Na początek złożę wam, moi czytelnicy, spóźnione życzenia - Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że minęły wam spokojnie, miło i tak, jak chcieliście.
Dzisiaj postanowiłam opublikować na blogu opowiadanie, która napisałam jeszcze w czasie wakacji. Ale tym razem nie jestem jedyną autorką, bowiem jest to opowiadanie współtworzone. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;3
I po drugie, pozwolę się wam pochwalić, iż będę współpracować z pewnym internetowym miesięcznikiem. Mianowicie, będą w nim zamieszczane moje opowiadania. Dam wam znać, gdy wyjdzie pierwszy numer, w którym takie się pojawi :3
A teraz życzę wszystkim miłej lektury i czekam na wasze opinie ^^
“W dzisiejszych czasach zapłata za grzechy zależy od tego, jaką umowę podpiszesz z diabłem.”
-Kara Vichko
Pact
Kap. Kap. Kap.
Kropla po kropli, bursztynowa ciecz powoli wypełnia szklankę z kostkami lodu spoczywającymi na dnie.
Zamaskowana dziewczyna w milczeniu przygląda się, jak lód stopniowo znika pod powierzchnią whisky. Ostatecznie traci jednak zainteresowanie tym procesem, więc mocniej przechyla butelkę z alkoholem, by go przyspieszyć. Z satysfakcją unosi pełną szklankę, ale jej ręka zastyga w połowie drogi do ust.
- Naprawdę ci się tutaj nie nudzi? - pyta stojący obok niej młody mężczyzna. W drogim garniturze oraz o gładko zaczesanych do tyłu ciemnych włosach wygląda niczym celebryta. Kto by pomyślał, że jest to sam władca piekieł?
- Jak widać, cholernie mi się tu nudzi, ale w końcu to moja praca. Sam mi ją dałeś - odzywa się dziewczyna, upijając łyk whisky. - Chcesz trochę?
Wyciąga szklankę w kierunku swojego towarzysza, a kiedy nią porusza lód uderza z cichym brzdękiem o szkło. Diabeł kiwa ochoczo głową, więc dziewczyna zręcznie nalewa trunku do drugiej, pustej szklanki. Stawia ją tuż obok siedzącego na biurku Lucyfera, który od razu przejmuje naczynie i wypija sporą część jego zawartości, jakby była to zwykła woda.
- Od dawna nie przyjęłaś żadnego dobrego zlecenia - skarży się diabeł, mocno gestykulując dłońmi po uprzednim odstawieniu szklanki na blat.
- Nie moja wina, że nasz ostatni klient postanowił kopnąć w kalendarz w połowie wykonywania roboty. A tak właściwie, to twoja wina - odzywa się wskazując palcem na diabła. - Przez twoje pojawienie się dostał zawału.
- Moja wina? - pyta z niezwykłą niewinnością. - Przecież to on chciał mnie zobaczyć. Spełniłem tylko jego prośbę.
Dziewczyna jedynie przewraca oczami, ponownie wlewając sobie do ust alkohol.
- Nie powinieneś być gdzieś indziej? Na przykład… w piekle?
- No wiesz ty co? - oburza się Lucyfer, w dramatycznym geście przykładając sobie dłoń do klatki piersiowej. - Ja tu wspaniałomyślnie przyszedłem umilić ci czas moim niezastąpionym towarzystwem, a ty już wyganiasz mnie do piekła? Aleś ty okropna, Epono.
- I kto to mówi? Przecież to ty skazujesz ludzi na wieczne potępienie. Możemy się więc kłócić o to, które z nas jest tym okropnym.
- No weź, nie bądź taka - mówi Lucyfer tonem nadąsanego dziecka. Pochyla się w stronę dziewczyny i ujmuje jej podbródek palcami przyozdobionymi pierścieniami. Przez chwilę w całkowitym milczeniu mierzą się wzrokiem, ale diabeł nie dostrzega w oczach dziewczyny tego, co chciałby zobaczyć. Nie dostrzega w nich strachu. Bowiem ku jego rozczarowaniu, ona już dawno wyzbyła się tego uczucia. - Przyszedłem się tu trochę rozerwać. W piekle jest piekielnie nudno ostatnimi czasy. Łapiesz? - Dziewczyna jednak wcale nie wygląda na rozbawioną jego grą słów. - Rzadko pojawia się ktoś warty mojej uwagi, więc inni mogą zająć się tymi mniejszymi grzesznikami. Na przykład Beleth. Ostatnio chłopak jakoś lubi pracować, więc niech się tym zajmie. Po za tym, ma się tu dziś pojawić ktoś ciekawy. Zdaje się, że jest godzien mojego zainteresowania.
- Serio? - Brwi Epony unoszą się nieznacznie w wyrazie zdziwienia.
- Ja wiem wszystko. Zapomniałaś? Zresztą, zaraz sama się przekonasz.
- No, mam taką nadzieję. Tymczasem… co powiesz na dolewkę?
*****
Przed wejściem do opuszczonego magazynu na obrzeżach miasta stoi samotny chłopak. Rozgląda się po swoim otoczeniu, a jego niebieskie oczy zdają się wręcz płonąć gniewem oraz determinacją, których przyczyny nie zna nikt poza nim. Ponieważ zobaczył coś, czego żadne dziecko nie powinno było widzieć.
Śmierć najbliższych mu osób wyraźnie odcisnęła swoje piętno, pozostawiając ślady w jego psychice. Zmieniła go bezpowrotnie.
Chłopak po chwili namysłu, czy aby na pewno dobrze robi, wchodzi do magazynu. W pierwszym momencie dziwi się, że budynek jest taki czysty. Nie ma w nim ani jednej potłuczonej butelki po piwie albo wódce. A przecież takie miejsca niemal zawsze są rajem dla miłośników libacji alkoholowych. