I tak oto prezentuje się kontynuacja przygód młodocianych terrorystów. W tym rozdziale poznacie trochę lepiej sytuację głównej bohaterki i dowiecie się z jakiego powodu tak właściwie uciekła z domu.
Szkolenie
Jesteś głupia. Jesteś leniwa. Nic nie potrafisz porządnie zrobić. Kretynka. Niezdara. Samolubny bachor. Jesteś bezużyteczna!
Otworzyłam szeroko oczy, gwałtownie wybudzając się z sennego koszmaru. Powoli wypuściłam powietrze przez zaciśnięte zęby, żeby się uspokoić. Wierzchem dłoni otarłam wilgotne kąciki oczu, wciąż słysząc słowa mojej matki odbijające się echem w mojej głowie. Odetchnęłam jeszcze raz i wreszcie zwróciłam uwagę na swoje otoczenie. Zdziwiona widokiem obcego sufitu, powiodłam wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Dopiero po chwili zorientowałam się, gdzie się znajdowałam, przypominając sobie również wydarzenia ostatnich dwóch dni. Atak na centrum handlowe. Ucieczkę z domu. Uratowanie przez Natsume Yamamure. Przewijające się przed moimi oczami obrazy ułożyły się w całość. Elementy wspomnień zaskoczyły na swoje miejsca. Spuściłam wzrok na własne dłonie, lekko drżące na białej pościeli.
Naprawdę to zrobiłam. Naprawdę uciekłam z domu. Co więcej znajdowałam się w bazie grupy terrorystycznej, której członkiem miałam się stać. Niekoniecznie z własnej woli.
- Obudziłaś się? - usłyszałam dziewczęcy głos dobiegający z drugiej strony pokoju. Hisako właśnie skrupulatnie rozczesywała swoje jasnobrązowe włosy, pasmo po paśmie.
- Tak - potwierdziłam, siadając po turecku.
- Dobrze spałaś? - zapytała, nie przerywając nawet na chwilę wykonywanej czynności. - Jesteś pewna, że ten futon ci wystarczy?
- Tak - powtórzyłam, podnosząc się ze wspomnianego przez nią futonu. - To mi zdecydowanie wystarcza.
Poprzedniego wieczora powiedziano mi, że na razie wolny jest tylko futon, więc przypadnie mi na nim spać. Natsume i Seiichi zaproponowali mi, że bez problemu załatwią dla mnie normalne łóżko, ale odmówiłam. Futon był aż nadto wystarczający, jak dla mnie. Zresztą nie chciałam jeszcze bardziej powiększać mojego długu względem całej grupy. Już i tak dostałam więcej niż mogłabym się spodziewać od praktycznie obcych ludzi.
- Skoro tak twierdzisz - Hisako wzruszyła ramionami.
- Mogę iść do łazienki?
- Jasne, jest wolna - przerzuciła włosy przez lewe ramię i ponownie zaczęła je czesać. - Jak czegoś potrzebujesz, to wiesz co robić.
- Dziękuję - skinęłam głową i czmychnęłam do łazienki.
Kiedy wróciłam, już odświeżona i przebrana, zastałam Hisako siedzącą przed lustrem, przy niewielkiej toaletce zastawionej masą różnych kosmetyków i przyborów do robienia makijażu.
- Malujesz się? - rzuciłam przez ramię, ścieląc swoje posłanie.
- Mhm. A co? Potrzebujesz jakiegoś kosmetyku?
- Nie, ja się nie maluję.
- Co? - Hisako zamarła z eyeliner'em w dłoni. Odwróciła się do mnie z wyrazem całkowitego zaskoczenia na twarzy. - Jak to?
- No... - bąknęłam, wygładzając pościel. - Tak jakoś, po prostu.
- Żartujesz? - idealne łuki brwi szatynki uniosły się. - Ale tak... w ogóle?!
- Tak... - odpowiedziałam cicho, widząc minę Hisako. - To aż tak źle?
- Co tu się dzieje? - zapytał Natsume, nagle wchodząc do pokoju. - Nie mówcie, że pokłóciłyście się już po pierwszym dniu mieszkania w jednym pokoju?
Endo posłała Natsume spojrzenie spod zmrużonych powiek.
- Nie. Tylko właśnie się dowiedziałam, że nowa się nie maluje.
- Tak? - Natsume przeniósł na mnie wzrok i przyjrzał się mojej twarzy. Zawstydzona jego spojrzeniem, odwróciłam wzrok. - I w czym problem? Według mnie wygląda ładnie.
