Pora na pierwsze opowiadanie w tym roku. Moja wena zarządziła tak, iż padło na "Diabolik Lovers". Rozdział zdaje się, że wyszedł dość krótki, ale tak to już bywa. Mam nadzieję, że mimo to wam się spodoba ^^
A tak poza tym, jak tam powrót do szkoły? U mnie, na dobry początek, w poniedziałek siadło ogrzewanie i mieliśmy w salach po jakieś 14 stopni ;-; No i oczywiście zostaliśmy zarzuceni masą zadań i sprawdzianów/kartkówek, ale to już niestety jest normalne... No cóż, byle do ferii!
Życzę miłego czytania ^^
Niewiadome
Miękka kołdra zsunęła się z moich nóg. Zadrżałam, czując na nagim ciele chłodne powietrze, od którego natychmiast dostałam gęsiej skórki. Nie chciałam jednakże otwierać oczu. Było mi zdecydowanie zbyt wygodnie, a umysł wciąż zasnuwała delikatna mgiełka senności. Dłoń, tak chłodna jak powietrze w pomieszczeniu, że zdawała się być z niego ulepiona, musnęła moją prawą nogę w okolicy kostki. Dwukrotnie. Samymi opuszkami smukłych palców. Jęknęłam cicho, obracając głowę na bok. Z jednej strony chciałam uciec od tego zimna, ale z drugiej nie miałam ochoty poruszyć się ani o milimetr. Dłoń zaczęła przesuwać się wzdłuż mojej łydki. Powoli, pieszczotliwie, aż do kolana.
- Mmm.. - mruknęłam, przyciskając twarz do poduszki. - Ayato...
Poczułam oddech na skórze tuż przy krawędzi mojej koszuli nocnej. Rozległ się towarzyszący mu chichot. Wtedy załapałam, że coś mi nie pasuje. Ciało wciąż odmawiało współpracy, chcąc pozostać w błogim stanie półsnu, ale mózg zaczął wrzeszczeć, żebym się ruszyła. Niemal słyszałam w głowie wycie alarmu. Posłuchałam tej mądrzejszej części siebie i otworzyłam oczy, gwałtownie wyrywając się z tego dziwnego otępienia. W polu mojego widzenia dostrzegłam bladą twarz ze zmrużonymi z rozbawienia zielonymi oczami. Okalające ją rude włosy musnęły moje kolano, sprawiając tym samym, że niemal podskoczyłam na materacu.
- Dzień dobry, maleńka - wymruczał wampir z ustami przy mojej skórze. W następnej chwili poczułam przebijające ją kły. Krzyknęłam z bólu wymieszanego z zaskoczeniem. Taka pobudka nie znajdowała się na mojej liście przyjemności. Kiedy już się otrząsnęłam, pierwszą rzeczą, jaką miałam ochotę zrobić, było kopnięcie go. Laito jednak musiał to wyczuć, gdyż zacisnął dłoń również wokół mojej wolnej nogi, przyszpilając mnie do łóżka. Warknęłam, zirytowana niemożliwością uwolnienia dolnej połowy ciała. Ale wciąż miałam wolne ręce. I postanowiłam to wykorzystać. Może w dość specyficzny sposób, ale kto by się miał mnie o to czepiać? Otóż zacisnęłam palce na jednej z poduszek, zamachnęłam się i... uderzyłam nią z całej siły w głowę chłopaka. W pokoju zapanowała cisza. Poduszka opadła na materac, strącając przy tym kapelusz z głowy mojego rówieśnika. Rude kosmyki opadły mu na jeszcze bardziej zmrużone oczy. Przynajmniej przestał żłopać moją krew.
- Co to miało być, maleńka? - zapytał cichym, acz głębokim głosem przyprawiającym o dreszcze. Kryło się w nim wyraźne ostrzeżenie.
- Samoobrona? - uśmiechnęłam się nerwowo, nie wiedząc jakiej reakcji spodziewać się z jego strony. Laito westchnął, ścierając z bladych warg szkarłatne kropelki krwi. Wykorzystałam ten moment i błyskawicznie podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, szczelnie opatulając swoje ciało kołdrą, którą wampir wcześniej ze mnie zdjął. Ten, widząc moją reakcję, uniósł brwi i zaśmiał się, odchylając przy tym głowę. Najwyraźniej dał sobie już spokój z próbowaniem... Co on tak właściwie próbował zrobić? Poza piciem mojej krwi, oczywiście. Znając go, mogło to mieć jakieś seksualne podteksty.
