Jakby ktoś się zastanawiał, czy ja jeszcze aby w ogóle żyję - odpowiedź brzmi twierdząco. I wiecie co? Właśnie skończyłam pisać opowiadanie! Jest to już wspomniany kiedyś przeze mnie "dość nietypowy one-shot". Dlaczego tak go określiłam? Ponieważ jest to nieco przerobiona historia z pewnego teledysku mojego ulubionego zespołu. Pomysł na to opowiadanie zrodził się jeszcze w czasie wakacji, ale dopiero teraz udało mi się go wreszcie wcielić w życie. Wiem, może jest on mało oryginalny, ale... No, po prostu miałam taki pomysł i chciałam zobaczyć, co z tego wyjdzie. Wszystkich was zachęcam do przeczytania go. Nawet jeśli nie znacie tego zespołu ani nie słuchacie takiej muzyki, to mam do was prośbę - przeczytajcie to, co napisałam i podzielcie się ze mną swoimi opiniami. Będę wdzięczna. A jeśli kogoś interesuje jak wygląda ta historia w oryginale, to pod postem znajdziecie ten teledysk.
No dobrze, kończę już swoje wywody. Zapraszam do czytania i czekam na wasze reakcje (bo mam nadzieję, że jakieś będą)! ^^
P.S. A propos urodzin Reijiego i Shu, które już minęły... Waham się, czy dalej robić te urodzinowe posty. Możecie mi jakoś doradzić? Chcecie, żebym kontynuowała ten zwyczaj czy też mam go porzucić albo zamienić na coś innego?
No dobrze, kończę już swoje wywody. Zapraszam do czytania i czekam na wasze reakcje (bo mam nadzieję, że jakieś będą)! ^^
P.S. A propos urodzin Reijiego i Shu, które już minęły... Waham się, czy dalej robić te urodzinowe posty. Możecie mi jakoś doradzić? Chcecie, żebym kontynuowała ten zwyczaj czy też mam go porzucić albo zamienić na coś innego?
P.P.S. Dla tych, którzy nie mieli styczności z językiem koreańskim zamieszczam tutaj wymowę imion i pseudonimów pojawiających się w one-shocie:
Jin (Seokjin) - Dżin ( Sokdżin)
Rap Monster (Namjoon) - Rap Monster ( Namdżun)
Jungkook - Dżongguk
J-Hope (Hoseok) - Dżejhołp (Hosok)
Jimin - Dżimin
V (Taehyung) - Wi (Tehjon)
Suga (Yoongi) - Siuga (Jungi)
Jin (Seokjin) - Dżin ( Sokdżin)
Rap Monster (Namjoon) - Rap Monster ( Namdżun)
Jungkook - Dżongguk
J-Hope (Hoseok) - Dżejhołp (Hosok)
Jimin - Dżimin
V (Taehyung) - Wi (Tehjon)
Suga (Yoongi) - Siuga (Jungi)
I NEED U* (Sen Jina)
Hyung**,
dlaczego?
Proszę…
Jin!
Coś ty zrobił?!
Przepraszam…!
Potrzebuję cię.
Proszę…
Jin!
Coś ty zrobił?!
Przepraszam…!
Potrzebuję cię.
Głosy rozbrzmiewały w głowie
Jina, zwielokrotnione przez dziwne echo. Doskonale znał je wszystkie, lecz
dziwiły go ich tony. Płaczliwe, zrozpaczone… Wydawały mu się wręcz nienaturalne.
W chwili, kiedy otworzył oczy, wszystko ucichło. Przez kilka sekund leżał
nieruchomo, próbując zorientować się, co tak właściwie się stało. Bez skutku.
Nie poznawał swojego otoczenia ani nie potrafił sobie przypomnieć nic pomocnego.
Miał w głowie pustkę.
Powoli usiadł i rozejrzał się uważnie, szukając jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby mu coś wyjaśnić.
Był w obcym mu i dość surowo urządzonym pokoju. Znajdowało się w nim jedynie łóżko, na którym właśnie siedział, niewielki stolik oraz prosta, stojąca lampa. Wszechobecna biel tylko nadawała temu pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficznego charakteru. Biała była pościel, ściany, klosz lampy, firany w oknie… Nawet jego ubranie było białe.
Zbity z tropu, spuścił wzrok na swoje dłonie. Dopiero teraz zorientował się, że coś w nich trzyma. Rozchylił zaciśnięte palce i jego oczom ukazały się śnieżnobiałe płatki kwiatów. Chociaż było ich tylko kilka powietrze momentalnie wypełniło się delikatnym, słodkim zapachem.
Podniósł się z łóżka i uklęknął na chłodnej, drewnianej podłodze. Ostrożnie, tak jakby mogły się zniszczyć, ułożył na niej płatki. Z jakiegoś powodu wydawały mu się niezwykle kruche, potrzebujące ochrony. Nie spuszczając z nich wzroku wrócił na biały materac.
Nie wiedział, co ze sobą począć. Czuł się jedynie z każdą chwilą coraz bardziej zdezorientowany i otępiały. Z ogarniającej go bezradności zamknął na chwilę oczy i głęboko w płuca wciągnął odurzający zapach kwiatów. Wtem usłyszał jakiś dźwięk. Jadące auto?
