Ten dzień musiał w końcu nadejść... Koniec ferii, czas wracać do szkoły i nauki T^T W dodatku, niedawno skończyłam kilka serii anime, do których byłam w pewien sposób przywiązana - "K: Return of Kings", "Kuroko no Basuke 3", "Noragami Aragoto" oraz "Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen". I co ja mam teraz począć ze swoim życiem?! T^T
Ekhm, przechodząc do tematów bardziej związanych z blogiem... Dziękuję wszystkim za komentarze, rady i pomysły. Przykro mi, że nie wykorzystałam/nie wykorzystam wszystkich z nich, ale w każdym razie dziękuję za chęci. Widziałam, że kilkukrotnie pojawił się pomysł z Ayato wyznającym miłość. Muszę rozczarować tych, którzy tego by chcieli, ale taka scena raczej prędko się nie pojawi. Przyczyną jest oczywiście charakter Ayato i jego sposób postrzegania świata. Takie sprawy wymagają cierpliwości xD Ach, i informacja dla tych, którzy zastrzegali żebym nie pisała "pod publikę". Nie martwcie się. Pomysłów zawsze mogę wysłuchać, bo może akurat przypadną mi do gustu/natchną mnie, ale nie zamierzam pisać pod dyktando. Zresztą, chyba bym tak nawet nie potrafiła xD A teraz, zapraszam do czytania nowego rozdziału DiaLovers! ^^
Nie taki spokojny wieczór
Siedziałam pochylona do przodu na swoim krześle i usilnie starałam się ignorować rzucane co chwilę w moją stronę podejrzliwe spojrzenia rudowłosego wampira, żeby przypadkiem nie udławić się zawartością mojego talerza. Wraz ze wszystkimi braćmi Sakamaki jadłam tradycyjnie wspólny posiłek. Takie wieczory jak ten przypadały raz na pewną liczbę dni wyznaczaną przez Reijiego. Z tego co słyszałam, to taki zwyczaj mieli już jeszcze za nim ja wprowadziłam się do ich rezydencji. Nie wiedziałam jednak jak wtedy to przebiegało. Teraz wyglądało to tak, że po prostu o określonej godzinie wszyscy mieszkańcy bez marudzenia zasiadali ten jeden raz przy wspólnym stole. W pozostałe dni każdy jadał praktycznie o innej porze, według własnych upodobań.
Włożyłam do ust kolejną porcję smażonego mięsa, znowu czując na sobie wzrok Laito. Przełknęłam jedzenie, po czym z irytacją odłożyłam sztućce.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, o co ci chodzi? - Zapytałam, przerywając ciszę panującą do tej pory przy stole.
- Mi? Och, o nic - zapewnił, odchylając się na oparcie swojego krzesła. - Zastanawiam się tylko, jakim cudem nadal jesteś dziewicą.
Zamurowało mnie. Momentalnie uwaga wszystkich zebranych skupiła się na mojej osobie. Subaru zmarszczył czoło, zaintrygowany Shuu uniósł jedną brew, Kanato przestał na chwilę przerabiać warzywa na swoim talerzu w jednolitą papkę, Reiji pokręcił głową, a Ayato... uśmiechnął się. Moje policzki zapłonęły rumieńcem. Wbiłam gniewne spojrzenie w Laito.
- Po pierwsze, co w tym takiego niezwykłego? A po drugie, skąd masz taką pewność, że nią jestem?
Rudzielec uśmiechnął się szeroko, kreśląc widelcem w powietrzu zapewne tylko sobie znane wzory.
- Mam takie przeczucie, maleńka. A jest to takie niezwykłe, ponieważ bardzo często sypiasz w jednym łóżku z "naszą wysokością". Dziwi mnie to, że mój braciszek tak dobrze się kontroluje.