Spojrzałam na niego zszokowana.
Czy on właśnie skomplementował mój wygląd?
Hisako prychnęła, ponownie odwracając się twarzą do lustra.
- Faceci. To nie o to chodzi.
- A o co? - teraz to Natsume wyglądał na zaskoczonego. - Nie robicie tego przypadkiem właśnie po to, żeby podobać się innym? Skoro wygląda ładnie bez malowania się, to nie ma po co tego robić.
Natsume mówił to bez szczególnego przejęcia, a tymczasem moje policzki płonęły. Żaden chłopak nigdy, nawet w żartach nie powiedział, że jestem ładna.
- Uważaj, bo stąpasz po cienkim lodzie, Yamamura - ostrzegła Hisako, sięgając po tusz do rzęs.
- Hej, jeszcze nic nie powiedziałem - chłopak podniósł dłonie w obronnym geście. - Ale wiesz... Przynajmniej nie będzie siedziała pół dnia w łazience, zeskrobując z siebie te tony tapety, tak jak... ty.
Pojemniczek z tuszem wylądował z hukiem na blacie toaletki.
- Wynocha stąd! - warknęła Hisako. Jej oczy ciskały gromy, wwiercając się w odbicie uśmiechniętego niewinnie Natsume.
- Już, już - wzrok Natsume ponownie padł na mnie. - Zjedz coś szybko i będziemy się zbierać.
- My? Gdzie?
- Na szkolenie - mrugnął do mnie. - Lepiej się pospiesz. Im prędzej się za to weźmiemy, tym lepiej.
Po tych słowach opuścił pokój.
- To... gdzie jedziemy na to całe szkolenie? - spytałam, kiedy podeszłam do czekającego na mnie Natsume.
- Jeszcze nie wiem - chłopak wzruszył ramionami, bawiąc się kluczykami. - Coś się wymyśli po drodze. Gotowa?
- Gotowa - odparłam, choć czułam się niezbyt pewnie. Nie miałam przecież zielonego pojęcia o tym, jak miało wyglądać owe szkolenie. Zacisnęłam jednak dłonie w pięści i zeszłam za chłopakiem do garażu. Na schodach minęliśmy się z Seiichim.
- Wychodzicie? - zapytał blondyn, otrzepując ręce z pokrywającej je grubej warstwy kurzu.
- Ta, w końcu jestem odpowiedzialny za jej szkolenie - przypomniał Natsume, po czym zadał pytanie, które mnie również męczyło. - Co robiłeś?
- A, takie tam, małe porządki - Seiichi zbył go machnięciem ręki i uśmiechnął się do mnie. - Powodzenia.
- Dziękuję - odpowiedziałam, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- Nie nawywijaj niczego, Natsu. I uważaj na Shimizu.
- Tak, tak. Za kogo ty mnie masz?
- Może lepiej to przemilczę - blondyn zaśmiał się i ruszył na górę.
- Co to miało znaczyć? - mruknął sam do siebie Natsume, zdejmując z półki zawieszonej na ścianie dwa kaski. Wręczył mi jeden z nich. - Trzymaj. Dzisiaj dla odmiany dostosujemy się do przepisów.
- Dla odmiany, huh? Nie powinieneś zawsze się do nich dostosowywać?
- Oj, tam. Szczegóły. Zresztą, myślisz, że to jedyne przepisy jakie łamię? - chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Ale mniejsza z tym. Wiesz jak to założyć?
- Umm... nie za bardzo... - przyznałam zgodnie z prawdą, przyglądając się trzymanemu w dłoni czarnemu kaskowi.
- To ci pomogę. Odgarnij włosy z twarzy.
Natsume wyjął przedmiot z moich dłoni i kiedy zarzuciłam już włosy na plecy, wsunął go ostrożnie na moją głowę. Gdy sprawdzał, czy dobrze się na niej trzyma, jego palce przypadkowo musnęły moją skórę. Poczułam się wtedy tak, jakby po moim ciele przebiegł prąd.
- No, gotowe - oznajmił, założył własny kask i usiadł na swoim motocyklu. - Wsiadaj.
Posłusznie usiadłam za nim, tak jak zaledwie dzień wcześniej. Z tą małą różnicą, że tym razem nie byliśmy mokrzy. Jakoś dzięki temu czułam się mniej zdenerwowana.
- Ekhm - odchrząknął. - Twoje ręce na mój brzuch. Zapomniałaś? Nie chcę cię później zbierać z ulicy.