Otworzył oczy, gwałtownie wybudzając się z letargu. Co on tak właściwie robi? Powinien przecież szukać wyjścia z tego miejsca. Czym prędzej więc poderwał się z łóżka i doskoczył do okna. Szarpnął za firany, lecz za szybą ujrzał jedynie całe morze kwiatów. Zamarł z palcami wciąż zaciśniętymi na cienkim materiale. Przez głowę przeszła mu jedna myśl - „Czy to jakiś żart?”. Jednak nagle obraz za oknem zafalował i kwiaty zniknęły. Zamiast nich ukazał się widok na stację benzynową.
Zamrugał ze zdziwienia, ale nic się nie zmieniło. Doskonale widział neonowy szyld na budynku jarzący się w panującym na zewnątrz zmroku. W świetle jednej z lamp dostrzegł także krzątającą się przy dystrybutorach postać. Kiedy tylko pomyślał o tym, że wygląda ona podejrzanie znajomo, obraz przybliżył się zupełnie, jakby oglądał go na ekranie komputera bądź telewizora. Niemal zachłysnął się, rozpoznawszy twarz tejże postaci.
- Rap Mon? – wyszeptał. Chciał otworzyć okno, aby zawołać przyjaciela i poprosić go o pomoc, ale ono nawet nie drgnęło. Zaklął pod nosem, uderzając w szklaną powierzchnię. – Namjoon!
Lecz jak głośno by nie krzyczał i tak nic to nie dawało. Sfrustrowany mógł jedynie przyglądać się wydarzeniom rozgrywającym się za oknem.
Śledził wzrokiem ciemny samochód wjeżdżający na stację oraz Namjoona, który od razu zabrał się do pracy. Jednocześnie zastanawiał się, kiedy jego przyjaciel zaczął dorabiać w taki sposób. Kiedy w o g ó l e zaczął dorabiać.
Widział, że gdy Namjoon ledwie skończył przez uchylone okno samochodu wypadły zmięte banknoty, po czym pojazd odjechał z piskiem opon. Zdziwił go brak reakcji ze strony Rap Monstera. Jego przyjaciel jedynie stał nieruchomo wciąż w tym samym miejscu i pustym wzrokiem wpatrywał się w pieniądze leżące u jego stóp.
- Namjoon? – przechylił głowę na bok, nie potrafiąc nic wyczytać z jego twarzy.
Tymczasem ten na jego oczach wyjął z ust lizaka i zwyczajnie upuścił go na banknoty. W tej samej chwili obraz zniknął i został zastąpiony zupełnie innym. Teraz za oknem widać było jedną z ulic w mieście.
- Co… to miało być? – wymamrotał zdezorientowany. Zaraz jednak jego wzrok skupił się na ukazywanym mu obrazie. Zmrużył oczy, aby lepiej przyjrzeć się chłopakowi, który szedł chodnikiem z opuszczoną głową. Rozpoznał w nim swojego najmłodszego przyjaciela.
- Jungkookie? – zapytał, choć domyślił się, że ten nie usłyszy go tak jak wcześniej Namjoon. – Co się stało?
Jungkook uniósł na chwilę głowę, by spojrzeć na niebo, a wtedy Jin mógł dostrzec łzy spływające po jego policzkach. Na ten widok poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Widział już swojego najmłodszego przyjaciela, gdy płakał i zawsze pobudzało to w nim opiekuńczość. Dlatego teraz czuł się tak okropnie, mając świadomość, że nie może mu w żaden sposób pomóc. Zastanawiało go, co doprowadziło go do takiego stanu. Nim zdążył przyjść mu do głowy jakiś pomysł Jungkook wpatrujący się ponownie w chodnik zderzył się z zakapturzonym mężczyzną. Chciał iść dalej, lecz ten chwycił go za łokieć i poruszył ustami. Jin ku swojej irytacji nie usłyszał jego słów. Cokolwiek powiedział mężczyzna, Jungkook zwyczajnie to zignorował i wyszarpnął rękę z uścisku. Jin nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który jednak szybko zniknął z jego ust, gdy mężczyzna skinął na swojego towarzysza. Następnie pchnął Jungkooka na ścianę budynku, przy którym stali, a jego dłoń zacisnęła się na gardle chłopaka.
Jin spiął się odruchowo, choć mógł tylko patrzeć na rozwój wypadków. Miał ochotę odetchnąć z ulgą, kiedy jego przyjaciel ponownie wyrwał się mężczyźnie. Znał jego siłę i był przekonany, że dałby sobie spokojnie radę co najmniej z jednym z mężczyzn. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy ci urządzili sobie z niego worek treningowy, a on nawet nie starał się bronić.
- Jungkook?! – zawołał mimowolnie. Serce mu się krajało, gdy widział kolejne rany pojawiające się na ciele chłopaka. A on mógł tylko stać i się temu przyglądać. – JK, weź się w garść!
Mężczyźni wreszcie zostawili pobitego Jungkooka, który osunął się wzdłuż ściany.
- Kookie…
Zupełnie jakby usłyszał jego głos, Jugnkook podniósł głowę. Jin miał wrażenie, że patrzy on wprost na niego, więc ponownie chciał spróbować coś powiedzieć. Lecz obraz zdążył się już zmienić.
Tym razem przez okno widział łazienkę. A konkretnie, jedynie jej fragment, w którym znajdowała się umywalka oraz wisząca nad nią szafka z lustrem. W lustrze tym odbijała się dobrze mu znana twarz Hoseoka. Widział również niestety okropne cienie pod jego oczami i rezygnację wymalowaną na jego twarzy. Zaczął nawet wątpić, czy to aby na pewno jest on, gdyż swoją przygnębioną miną nie przypominał zazwyczaj wesołej „nadziei***” ich grupy.