Laito przetoczył się na plecy, a materac ugiął się pod nim, kiedy oparł się o niego łokciami. Zmierzyłam go wzrokiem, tkwiąc nieruchomo w swoim kokonie z kołdry. Już otwierałam usta, aby zapytać go o przyczynę wizyty, ale mnie uprzedził.
- Więc przygotowujesz się już do swojej spektakularnej ucieczki, maleńka? - zapytał, nie patrząc na mnie. Jego spojrzenie utkwione było gdzieś w suficie.
- O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc jego pytania. Chodziło mu o ucieknięcie przed nim? Ale czemu miałabym robić coś takiego, jeśli nawet już mnie nie dotykał?
- Sama mówiłaś, że zamierzasz poznać prawdę.
- Tak... I co w związku z tym? Dlaczego miałabym szykować jakąś ucieczkę?
Przeniósł na mnie wzrok, przeczesując palcami włosy. Na jego twarzy tańczył lekki uśmieszek.
- Czyżbyś się do nas przywiązała, maleńka? - w jego głosie pobrzmiewała kpina. I coś jeszcze. Zwątpienie. A przynajmniej takie miałam wrażenie. - Jeśli jeszcze jej nie planujesz, to zaczniesz wtedy, gdy dowiesz się tego, czego chcesz.
Podniósł się z mojego łóżka i przeciągnął. Zacisnęłam zęby.
- Dlaczego? Wciąż mi to powtarzacie...
Sięgnął po kapelusz i ponownie założył go na głowę.
- Ponieważ jesteś człowiekiem, nie jedną z nas - obrócił się do mnie plecami. - I tak długo wytrzymałaś.
- Przestańcie podkreślać moją rasę! - podniosłam głos, ponownie chwytając poduszkę. - Tak jakby to była jakaś obelga.
Rzuciłam w niego poduszką, ale złapał ją w locie.
- To nie obelga - odparł, nawet się nie odwracając. - To słabość.
Przedmiot upadł na podłogę, kiedy wampir zniknął z pokoju.
Słowa wampira dźwięczały mi wciąż w uszach, kiedy byliśmy już w szkole. Najgorsze było to, że nie tylko z jego ust padły te słowa o ludzkiej słabości. Najpierw Reiji, potem Shuu, teraz on... Każdy z nich powtarzał praktycznie to samo.
Dlaczego tak bardzo podkreślali moją domniemaną słabość i chęć ucieczki? Co takiego przede mną ukrywali? Było to aż tak straszne czy aż tak lekceważyli ludzi?
Jak zwykle miałam mętlik w głowie i więcej pytań niż odpowiedzi.
Ze złością stąpałam po schodach prowadzących na dach szkoły. Wciąż była zima, ale było to jedno z niewielu miejsc w szkole, w którym można było zaznać względnego spokoju. Gdy rozbrzmiał dzwonek na przerwę, wzięłam więc kurtkę i popędziłam czym prędzej na dach, żeby w ciszy przemyśleć sobie to i owo. Albo po prostu odpocząć od tego wszystkiego.
- Wcześniej im to jakoś nie przeszkadzało - mruknęłam do siebie, popychając ciężkie drzwi. Natychmiast, już drugi raz tego wieczoru zostałam owiana przez zimne powietrze. Objęłam się ramionami, ostrożnie, aby nie rozlać ani kropli kawy ze styropianowego kubeczka i usiadłam na pierwszej ławce z brzegu. Kawę postawiłam ze swojej prawej strony, a torbę z lewej. Pociągnęłam za suwak, aby odnaleźć wrzucone wcześniej do torby saszetki z cukrem. Oczywiście, nie mogłam ich dać w jakieś łatwo dostępne miejsce, tylko na samo dno.
Brawo, Natsuki.
Przetrząsając tak całą zawartość, zdałam sobie z czegoś sprawę. Miałam o jeden więcej zeszyt niż było mi potrzeba. Zmarszczyłam brwi, sięgając po dość cienki notatnik. Nie przypominałam sobie, bym miała taki do któregoś z przedmiotów.