Nie miałam odwagi spojrzeć na siedzącego obok mnie Ayato. Rozpaczliwie szukałam jakiejś ciętej riposty, ale z tego wszystkiego nie potrafiłam ułożyć odpowiedniego zdania. Bo co też mogłam mu w takiej chwili odpowiedzieć?!
- Jesteś po prostu zazdrosny.
Zaskoczona, zaledwie kątem oka zerknęłam na Ayato.
- A żebyś wiedział, braciszku - Laito zachichotał, opierając podbródek na otwartej dłoni. - I wiesz, jeśli tobie się nie śpieszy, to chętnie zajmę się maleńką w twoim imieniu.
- Co proszę?! - Słowa rudowłosego wampira sprawiły, że zakrztusiłam się właśnie pitym sokiem.
- Nawet nie waż się jej tknąć.
W wypowiedzi Ayato pobrzmiewała wyraźna groźba. Skończywszy kaszleć, przeniosłam na nich wzrok.
- Aleś ty zaborczy, braciszku~.
- Przestań mnie tak nazywać.
- Uciszycie się wreszcie? - Reiji stanowczo przerwał kłótnię między swoimi przyrodnimi braćmi. - Odbieracie mi apetyt. Jeśli musicie, to dokończcie swoje bezsensowne sprzeczki po posiłku.
Bracia spojrzeli po sobie po raz ostatni i bez sprzeciwu wrócili do spożywania obiadu. Czasem zadziwiał mnie talent Reijiego do jako takiego utrzymywania całej piątki w ryzach. Nie miałam jednakże pojęcia, skąd w ogóle się to brało. Może bracia Sakamaki po prostu potrzebowali kogoś, kto chociaż w jakiejś części odgrywałby rolę rodzica? Ich sprawy rodzinne były strasznie pogmatwane, nie ma co...
Kiedy Reiji oznajmił, że nareszcie można odejść od stołu, wszyscy podnieśliśmy się ze swoich miejsc. Chociaż nikt głośno tego nie zaproponował i tak zgodnie skierowaliśmy się w stronę pomieszczenia ze stołem do bilardu. Była to kolejna z tradycji, w których miałam swój mały udział. Chłopcy grywali tam zazwyczaj właśnie w bilard bądź rzutki (poza Reijim, który wolał oddać się w tym czasie lekturze), a ja przyglądałam się ich rozgrywkom lub rozmawiałam z tymi, którzy aktualnie nie brali w nich udziału. Lubiłam takie wieczory, pomimo tego, że niestety już kilkakrotnie zostałam zastawiona jako nagroda w tych specyficznych zawodach... Cóż, tyle dobrze, że przeważnie to Ayato wygrywał.
W dobrym humorze, samotnie przemierzałam korytarz (gdyż jako jedyna nie posiadałam zdolności do teleportacji), gdy nagle wyczułam za sobą czyjąś obecność. Odwróciłam głowę, by sprawdzić kto to i w tej samej chwili dłoń tejże osoby zasłoniła mi usta, a silne ramię oplotło moją talię. Szarpnęłam się gwałtownie, kompletnie zaskoczona, ale byłam zbyt słaba, żeby się uwolnić. Przez myśl przeszło mi, aby ugryźć dłoń skutecznie blokującą moje protesty. Jednak oprawca pochylił się w tej chwili i tuż obok ucha usłyszałam znajomy głos.
- Spokojnie, maleńka. To tylko ja.
Ponownie spróbowałam wyrwać się z jego uścisku, nie rozumiejąc postępowania wampira. W odpowiedzi usłyszałam jedynie cichy chichot. Laito poprowadził (a raczej zaciągnął) mnie w jeden z bocznych korytarzy i tam przyparł do ściany. Jego dłoń wciąż spoczywała na moich wargach.
- Puszczę cię, ale tylko wtedy, jeśli nie narobisz niepotrzebnego hałasu - ostrzegł, mrużąc zielone oczy. - Rozumiesz?