Hoseok rzucił swojemu odbiciu ostatnie spojrzenie, po czym otworzył szafkę i wyjął z niej plastikowy, nieopisany pojemniczek. Wysypał z niego na swoją dłoń całą garść tabletek. Jin otworzył szerzej oczy.
- Co ty wyprawiasz…?
Lecz jego przyjaciel zdążył już wrzucić tabletki do ust i połknąć je.
- Nie żartuj sobie!
J-Hope bez słowa spuścił głowę. Obraz przybliżył się. Niewiele to dało, gdyż Jin i tak nie mógł dostrzec jego oczu ukrytych pod czarną grzywką. Widział natomiast, jak woda w umywalce poruszyła się, gdy skapnęło na nią kilka kropli. Ich źródłem nie był wcale kran.
Jin dotknął szyby. Chciał, ale nie mógł zrobić tego samego z ramieniem Hoseoka. Tak, jakby pod jego dotykiem obraz zmarszczył się niczym tafla wody i ponownie ukazał mu ulicę. Chodnikiem tym razem szedł jednak Hoseok. Stawiał powolne, niepewne kroki, wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Jin przygryzł dolną wargę.
- Coś ty zrobił?
Hoseok zachwiał się i wzniósł oczy ku niebu. Kolana ugięły się pod nim i upadł bezwładnie na podłoże.
Krzyk ugrzązł w gardle Jina.
W następnej chwili został oślepiony przez słońce, więc z bijącym w przyspieszonym tempie sercem zamknął oczy. Kiedy ponownie je otworzył znów patrzył na łazienkę bardzo podobną do tej sprzed chwili. Jego wzrok skupił się na Jiminie siedzącym w wannie. Miał on na sobie przemoczone ubrania, a w jednej dłoni trzymał coś, co wyglądało na fotografię. Jin nie był w stanie dojrzeć, co się na niej znajdowało. Tak właściwie nie miał nawet szansy, by to uczynić, ponieważ w mgnieniu oka zajęła się ogniem. To Jimin podpalił ją za pomocą zapalniczki. Przez chwilę po prostu przypatrywał się, jak ogień lizał papier, wspinając się w kierunku jego palców. Gdy już rzeczywiście do nich dotarł, Jimin upuścił zdjęcie na podłogę. Pochylił się, by odkręcić kran, a następnie skulił się, obejmując ramionami kolana. Oparłszy na nich brodę, wpatrywał się w lejący się strumień wody.
- Ty też? – spytał z niedowierzaniem Jin. – Co wam wszystkim strzeliło do głów? Dlaczego tak się zachowujecie?
Potrząsnął gwałtownie głową.
- Nie. To nie może dziać się naprawdę. Nie wiem, co się dzieje, ale to nie może być rzeczywistość!
Jego krzyki nic nie dawały. Obraz za oknem nie znikał. Nic poza poziomem wody w wannie się nie zmieniło. Przyłożył dłoń do szyby oddzielającej go od przyjaciela. Miał nadzieję, że może znowu coś się zmieni; że te obrazy w końcu znikną. Nic z tego.
Wanna wypełniła się już po same brzegi. Jiminem wstrząsnął dreszcz. Ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał. Ten dźwięk przeszył bólem klatkę piersiową Jina. Co raz bardziej chciał, żeby to się skończyło. A im bardziej tego pragnął, tym głośniejszy wydawał mu się szloch Jimina. Woda wylewała się z wanny na białe kafelki, ale mimo to porzucona na nich fotografia wciąż się paliła.
Jimin oddychając ciężko, zacisnął palce na krawędziach wanny. Poruszył wargami i już w następnej chwili zniknął pod powierzchnią mętnej wody.
- Nie!
Chlupot wody stał się niemal ogłuszający, gdy zaczęła wypełniać całą łazienkę. Sięgała już do poziomu okna, przy którym stał Jin i wciąż pięła się w górę. Jin zrobił krok w tył, a wtedy zniknęła równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Odsłoniła w ten sposób zaułek między dwoma, obskurnie wyglądającymi budynkami. Tam, na brudnym podłożu siedział zakapturzony człowiek. Kiedy poderwał głowę, Jin rozpoznał w nim Taehyunga. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Już obawiał się, co za chwilę może się wydarzyć. Każdy ukazywany mu obraz był przecież coraz gorszy.
Taehyung podniósł się, poprawił kaptur i ruszył przed siebie. Jin patrzył, jak przemierza miasto, zupełnie, jakby oglądał film. I chociaż z każdą chwilą odnosił większe wrażenie, że to wszystko to tylko fikcja, nie potrafił opanować ogarniającego go lęku.
Tymczasem jego przyjaciel dawał upust swoim emocjom, wyżywając się za pomocą grubego kija na mijanej barierce. Po jakimś czasie odrzucił go ze złością na bok i ruszył dalej.
Obraz zmienił się po raz kolejny, by ukazać go już wewnątrz mieszkania. Przez uchylone drzwi obserwował mężczyznę i kobietę pogrążonych w kłótni.
- Kto to jest? – zapytał Jin, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi.
Nagle mężczyzna uderzył kobietę w twarz. Jin zrobił zaskoczoną minę, a Taehyung sięgnął po pustą butelkę stojącą na szafce obok niego. Z determinacją zacisnął na niej palce i wpadł do pomieszczenia. Rzucił się na mężczyznę i uderzył go w twarz butelką. A potem jeszcze raz i jeszcze. Kobieta z przerażeniem zasłoniła usta dłonią. Jin nie mógł uwierzyć w to, co widział. Ale nie miał czasu na analizowanie tego.