Co tym razem pokręciłam?
Musiał być dosycy stary, ponieważ jego kartki były już pożółkłe, a grzbiet obdrapany. Przestudiowałam uważnie jego okładkę z każdej strony, po czym otworzyłam na pierwszej stronie, by sprawdzić czy cokolwiek w nim zapisałam. Wciągnęłam ze świstem powietrze, widząc staranny podpis. Było to jedno imię. I bynajmniej nie moje, lecz niestety aż za bardzo znajome.
Cordelia.
Błyskawicznie zamknęłam zeszyt, odsuwając go od siebie na długość ramion. Wróciły do mnie wspomnienia z mojej wizyty w domowej bibliotece rodziny Sakamaki. "Romeo i Julię" już dawno przeczytałam i oddałam na miejsce, ale o tym notatniku całkowicie zapomniałam. Przełknęłam ślinę, czując jak szumi mi w uszach. Musiałam się go pozbyć. Jak najszybciej.
Rozejrzałam się i mój wzrok padł na stojący obok ławki śmietnik. Nie zastanawiając się nad tym wiele, cisnęłam do niego zeszyt, po czym otrzepałam dłonie, jakbym chciała pozbyć się niewidzialnego brudu pozostałego na moich dłoniach po jego dotknięciu. Przeszła mi także przy okazji ochota na przesiadywanie w samotności na dachu. Czym prędzej zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam kubek z kawą do ręki i pośpiesznie pokonałam odległość dzieląca mnie od schodów prowadzących do szkoły. Zaskoczył mnie fakt, że drzwi były uchylone.
Przecież je zamykałam...
- Ewo.
Drgnęłam gwałtownie, słysząc za sobą ten głos. Mogłabym przysiąc, że gdy przyszłam na dach, nikogo innego na nim nie było. Czy aż tak bardzo pochłonął mnie notatnik wampirzycy? Odwróciłam się powoli, zwalczając w sobie pokusę ucieczki. Ruki stał nie dalej niż dwa metry ode mnie. Czułam się jakby chciał przewiercić mnie swoim spojrzeniem na wylot.
- O co chodzi? - zapytałam, siląc się na spokój. Wewnątrz czułam jednak narastającą panikę. Nie mogłam ukrywać przed samą sobą, iż mimo wszystko nie czułam się w towarzystwie braci Mukami bezpiecznie. - I możesz przestać tak do mnie mówić?
- Dlaczego? - ruszył w moją stronę. Nad jego ramieniem widziałam srebrzystą tarczę księżyca w pełni.
- Bo nie jestem żadną Ewą - wyjaśniłam, kładąc wyraźny nacisk na drugie słowo.
- Mylisz się - stał już tak blisko, że stykaliśmy się czubkami butów, a mimo to nie mogłam się ruszyć. Czułam się, jakby jego spojrzenie uwięziło mnie w miejscu. - Nie masz pojęcia o własnym przeznaczeniu.
Nie miałam dokąd uciec. Mogłam tylko oprzeć się plecami o drzwi, które zatrzasnęły się pod wpływem tego naporu. Potrząsnęłam gwałtownie głową.
- Nie wiem, o czym mówisz i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć.
- To niczego nie zmienia.
- Chcę stąd iść - powiedziałam, z podświadomą, błagalną nutą w głosie. Dłonie chłopaka uderzyły w metal po obu stronach mojej głowy.
- Nigdzie nie pójdziesz, póki ci na to nie pozwolę - oświadczył chłodnym tonem. Jednym szybkim szarpnięciem odsunął kołnierz mojej kurtki, po czym wgryzł się w skórę tuż poniżej ucha. Krzyknęłam, mimowolnie przymykając oczy. Serce dudniło mi w piersi, nogi trzęsły się, a kubek z kawą upadł na podłoże, rozlewając wszędzie wokół ciemną ciecz.
- Przestań... - poprosiłam, a gdy nie zareagował, podniosłam głos, jednocześnie wbijając obcas buta w stopę wampira. - Przestań!