Bez zastanowienia pokiwałam twierdząco głową. Laito uśmiechnął się i opuścił rękę, ale nadal stał na tyle blisko, że bez problemu mógłby uciszyć mnie zaledwie w ułamek sekundy.
- O co ci, do cholery, chodzi?! - wybuchnęłam po uprzednim zaczerpnięciu powietrza. - Co ci nagle...
- Ciiiszej - polecił, przykładając palec wskazujący do moich ust. - Miałaś nie robić hałasu.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na niego spode łba.
- Dobra. Jeśli ładnie wszystko mi wyjaśnisz, to będę cicho. Ale jeśli spróbujesz czegoś podejrzanego, to zacznę się drzeć.
Laito odsunął się odrobinę i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- To raczej nie będzie konieczne.
- Więc? O co chodzi?
Wampir zaskakująco spoważniał, co jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu.
- Posłuchaj, maleńka. Chcę cię tylko ostrzec. Trzymaj się z daleka od rodziny Mukami.
- Huh? Ty też? Subaru mówił mi wczoraj coś podobnego.
- Nie dziwię się. Wydaje mi się, że coś knują.
- Ale... Co takiego? Skąd masz takie przeczucie? I... Dlaczego w ogóle mnie ostrzegasz?
Chłopak przez chwilę spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak po chwili zagościł na niej jego typowy uśmiech.
- Byłaby szkoda, gdyby ponownie sprzątnęli nam cię sprzed nosa.
- No tak, stracilibyście chodzący bank krwi - prychnęłam, omijając go.
- Natsuki.
Przystanęłam, zaskoczona tym, iż chyba pierwszy raz wampir użył mojego imienia. Spojrzałam na niego przez ramię. Stał dokładnie w tym samym miejscu, ponownie patrząc na mnie z zaskakującą dla niego powagą.
- Po prostu na siebie uważaj.
Odwróciłam się i ponownie ruszyłam tam, skąd przyszliśmy.
- W porządku - odparłam, już więcej się nie odwracając.
Kiedy weszłam do pokoju, Laito był już na miejscu i bawił się kijem do bilarda. Pozostali zajmowali swoje typowe miejsca - Ayato i Shuu stali przed tarczą do rzutek, Subaru opierał się o szafę naprzeciwko Laito, Kanato z Teddy'm na kolanach siedział na kanapie, a Reiji czytał książkę na fotelu.
- Co tak długo, Naleśniku? - zapytał Ayato, układając swoje rzutki na wysokim stoliku, obok którego stał.
- Musiałam załatwić coś po drodze - odparłam wymijająco, biorąc na ręce ocierającego się o moje nogi kota Shuu. Dostrzegłam lekki uśmiech, jaki pojawił się na ustach Laito. Chłopak wręczył wolny kij Subaru i pochylił się nad stołem, przymierzając się do pierwszego uderzenia. Po drugiej stronie pomieszczenia swoją grę rozpoczęli również Ayato i Shuu. Drapiąc kota za uszami usiadłam na kanapie obok Kanato. Nie zdążyłam długo nacieszyć się chwilą spokoju, gdyż nagle telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Wystraszony niespodziewanym buczeniem, kociak zeskoczył z moich kolan, z nieufnością zerkając na trzymane przeze mnie urządzenie.
- Nie odbierzesz? - Kanato przyglądał się mi uważnie.
- Cóż... Chyba nie mam wyboru - stwierdziłam z wahaniem, widząc, że dzwoniący nie ma zamiaru zrezygnować. - Wybaczcie na chwilę.
Wyszłam na korytarz odprowadzana sześcioma zaciekawionymi spojrzeniami. Przesunęłam palcem po ekranie i uniosłam komórkę.
- Halo?
- Witaj, kociaku - odpowiedział mi radosny, znajomy głos. - Już myślałem, że nie odbierzesz.
- Przepraszam.