Mężczyzna uderzył plecami w ścianę. Taehyung odsunął się od niego i spojrzał na swoją dłoń. W którymś momencie butelka musiała się rozbić, gdyż nie miała już dna. Wściekły Tae zacisnął usta, ponownie przenosząc wzrok na mężczyznę. W jego oczach Jin widział nienawiść.
- Nie… Nie rób tego, Tae.
Zdawało się, że kobieta powiedziała do niego to samo, lecz Taehyung nie zwrócił na nią uwagi. Ponownie dopadł do mężczyzny, wbijając ostre krawędzie butelki w jego brzuch. Kobieta i Jin krzyknęli w tym samym czasie. Taehyung tylko mocniej zacisnął wolne ramię wokół mężczyzny. Zadawał mu kolejne ciosy tak długo, aż kobieta zaczęła szarpać go za bluzę. Wtedy oprzytomniał i popatrzył na swoje dzieło. Na białej koszuli mężczyzny pojawiła się ogromna, czerwona plama. Krew plamiła także dłonie Taehyunga, na którego twarzy pojawiło się przerażenie. Resztki butelki wypadły z jego ręki, a on cofnął się od swojej ofiary, kręcąc głową.
Jin uderzył dłonią w szybę. To było straszne. Taehyung nie mógł zrobić, czegoś takiego. Nie ten, którego znał.
- Tae!
Taehyung opadł na podłogę i przycisnął zakrwawione dłonie do twarzy. Z jego gardła dobyło się okropne łkanie.
- V! – krzyknął po raz kolejny Jin.
Ale Tae go nie słyszał, sam zdzierając sobie gardło w rozpaczliwym krzyku.
Obraz rozprysł się na drobne kawałeczki, by ukazać następną scenę. Jin oddychał ciężko i czuł, jak jego serce uderza w przyspieszonym tempie o żebra. Nie chciał już niczego więcej oglądać, lecz wbrew sobie nie mógł odwrócić wzroku.
Ujrzał motelowy pokój. A przynajmniej na to wskazywał widoczny przez jego okno świecący na czerwono szyld. Na łóżku ustawionym w centralnej części pokoju leżał Suga. Z zamyślonym wyrazem twarzy wodził dłonią po jednej z poduszek, kreśląc na niej znane tylko sobie wzory.
- Yoongi, nie mów, że ty też zrobisz coś głupiego… - poprosił cicho Jin.
Jakby w odpowiedzi Suga westchnął i przesunął się, siadając na skraju łóżka. W jego dłoni błysnęła srebrna zapalniczka, którą najpierw jedynie obracał w dłoni, a po chwili zaczął nią pstrykać. Mały płomyk pojawiał się i znikał. Pojawiał i znikał. I tak w kółko.
W pewnym momencie czynność ta najwyraźniej znudziła Yoongiego, który schował przedmiot do kieszeni dżinsów i wyszedł z pokoju. Ku konsternacji Jina obraz nie podążył za nim tak, jak w poprzednich przypadkach. Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy tak stał i patrzył na wnętrze pustego pomieszczenia, oczekując na powrót Sugi. Kiedy to w końcu nastąpiło, poczuł narastającą w nim panikę. Jego przyjaciel bowiem wkroczył do pokoju niosąc ze sobą kanister.
- Nie…
Wstrzymał oddech, widząc, że ten niespiesznie przystępuje do rozlewania zawartości pojemnika po całym pokoju.
- Nie! – powtórzył głośniej, uderzając dłonią w szybę.
Suga wskoczył na łóżko i odrzucił pusty kanister. W jego palcach ponownie pojawiła się zapalniczka.
- NIE! – wrzasnął Jin, ile sił w płucach. Uderzał wściekle w okno, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu.
Wystarczył jeden ruch, jedno pstryknięcie, by ogień zaczął rozprzestrzeniać się po pomieszczeniu, pochłaniając wszystko na swojej drodze. Yoongi wciąż tkwił nieruchomo pośrodku tego piekła, ze spokojem przyglądając się sięgającym ku niemu płomieniom.
Krzyk Jina przeszedł w łkanie. Ogień całkowicie przysłonił mu widok przyjaciela. Łzy spływały po jego policzkach. Nie chciał już nic więcej widzieć. Nie chciał, nie chciał, nie chciał. Pragnął jedynie wydostać się z tego okropnego miejsca i wymazać te dziwne wizje ze swojego umysłu.
Jego pragnienia po raz kolejny nie zostały wysłuchane. Okno już pokazywało kolejne obrazy niczym makabryczny pokaz slajdów. Choć bardzo tego chciał, nie potrafił odwrócić wzroku. Był zmuszony do patrzenia na okropne wizje.
Na Namjoona stojącego samotnie na stacji benzynowej.
Na pobitego Jungkooka oświetlonego przez reflektory rozpędzonego pojazdu.
Na Hoseoka leżącego nieprzytomnie na chodniku.
Na dygoczącego na kafelkach przy wannie Jimina.
Na Taehyunga chowającego twarz w zakrwawionych dłoniach.
Na Sugę pochłanianego przez płomienie.
Z jego gardła wydobył się okropny wrzask. Zacisnął powieki i zasłonił uszy dłońmi. Cofając się, uderzył nogami w brzeg łóżka. Przytrzymał się go, aby nie upaść. Wtedy zorientował się, że w pokoju zapanowała ciemność rozświetlana jedynie przez słabe, barwne światło. Jego źródłem była jego koszula. Popatrzył na nią w zdumieniu. Na materiale na wysokości jego serca znajdował się mieniący się kolorami tęczy kwiat. W innych okolicznościach pewnie poczułby się zauroczony jego pięknem. Teraz jedynie budził w nim nienawiść.