Cofnął się, zaskoczony, ale wciąż znajdował się kilka centymetrów ode mnie. Przez jego twarz przebiegł jakiś skurcz, oczy wpatrujące się intensywnie w moje, zalśniły. Wydawało mi się, że dostrzegłam w nich ogromny smutek. Dłonie, którymi przytrzymywał moje ramiona, drżały. Ale to wszystko trwało zaledwie chwilę. Odsunął się ode mnie na kilka kroków i odwrócił plecami, przyciskając dłoń zwiniętą w pięść do ust. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Idź - wyszeptał, podnosząc głowę w stronę księżyca. Zawahałam się. - Na co czekasz?! Idź!
Więcej razy nie musiał mi powtarzać. Otworzyłam zdecydowanym ruchem drzwi i rzuciłam się biegiem w dół po schodach. Kilkakrotnie potknęłam się na nich i pewnie gdyby nie poręcz, to sturlałabym się po nich w rekordowym tempie. Kiedy wypadłam wreszcie na korytarz, mój oddech był ciężki i nierówny.
- Hej, co się stało? - zapytał Subaru, z którym niemal się zderzyłam. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Podniosłam na niego wzrok, starając się uspokoić. Subaru zmarszczył brwi. Podszedł bliżej, odgarnął moje włosy i przesunął palcami po mojej skórze. Czułam mrowienie w miejscu, gdzie kilka minut temu przebiły ją kły Ruki'ego.
- Kto ci to zrobił?
Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy powinnam powiedzieć mu prawdę.
- Nie chcesz powiedzieć? - Subaru cofnął rękę, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia. - To znaczy, że nie był to żaden z nas, prawda?
- To nie tak... - powiedziałam cicho, wodząc wokół rozbieganym wzrokiem. - Ja...
- Natsuki, do cholery! - warknął białowłosy. - Co się z tobą dzieje? Dlaczego ich bronisz?
Otrząsnęłam się, skupiając swoją uwagę na stojącym przede mną wampirze.
- Subaru, posłuchaj...
- Naprawdę musisz ją lubić, huh? - przerwał nam rozbawiony głos. Zza rogu korytarza wyszedł Kou. Jak zwykle, uśmiechał się w ten zniewalający sposób idola.
- O czym ty mówisz? - Subaru odwrócił się do niego przodem, zasłaniając mnie swoim ciałem.
- Och, nie udawaj - mogłabym przysiąc, że blondyn przewrócił oczyma. - To jest tak widoczne...
- Nic ci do tego!
- Hmm... Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - kontynuował niezrażony idol. - Dlaczego Ruki pozwolił wam ją zabrać? U nas miałaby się o wiele lepiej. Wy traktujecie ją jak zwykły worek z krwią.
Zacisnęłam dłonie w pięści, sądząc, że zaraz może dojść do rękoczynów, jeśli Kou nadal miał zamiar przeciągać strunę.
- I kto to mówi?! - Subaru wykonał krok do przodu. - Nigdy nie doprowadziliśmy jej do takiego stanu, w jakim znaleźliśmy ją u was! W czym wy jesteście lepsi od nas?!
- To nie była nasza wina! - w tej chwili również blondyn podniósł głos. Kątem oka widziałam kilkoro uczniów zerkających z zaciekawieniem w naszą stronę. Stwierdziłam, że muszę powstrzymać kłótnię wampirów nim zajdzie za daleko i przyciągnie więcej uwagi. Ominęłam Subaru i stanęłam między nimi. Obaj spojrzeli na mnie ze zdumieniem.
- Ogarnijcie się - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Żaden z was nie wie praktycznie nic o drugiej stronie. Wasza kłótnia nie ma najmniejszego sensu.
- Kociaku...
- Natsuki...
- Po prostu dajcie spokój!
Subaru zmierzył mnie wzrokiem, rozluźniając się nieco. Kou zrobił to samo.
- Masz rację - przyznał blondyn. - Jeszcze zaczną krążyć o mnie jakieś dziwne plotki.
Uśmiechnął się, do dziewczyn obserwujących nas z drugiej strony korytarza i ruszył w ich stronę, jakby nigdy nic. Odetchnęłam z ulgą, spoglądając na drugiego z wampirów.
- Pójdę już.
- Gdzie? - uniósł brwi.
- Poszukać Ayato - odparłam, zaciskając dłoń na pasku torby. Chciałam go znaleźć i z nim porozmawiać. Przynajmniej to mogłoby mi poprawić humor, pomimo tego, że sprawy pomiędzy nami były ostatnimi czasy dość skomplikowane.