ się wesoły pisk i z budynku wypadła niczym huragan
różowowłosa, młoda dziewczyna, rzucając się Yato na szyję.
- Czemu wracacie tak późno? Oh! Kim jest ta urocza dziewczynka? – zapytała,
spoglądając prosto na mnie.
- Kofuku – odezwał się Yato. – To jest Aria, moje nowe Boskie Narzędzie. Aria,
poznaj Kofuku, moją przyjaciółkę i boginię. Kofuku, wychodzi na to, że będziemy
musieli przygotować kolejne łóżko.
- Więc będziemy mieszkać w domu… świątyni jakiegoś innego bóstwa? – mruknęłam
cicho.
- Taa… Nie spodziewaj się za wiele po bogu w dresie – odmruknął Yukine stojący
obok mnie.
- Bogowie chyba jednak kompletnie różnią się od tego, co sobie wyobrażałam na
ich temat – westchnęłam.
W środku czekał już
na nas wysoki, groźnie wyglądający mężczyzna. Na jego widok po plecach przeszły
mi ciarki i nabrałam ochoty by jak najszybciej stamtąd zwiać.
- Daikoku! To Aria, nowe shinki Yato.
Czyż nie jest urocza? Uhh, Yato zdobył kolejne Boskie Narzędzie szybciej ode
mnie!
- Moja pani, naprawdę nie potrzebujesz kolejnego Boskiego Narzędzia, dopóki
masz mnie. Zresztą dwa to już i tak za dużo, jak na bezdomnego i bezrobotnego
boga – Daikoku spiorunował wzrokiem Yato, po czym zwrócił się do mnie. – A tak
w ogóle, to miło mi cię poznać.
Skinęłam głową, myśląc tymczasem o tym, że Kofuku i Daikoku wyglądają na uroczą
parę. Wolałam jednak zachować te przemyślenia dla siebie i o nic ich nie pytać.
Okazało się, że w świątyni Kofuku nie masz aż
tylu wolnych pomieszczeń, by każde z nas mogło spać osobno. Skończyło się więc
na tym, że wylądowałam w jednym pokoju z Yato i Yukine.
Wciąż byłam nieźle oszołomiona tym
wszystkim, co wydarzyło się tej nocy, więc położyłam się pod oknem, z dala od
pozostałej dwójki. Wpatrywałam się w piękny księżyc w pełni i coraz bardziej
pogrążałam się w swoich myślach. Czy
odzyskam swoje wspomnienia z ludzkiego życia? Jakie ono, tak w ogóle, było?
Jaka była moja rodzina, przyjaciele? Jak zginęłam? O jaki wypadek chodziło
Hiyori i Yukine? Czy Yato coś przede mną ukrywa? Jak teraz będzie wyglądało
moje życie po śmierci? Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie. Znałam jednak tylko niewielką
garstkę odpowiedzi. Wiedziałam, że jestem martwa. Wiedziałam, że zostałam sama,
a moją nową i jedyną rodziną w tym dziwnym, jak się okazuje świecie, są
aktualnie Yato i Yukine. Wiedziałam również, że muszę im zaufać, by móc
odnaleźć się jakoś w tym wszystkim.
Obróciłam się na bok i potarłam swój
kark, gdzie, jak się wcześniej dowiedziałam, znajdowało się moje nowe, zapisane
w kanji imię – Ari. To wszystko jest takie skomplikowane.
Westchnęłam i po zamknięciu powiek, zasnęłam niemalże natychmiast.