Jin szarpnął za materiał, ale to oczywiście nic nie dało. Bezradnie opadł na kolana. Objął się ramionami w pasie, pochylił do przodu i krzyknął. A w krzyk ten włożył wszystkie emocje, jakie właśnie odczuwał.
Powoli usiadł i rozejrzał się uważnie, szukając jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby mu coś wyjaśnić.
Był w obcym mu i dość surowo urządzonym pokoju. Znajdowało się w nim jedynie łóżko, na którym właśnie siedział, niewielki stolik oraz prosta, stojąca lampa. Wszechobecna biel tylko nadawała temu pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficznego charakteru. Biała była pościel, ściany, klosz lampy, firany w oknie… Nawet jego ubranie było białe.
Zbity z tropu, spuścił wzrok na swoje dłonie. Dopiero teraz zorientował się, że coś w nich trzyma. Rozchylił zaciśnięte palce i jego oczom ukazały się śnieżnobiałe płatki kwiatów. Chociaż było ich tylko kilka powietrze momentalnie wypełniło się delikatnym, słodkim zapachem.
Podniósł się z łóżka i uklęknął na chłodnej, drewnianej podłodze. Ostrożnie, tak jakby mogły się zniszczyć, ułożył na niej płatki. Z jakiegoś powodu wydawały mu się niezwykle kruche, potrzebujące ochrony. Nie spuszczając z nich wzroku wrócił na biały materac.
Nie wiedział, co ze sobą począć. Czuł się jedynie z każdą chwilą coraz bardziej zdezorientowany i otępiały. Z ogarniającej go bezradności zamknął na chwilę oczy i głęboko w płuca wciągnął odurzający zapach kwiatów. Wtem usłyszał jakiś dźwięk. Jadące auto?
Otworzył oczy, gwałtownie wybudzając się z letargu. Co on tak właściwie robi? Powinien przecież szukać wyjścia z tego miejsca. Czym prędzej więc poderwał się z łóżka i doskoczył do okna. Szarpnął za firany, lecz za szybą ujrzał jedynie całe morze kwiatów. Zamarł z palcami wciąż zaciśniętymi na cienkim materiale. Przez głowę przeszła mu jedna myśl - „Czy to jakiś żart?”. Jednak nagle obraz za oknem zafalował i kwiaty zniknęły. Zamiast nich ukazał się widok na stację benzynową.
Zamrugał ze zdziwienia, ale nic się nie zmieniło. Doskonale widział neonowy szyld na budynku jarzący się w panującym na zewnątrz zmroku. W świetle jednej z lamp dostrzegł także krzątającą się przy dystrybutorach postać. Kiedy tylko pomyślał o tym, że wygląda ona podejrzanie znajomo, obraz przybliżył się zupełnie, jakby oglądał go na ekranie komputera bądź telewizora. Niemal zachłysnął się, rozpoznawszy twarz tejże postaci.
- Rap Mon? – wyszeptał. Chciał otworzyć okno, aby zawołać przyjaciela i poprosić go o pomoc, ale ono nawet nie drgnęło. Zaklął pod nosem, uderzając w szklaną powierzchnię. – Namjoon!
Lecz jak głośno by nie krzyczał i tak nic to nie dawało. Sfrustrowany mógł jedynie przyglądać się wydarzeniom rozgrywającym się za oknem.
Śledził wzrokiem ciemny samochód wjeżdżający na stację oraz Namjoona, który od razu zabrał się do pracy. Jednocześnie zastanawiał się, kiedy jego przyjaciel zaczął dorabiać w taki sposób. Kiedy w o g ó l e zaczął dorabiać.
Widział, że gdy Namjoon ledwie skończył przez uchylone okno samochodu wypadły zmięte banknoty, po czym pojazd odjechał z piskiem opon. Zdziwił go brak reakcji ze strony Rap Monstera. Jego przyjaciel jedynie stał nieruchomo wciąż w tym samym miejscu i pustym wzrokiem wpatrywał się w pieniądze leżące u jego stóp.
- Namjoon? – przechylił głowę na bok, nie potrafiąc nic wyczytać z jego twarzy.
Tymczasem ten na jego oczach wyjął z ust lizaka i zwyczajnie upuścił go na banknoty. W tej samej chwili obraz zniknął i został zastąpiony zupełnie innym. Teraz za oknem widać było jedną z ulic w mieście.
- Co… to miało być? – wymamrotał zdezorientowany. Zaraz jednak jego wzrok skupił się na ukazywanym mu obrazie. Zmrużył oczy, aby lepiej przyjrzeć się chłopakowi, który szedł chodnikiem z opuszczoną głową. Rozpoznał w nim swojego najmłodszego przyjaciela.
- Jungkookie? – zapytał, choć domyślił się, że ten nie usłyszy go tak jak wcześniej Namjoon. – Co się stało?