Podeszłam do dużych okien ciągnących się wzdłuż pogrążonego w półmroku korytarza. Choć burza ustała już ładnych parę godzin temu, deszcz nadal nieprzerwanie padał, a ciemne chmury zasnuwające niebo, nie przynosiły nadziei na prędką poprawę pogody.
- Nic nie szkodzi. Trochę się zniecierpliwiłem, ale jestem w stanie ci to wybaczyć.
- Hmm... To dobrze. A w jakiej sprawie dzwonisz?
Po drugiej stronie na kilka sekund zapadła cisza.
- Kou?
- Chciałem przeprosić. - Jego głos stracił wesołe brzmienie, co przypomniało mi scenę z Laito zaledwie sprzed kilku minut.
- Za co? - zapytałam ostrożnie.
- Za tą kłótnię, której byłaś ostatnio świadkiem. Trochę mnie poniosło.
- Nie szkodzi. Nie jestem zła.
- Naprawdę?
- Naprawdę - potwierdziłam, nawijając pasmo włosów na palec wskazujący.
- Haa, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mi ulżyło. Ale wiesz... To, co wtedy mówiłem przynajmniej po części było prawdą.
- To znaczy?
- U nas miałabyś się lepiej niż... u nich.
- Kou...
- Naprawdę! Jesteśmy inni. Różnimy się od nich. Gdyby tylko wtedy wszystko przebiegło inaczej... Wtedy sama mogłabyś się przekonać. Ale to niestety nie jest rozmowa na telefon.
- Tak... - patrzyłam, jak krople wody spływają po szybie w oknie, przed którym stałam. - Też tak uważam.
- Ale mam nadzieję, że nasze wspólne lekcje śpiewu nadal są aktualne?
- Huh? - zaskoczona nagłą zmianą tematu jedynie tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić.
- Och, ty naprawdę masz spory talent. Dlatego chciałbym pomóc ci go doskonalić. Poza tym, wtedy możemy na spokojnie porozmawiać. Więc, jeśli nie masz nic przeciwko, to spotkamy się w przyszłym tygodniu tam, gdzie ostatnio?
W uszach ponownie zadźwięczały mi słowa Subaru i Laito. Nie wygląda na to, żeby uważali się za przegranych. Mogą znowu coś knuć. Trzymaj się z daleka od rodziny Mukami.
Z jednej strony miałam ochotę ich posłuchać i raz na zawsze odciąć się od tej czwórki wampirów, ale z drugiej... Chciałam poznać prawdę dotyczącą mojego porwania. Musiałam dowiedzieć się, czego ode mnie chcieli bądź dalej chcą. Sądziłam również, iż istnieje małe prawdopodobieństwo, że odważą się wykonać jakiś niebezpieczny ruch w murach szkoły, tuż pod nosem braci Sakamaki.
- Kociaku? Jesteś tam?
- Tak - odezwałam wzrok od okna, zerkając w stronę pokoju, w którym nadal przebywały wampiry. Byłam ciekawa, czy z tej odległości mogły usłyszeć moje wypowiedzi. - Spotkajmy się.
- Kto to był? - Pytanie to padło z ust Ayato, ledwie przekroczyłam próg pomieszczenia.
- Nikt ważny - wzruszyłam obojętnie ramionami i schowałam telefon z powrotem do kieszeni spodni. - Takie tam, szkolne sprawy. No, ale mniejsza o to. Kto pod moją nieobecność zdążył wyjść na prowadzenie?
- Subaru - westchnął rudowłosy, opierając się kij o swoje ramię. Przeniósł wzrok na drugą stronę pokoju. - A u was?
Ayato spojrzał z niechęcią na tarczę i wystającą z niej rzutkę swojego przeciwnika.
- Shuu.
- O, czyżby spadek formy, braciszku? - Laito uśmiechnął się złośliwie. - Czy to wina naszej maleńkiej?
- Zamknij się!
- Ach, naprawdę jestem ciekaw, co wy robicie przez te wszystkie noce...
- Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć?