- Uhm... - po krótkim zawahaniu pochyliłam się do przodu, oplatając go w pasie ramionami. Automatycznie moja twarz zapłonęla rumieńcem.
- Tak lepiej.
Opuściliśmy stary magazyn z towarzyszącym nam rykiem maszyny obudzonej do życia i pomknęliśmy w stronę centrum miasta.
Natsume zaparkował swój pojazd najwyraźniej w tym samym miejscu, co ostatnio - pod sklepem sportowym.
- Czy to bezpieczne zostawiać tutaj tak ten motor? - rozejrzałam się z powątpiewaniem. Nie widziałam w pobliżu zbyt wielu ludzi, ale okolica sama w sobie też nie wyglądała na nazbyt bezpieczną.
- Spoko, właściciel tego sklepu to mój znajomy. Zawsze zostawiam go u niego.
Natsume podszedł do sklepowej witryny i zastukał dwukrotnie w szybę. Po kilku sekundach pojawił się za nią starszy mężczyzna. Widząc Natsume uśmiechnął się lekko i uniósł kciuk w górę.
- Widzisz? - chłopak odwrócił się w moją stronę. - Będzie miał na niego oko, a my możemy spokojnie sobie iść.
- A gdzie w końcu idziemy?
- Zaraz zobaczysz. Chodź.
Skręciliśmy w inną ulicę, prowadząca w stronę parku. Natsume kazał mi na siebie zaczekać, po czym sam zniknął na kilka minut w sklepie spożywczym. Po powrocie wręczył mi reklamówkę, w której znalazłam trzy puszki coli i podłużne opakowanie cukierków.
- Po co to? - spojrzałam na niego pytająco, nie rozumiejąc, co cola i cukierki mogą mieć wspólnego ze szkoleniem terrorystów.
- Do bardzo prostego testu - przejął ode mnie reklamówkę, zostawiając mi tylko cukierki i jedną puszkę. - Chyba wiesz, co dzieje się z tymi cukierkami po wrzuceniu do coli?
Zamrugałam kilkakrotnie zanim wreszcie to do mnie dotarło.
- Tak, wybuchają.
- Zgadza się. I ty to wykorzystasz.
- Jak?
- Widzisz tamtą grupkę? - Natsume wskazał trójkę dziewczyn siedzących na kamiennym murku otaczającym fontanne w parku po drugiej stronie ulicy.
- Tak.
- No to pójdziesz do nich i sprawisz im małą niespodziankę.
- Ale... - spojrzałam na niego, niepewna.
- Dasz radę. No już. Wszystko będę stąd obserwować.
Położył dłonie na moich ramionach i pchnął mnie delikatnie w stronę przejścia dla pieszych. Jeszcze raz na niego zerknęłam. Uśmiechał się, spokojnie oparty o ścianę budynku.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam z determinacją dłonie na trzymanych przedmiotach.
I tak nie mam nic do stracenia...
Znalazłszy się po drugiej stronie ulicy, pokonałam zdecydowanie odległość dzieląca mnie od fontanny. Przysiadłam na murku obok pogrążonych w rozmowie dziewczyn. Nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi. W duchu odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam puszkę napoju, stawiając ją pomiędzy mną, a dziewczynami. Obserwując je kątem oka, otworzyłam paczkę cukierków.
Raz kozie śmierć.
Wrzuciłam jednego cukierka do puszki i jakby nigdy nic, podniosłam się ze swojego miejsca, chowając resztę do kieszeni bluzy. Zawartość puszki wystrzeliła w powietrze, chlapiąc na wszystkie strony. Grupka dziewczyn zerwała się z piskiem, ale ja już nie patrzyłam w ich stronę. Pewnym krokiem wróciłam do uśmiechniętego szeroko Natsume.
- I co?
- Świetnie dałaś sobie radę. Brawo.
Skinęłam głową, dopiero teraz pozwalając sobie na westchnienie ulgi.
- To nie było wcale takie trudne, prawda? - zaśmiał się chłopak, ruszając w stronę innej części parku.
- W sumie...
- A ich miny były piękne! Szkoda, że tego nie widziałaś.
- A co to miało tak w ogóle na celu?
- Jak już mówiłem, prosty test. Sprawdziłem jak reagujesz na takie rzeczy. Bo jeśli nie potrafiłabyś sobie poradzić podczas takiej prostej sztuczki, to podczas prawdziwej akcji byłoby kiepsko...