Jungkook uniósł na chwilę głowę, by spojrzeć na niebo, a wtedy Jin mógł dostrzec łzy spływające po jego policzkach. Na ten widok poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Widział już swojego najmłodszego przyjaciela, gdy płakał i zawsze pobudzało to w nim opiekuńczość. Dlatego teraz czuł się tak okropnie, mając świadomość, że nie może mu w żaden sposób pomóc. Zastanawiało go, co doprowadziło go do takiego stanu. Nim zdążył przyjść mu do głowy jakiś pomysł Jungkook wpatrujący się ponownie w chodnik zderzył się z zakapturzonym mężczyzną. Chciał iść dalej, lecz ten chwycił go za łokieć i poruszył ustami. Jin ku swojej irytacji nie usłyszał jego słów. Cokolwiek powiedział mężczyzna, Jungkook zwyczajnie to zignorował i wyszarpnął rękę z uścisku. Jin nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który jednak szybko zniknął z jego ust, gdy mężczyzna skinął na swojego towarzysza. Następnie pchnął Jungkooka na ścianę budynku, przy którym stali, a jego dłoń zacisnęła się na gardle chłopaka.
Jin spiął się odruchowo, choć mógł tylko patrzeć na rozwój wypadków. Miał ochotę odetchnąć z ulgą, kiedy jego przyjaciel ponownie wyrwał się mężczyźnie. Znał jego siłę i był przekonany, że dałby sobie spokojnie radę co najmniej z jednym z mężczyzn. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy ci urządzili sobie z niego worek treningowy, a on nawet nie starał się bronić.
- Jungkook?! – zawołał mimowolnie. Serce mu się krajało, gdy widział kolejne rany pojawiające się na ciele chłopaka. A on mógł tylko stać i się temu przyglądać. – JK, weź się w garść!
Mężczyźni wreszcie zostawili pobitego Jungkooka, który osunął się wzdłuż ściany.
- Kookie…
Zupełnie jakby usłyszał jego głos, Jugnkook podniósł głowę. Jin miał wrażenie, że patrzy on wprost na niego, więc ponownie chciał spróbować coś powiedzieć. Lecz obraz zdążył się już zmienić.
Tym razem przez okno widział łazienkę. A konkretnie, jedynie jej fragment, w którym znajdowała się umywalka oraz wisząca nad nią szafka z lustrem. W lustrze tym odbijała się dobrze mu znana twarz Hoseoka. Widział również niestety okropne cienie pod jego oczami i rezygnację wymalowaną na jego twarzy. Zaczął nawet wątpić, czy to aby na pewno jest on, gdyż swoją przygnębioną miną nie przypominał zazwyczaj wesołej „nadziei***” ich grupy.
Hoseok rzucił swojemu odbiciu ostatnie spojrzenie, po czym otworzył szafkę i wyjął z niej plastikowy, nieopisany pojemniczek. Wysypał z niego na swoją dłoń całą garść tabletek. Jin otworzył szerzej oczy.
- Co ty wyprawiasz…?
Lecz jego przyjaciel zdążył już wrzucić tabletki do ust i połknąć je.
- Nie żartuj sobie!
J-Hope bez słowa spuścił głowę. Obraz przybliżył się. Niewiele to dało, gdyż Jin i tak nie mógł dostrzec jego oczu ukrytych pod czarną grzywką. Widział natomiast, jak woda w umywalce poruszyła się, gdy skapnęło na nią kilka kropli. Ich źródłem nie był wcale kran.
Jin dotknął szyby. Chciał, ale nie mógł zrobić tego samego z ramieniem Hoseoka. Tak, jakby pod jego dotykiem obraz zmarszczył się niczym tafla wody i ponownie ukazał mu ulicę. Chodnikiem tym razem szedł jednak Hoseok. Stawiał powolne, niepewne kroki, wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Jin przygryzł dolną wargę.
- Coś ty zrobił?
Hoseok zachwiał się i wzniósł oczy ku niebu. Kolana ugięły się pod nim i upadł bezwładnie na podłoże.
Krzyk ugrzązł w gardle Jina.
W następnej chwili został oślepiony przez słońce, więc z bijącym w przyspieszonym tempie sercem zamknął oczy. Kiedy ponownie je otworzył znów patrzył na łazienkę bardzo podobną do tej sprzed chwili. Jego wzrok skupił się na Jiminie siedzącym w wannie. Miał on na sobie przemoczone ubrania, a w jednej dłoni trzymał coś, co wyglądało na fotografię. Jin nie był w stanie dojrzeć, co się na niej znajdowało. Tak właściwie nie miał nawet szansy, by to uczynić, ponieważ w mgnieniu oka zajęła się ogniem. To Jimin podpalił ją za pomocą zapalniczki. Przez chwilę po prostu przypatrywał się, jak ogień lizał papier, wspinając się w kierunku jego palców. Gdy już rzeczywiście do nich dotarł, Jimin upuścił zdjęcie na podłogę. Pochylił się, by odkręcić kran, a następnie skulił się, obejmując ramionami kolana. Oparłszy na nich brodę, wpatrywał się w lejący się strumień wody.
- Ty też? – spytał z niedowierzaniem Jin. – Co wam wszystkim strzeliło do głów? Dlaczego tak się zachowujecie?
Potrząsnął gwałtownie głową.
- Nie. To nie może dziać się naprawdę. Nie wiem, co się dzieje, ale to nie może być rzeczywistość!
Jego krzyki nic nie dawały. Obraz za oknem nie znikał. Nic poza poziomem wody w wannie się nie zmieniło. Przyłożył dłoń do szyby oddzielającej go od przyjaciela. Miał nadzieję, że może znowu coś się zmieni; że te obrazy w końcu znikną. Nic z tego.