- Hej, ja też tu jestem! - przypomniałam, tupiąc nogą z irytacją.
- No właśnie, maleńka. Może ty się pochwalisz, co takiego robisz z "naszą wysokością"?
Po raz drugi podczas tego wieczoru poczułam, jak na moje policzki wpełza rumieniec.
- Jesteś niemożliwy!
- Znowu zaczynacie? - Reiji z westchnięciem przewrócił stronę w czytanej książce. - Wasze zachowanie jest doprawdy niedojrzałe.
- Nikt ci nie każe tutaj przebywać - zauważył Shuu, ze znudzeniem obracając w dłoni jedną z rzutek.
- A ty kiedy stałeś się taki rozmowny?
- No, no, no! Reiji i Shuu bezpośrednio ze sobą rozmawiają - Laito klasnął w dłonie. - Mamy jakieś święto?
W duszy przyznałam rudzielcowi rację. Takie rozmowy lub chociażby kłótnie między dwójką najstarszych braci naprawdę zdarzały się bardzo rzadko.
- Też mi coś niezwykłego - prychnął Subaru. - Twoja kolej, Laito.
- Ale Subaru, to naprawdę jest coś niezwykłego.
- Mam to gdzieś. Grasz czy nie?
- Hej, Teddy - milczący do tej pory Kanato zwrócił się do swojego misia. - Wszyscy się kłócą. Ciekawe, prawda?
Westchnęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Jestem ciekawa jak wyglądają relacje między braćmi Mukami...
Zdawszy sobie sprawę z własnych myśli, potrząsnęłam szybko głową, żeby się ich pozbyć.
To nie czas i miejsce, by myśleć o tej rodzinie.
Po spędzeniu ze sobą kolejnej godziny wypełnionej rozmowami typowo przeplatanymi z kłótniami, wzajemnym obrażaniem się i groźbami, rozeszliśmy się w swoje strony. Ja postanowiłam przed spaniem udać się jeszcze do domowej biblioteki, żeby pożyczyć stamtąd coś ciekawego na temat wampirów. Jakby nie patrzeć, po kilku miesiącach mieszkania z przedstawicielami tej rasy pod jednym dachem, wciąż nie wiedziałam o nich za wiele. Wypadałoby się więc trochę podszkolić.
Przechadzając się między wysokimi regałami zastawionymi niezliczoną ilością książek, zastanawiałam się, czy nie łatwiej byłoby założyć jakiś komputerowy rejestr tak jak w prawdziwych bibliotekach. Tak wszystkim byłoby na pewno o wiele łatwiej. A już na pewno byłoby to wygodniejsze od chodzenia z przekrzywioną głową na około pomieszczenia i odczytywanie kolejno tytułów z grzbietów licznych książek. Serio, ten pokój był lepiej wyposażony niż biblioteka w mojej poprzedniej szkole.
Jakimś cudem w dość krótkim czasie udało mi się znaleźć kilka tomów poświęconych interesującemu mnie tematowi. Gdy zdejmowałam z półki już ostatni z nich, na podłogę upadło coś, co było wetknięte obok niego. Schyliłam się, by to podnieść, ale zastygłam w bezruchu, z dłonią zawieszoną kilka centymetrów nad zbyt dobrze znaną mi okładką. Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Nie. To niemożliwe. Przecież go wyrzuciłam...
Wyprostowałam się i na drżących nogach opuściłam bibliotekę. Zbierało mi się na wymioty, a moje serce zaczęło tłuc się nerwowo o żebra. Byłam przekonana, że wyrzuciłam ten zeszyt do kosza na dachu szkoły zaledwie dzień wcześniej. Ale w takim razie... Skąd ponownie wziął się wśród książek w rezydencji rodziny Sakamaki? Przełknęłam ślinę i mocniej obejmując ramionami trzymane książki przyśpieszyłam kroku. W tej chwili chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i odciąć od tego wszystkiego, co ostatnimi czasy działo się wokół mnie.