- Czyli ja... dobrze zareagowałam? - chciałam się upewnić.
- Tak. Prawie niczego nie dałaś po sobie poznać, a to najlepsze co mogłaś zrobić.
- Naprawdę?
- Tak. Czemu masz takie problemy z uwierzeniem?
- No... tak jakoś - mruknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy.
Nie chciałam powiedzieć mu, że rzadko słyszałam pochwały na swój temat. To byłoby zbyt zawstydzające.
Natsume usiadł na jednej z ławek ustawionych wzdłuż alejki w parku. Kiedy zajęłam miejsce obok niego, podał mi jedną z puszek. Drugą otworzył i pociągnął z niej spory łyk.
- To... - zaczął po chwili, zerkając na mnie - czemu uciekłaś z domu?
Spojrzałam na niego zaskoczona, chociaż dobrze wiedziałam, że mogłam się takiego pytania spodziewać prędzej czy później.
- Ja... to przez sprawy rodzinne...
Natsume nic nie mówił. Nie poganiał mnie, nie powstrzymywał. Patrzył na mnie w milczeniu. A ja, z jakiegoś powodu, chciałam mu wszystko opowiedzieć.
Jeszcze nigdy nikomu nie zwierzyłam się z tego, co działo się w moim domu, więc nawet nie wiedziałam od czego zacząć. W końcu wzięłam głęboki oddech jak przed nurkowaniem i streściłam swoją historię.
- Wszystko zaczęło się, kiedy miałam jakieś dziewięć, dziesięć lat. Rodzice co raz częściej się kłócili. O byle co. Tata pierwszy pękł. Zażądał rozwodu. Po całej sprawie już nigdy więcej go nie zobaczyłam. Najwidoczniej miał mnie gdzieś. Po jego odejściu przez jakiś czas panował w domu względny spokój. Ale potem... - spuściłam wzrok na trzymaną w dłoni puszkę. Śledziłam wzrokiem krople wody spływające po chłodnym metalu. - Potem matka zaczęła częściej sięgać po papierosy i alkohol. Popadła w nałogi. Zrezygnowała... nie. Wyrzucili ją z pracy. Przestała przejmować się domem... i mną. Na mnie też wyładowywała swoją złość i inne emocje... Miałam tego dość. Chciałam... chciałam to przerwać.
Przygryzłam dolną wargę, czując, że zbiera mi się na płacz. Zacisnęłam mocniej palce na puszce. Niespodziewanie na mojej głowie wylądowała dłoń Natsume. Podniosłam na niego wzrok. Uśmiechał się łagodnie.
- Spokojnie, mała. To wszystko już się skończyło.
- Tak, ale... wciąż się martwię...
- Czym?
- Jeśli nie pojawię się przez dłuższy czas w szkole, ktoś z nauczycieli może się tym zainteresować.
- Tym się nie musisz przejmować. Możesz dalej, tak jak my, chodzić do szkoły.
- A co z adresem i w ogóle?
- Tym też się zajmiemy. Mówiłem, że Kaoru jest dobrym hackerem.
Obracałam nerwowo puszkę w dłoniach, marszcząc brwi.
- No dalej, głowa do góry. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
- Obiecujesz?
- Zgadza się. Będziesz się czuła pewniej jeśli to zrobię? - Natsume wyciągnął w moją stronę swój mały palec.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wypływającego na moje usta. Splotłam swój mały palec z jego.
- Obietnica zostala potwierdzona, to teraz czas na poprawienie ci humoru!
Chłopak poderwał się z miejsca, wyciągając do mnie rękę.
- Chodź!
W chwili, w której chwyciłam jego dłoń, puścił się biegiem przez park.
- Ch-chwila! Zaczekaj!
- Nie mam takiego zamiaru! - zaśmiał się radośnie, ciągnąc mnie w tylko sobie znanym kierunku. - Szybciej, szybciej! Nie ociągaj się!
Nie miałam innego wyjścia, jak tylko próbować dorównać mu kroku. Patrzyłam na jego roześmianą twarz i nie mogłam pozbyć się dziwnego, uczucia ciepła, rozlewającego się po moim ciele, ani przyspieszonego bicia mojego serca. Z każdą chwilą uświadamiałam sobie, że Natsume jest naprawdę miłym, uroczym chłopakiem. Co więc skłoniło go do bycia terrorystą? Starałam choć na chwilę odsunąć od siebie to uciążliwe pytanie.