Wanna wypełniła się już po same brzegi. Jiminem wstrząsnął dreszcz. Ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał. Ten dźwięk przeszył bólem klatkę piersiową Jina. Co raz bardziej chciał, żeby to się skończyło. A im bardziej tego pragnął, tym głośniejszy wydawał mu się szloch Jimina. Woda wylewała się z wanny na białe kafelki, ale mimo to porzucona na nich fotografia wciąż się paliła.
Jimin oddychając ciężko, zacisnął palce na krawędziach wanny. Poruszył wargami i już w następnej chwili zniknął pod powierzchnią mętnej wody.
- Nie!
Chlupot wody stał się niemal ogłuszający, gdy zaczęła wypełniać całą łazienkę. Sięgała już do poziomu okna, przy którym stał Jin i wciąż pięła się w górę. Jin zrobił krok w tył, a wtedy zniknęła równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Odsłoniła w ten sposób zaułek między dwoma, obskurnie wyglądającymi budynkami. Tam, na brudnym podłożu siedział zakapturzony człowiek. Kiedy poderwał głowę, Jin rozpoznał w nim Taehyunga. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Już obawiał się, co za chwilę może się wydarzyć. Każdy ukazywany mu obraz był przecież coraz gorszy.
Taehyung podniósł się, poprawił kaptur i ruszył przed siebie. Jin patrzył, jak przemierza miasto, zupełnie, jakby oglądał film. I chociaż z każdą chwilą odnosił większe wrażenie, że to wszystko to tylko fikcja, nie potrafił opanować ogarniającego go lęku.
Tymczasem jego przyjaciel dawał upust swoim emocjom, wyżywając się za pomocą grubego kija na mijanej barierce. Po jakimś czasie odrzucił go ze złością na bok i ruszył dalej.
Obraz zmienił się po raz kolejny, by ukazać go już wewnątrz mieszkania. Przez uchylone drzwi obserwował mężczyznę i kobietę pogrążonych w kłótni.
- Kto to jest? – zapytał Jin, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi.
Nagle mężczyzna uderzył kobietę w twarz. Jin zrobił zaskoczoną minę, a Taehyung sięgnął po pustą butelkę stojącą na szafce obok niego. Z determinacją zacisnął na niej palce i wpadł do pomieszczenia. Rzucił się na mężczyznę i uderzył go w twarz butelką. A potem jeszcze raz i jeszcze. Kobieta z przerażeniem zasłoniła usta dłonią. Jin nie mógł uwierzyć w to, co widział. Ale nie miał czasu na analizowanie tego.
Mężczyzna uderzył plecami w ścianę. Taehyung odsunął się od niego i spojrzał na swoją dłoń. W którymś momencie butelka musiała się rozbić, gdyż nie miała już dna. Wściekły Tae zacisnął usta, ponownie przenosząc wzrok na mężczyznę. W jego oczach Jin widział nienawiść.
- Nie… Nie rób tego, Tae.
Zdawało się, że kobieta powiedziała do niego to samo, lecz Taehyung nie zwrócił na nią uwagi. Ponownie dopadł do mężczyzny, wbijając ostre krawędzie butelki w jego brzuch. Kobieta i Jin krzyknęli w tym samym czasie. Taehyung tylko mocniej zacisnął wolne ramię wokół mężczyzny. Zadawał mu kolejne ciosy tak długo, aż kobieta zaczęła szarpać go za bluzę. Wtedy oprzytomniał i popatrzył na swoje dzieło. Na białej koszuli mężczyzny pojawiła się ogromna, czerwona plama. Krew plamiła także dłonie Taehyunga, na którego twarzy pojawiło się przerażenie. Resztki butelki wypadły z jego ręki, a on cofnął się od swojej ofiary, kręcąc głową.
Jin uderzył dłonią w szybę. To było straszne. Taehyung nie mógł zrobić, czegoś takiego. Nie ten, którego znał.
- Tae!
Taehyung opadł na podłogę i przycisnął zakrwawione dłonie do twarzy. Z jego gardła dobyło się okropne łkanie.
- V! – krzyknął po raz kolejny Jin.
Ale Tae go nie słyszał, sam zdzierając sobie gardło w rozpaczliwym krzyku.
Obraz rozprysł się na drobne kawałeczki, by ukazać następną scenę. Jin oddychał ciężko i czuł, jak jego serce uderza w przyspieszonym tempie o żebra. Nie chciał już niczego więcej oglądać, lecz wbrew sobie nie mógł odwrócić wzroku.
Ujrzał motelowy pokój. A przynajmniej na to wskazywał widoczny przez jego okno świecący na czerwono szyld. Na łóżku ustawionym w centralnej części pokoju leżał Suga. Z zamyślonym wyrazem twarzy wodził dłonią po jednej z poduszek, kreśląc na niej znane tylko sobie wzory.
- Yoongi, nie mów, że ty też zrobisz coś głupiego… - poprosił cicho Jin.
Jakby w odpowiedzi Suga westchnął i przesunął się, siadając na skraju łóżka. W jego dłoni błysnęła srebrna zapalniczka, którą najpierw jedynie obracał w dłoni, a po chwili zaczął nią pstrykać. Mały płomyk pojawiał się i znikał. Pojawiał i znikał. I tak w kółko.
W pewnym momencie czynność ta najwyraźniej znudziła Yoongiego, który schował przedmiot do kieszeni dżinsów i wyszedł z pokoju. Ku konsternacji Jina obraz nie podążył za nim tak, jak w poprzednich przypadkach. Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy tak stał i patrzył na wnętrze pustego pomieszczenia, oczekując na powrót Sugi. Kiedy to w końcu nastąpiło, poczuł narastającą w nim panikę. Jego przyjaciel bowiem wkroczył do pokoju niosąc ze sobą kanister.
- Nie…
Wstrzymał oddech, widząc, że ten niespiesznie przystępuje do rozlewania zawartości pojemnika po całym pokoju.
- Nie! – powtórzył głośniej, uderzając dłonią w szybę.
Suga wskoczył na łóżko i odrzucił pusty kanister. W jego palcach ponownie pojawiła się zapalniczka.
- NIE! – wrzasnął Jin, ile sił w płucach. Uderzał wściekle w okno, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu.
Wystarczył jeden ruch, jedno pstryknięcie, by ogień zaczął rozprzestrzeniać się po pomieszczeniu, pochłaniając wszystko na swojej drodze. Yoongi wciąż tkwił nieruchomo pośrodku tego piekła, ze spokojem przyglądając się sięgającym ku niemu płomieniom.
Krzyk Jina przeszedł w łkanie. Ogień całkowicie przysłonił mu widok przyjaciela. Łzy spływały po jego policzkach. Nie chciał już nic więcej widzieć. Nie chciał, nie chciał, nie chciał. Pragnął jedynie wydostać się z tego okropnego miejsca i wymazać te dziwne wizje ze swojego umysłu.
Jego pragnienia po raz kolejny nie zostały wysłuchane. Okno już pokazywało kolejne obrazy niczym makabryczny pokaz slajdów. Choć bardzo tego chciał, nie potrafił odwrócić wzroku. Był zmuszony do patrzenia na okropne wizje.
Na Namjoona stojącego samotnie na stacji benzynowej.
Na pobitego Jungkooka oświetlonego przez reflektory rozpędzonego pojazdu.
Na Hoseoka leżącego nieprzytomnie na chodniku.
Na dygoczącego na kafelkach przy wannie Jimina.
Na Taehyunga chowającego twarz w zakrwawionych dłoniach.
Na Sugę pochłanianego przez płomienie.
Z jego gardła wydobył się okropny wrzask. Zacisnął powieki i zasłonił uszy dłońmi. Cofając się, uderzył nogami w brzeg łóżka. Przytrzymał się go, aby nie upaść. Wtedy zorientował się, że w pokoju zapanowała ciemność rozświetlana jedynie przez słabe, barwne światło. Jego źródłem była jego koszula. Popatrzył na nią w zdumieniu. Na materiale na wysokości jego serca znajdował się mieniący się kolorami tęczy kwiat. W innych okolicznościach pewnie poczułby się zauroczony jego pięknem. Teraz jedynie budził w nim nienawiść.
Jin szarpnął za materiał, ale to oczywiście nic nie dało. Bezradnie opadł na kolana. Objął się ramionami w pasie, pochylił do przodu i krzyknął. A w krzyk ten włożył wszystkie emocje, jakie właśnie odczuwał.
Seokjin otworzył gwałtownie oczy i
wciągnął ze świstem powietrze. Otaczała go ciemność. Czy dalej znajdował się w
tym dziwnym miejscu? Czy zaraz ponownie zostaną mu ukazane przerażające wizje?
Pozostał nieruchomo, czekając, aż jego wzrok przywyknie do mroku. Dopiero po kilku długich sekundach zorientował się, że czuje ciężar przygniatający lewą stronę jego ciała. Niepewnie zerknął w tę stronę. Zobaczył głowę wspartą na jego ramieniu. Zamrugał.
- Hoseok? – szepnął, szturchając go.
Jego przyjaciel poruszył się nieznacznie, stękając przy tym.
- Tak, hyung? – zapytał wyraźnie zaspanym głosem.
- Och… Nic takiego.
Ciemnowłosy obdarzył go niezadowolonym spojrzeniem i odwrócił od niego głowę.
- Więc pozwól mi spać.
Jin rozejrzał się wokół. Pozostała piątka również się tutaj znajdowała. Wszyscy spali spokojnie wokół dawno wygasłego ogniska. Odetchnął z tak wielką ulgą, jakby z jego ramion spadł ogromny ciężar. To był tylko sen. Pokręcony, nierealistyczny koszmar.
Pozostał nieruchomo, czekając, aż jego wzrok przywyknie do mroku. Dopiero po kilku długich sekundach zorientował się, że czuje ciężar przygniatający lewą stronę jego ciała. Niepewnie zerknął w tę stronę. Zobaczył głowę wspartą na jego ramieniu. Zamrugał.
- Hoseok? – szepnął, szturchając go.
Jego przyjaciel poruszył się nieznacznie, stękając przy tym.
- Tak, hyung? – zapytał wyraźnie zaspanym głosem.
- Och… Nic takiego.
Ciemnowłosy obdarzył go niezadowolonym spojrzeniem i odwrócił od niego głowę.
- Więc pozwól mi spać.
Jin rozejrzał się wokół. Pozostała piątka również się tutaj znajdowała. Wszyscy spali spokojnie wokół dawno wygasłego ogniska. Odetchnął z tak wielką ulgą, jakby z jego ramion spadł ogromny ciężar. To był tylko sen. Pokręcony, nierealistyczny koszmar.
*Tytuł piosenki zespołu BTS:
**”Starszy brat” – koreański zwrot, którego używają chłopcy w odniesieniu do starszych od nich chłopaków lub braci.
***Nawiązanie do pseudonimu scenicznego Hoseoka – J-Hope (ang. hope ‘nadzieja’). Jest on też tak czasami żartobliwie nazywany.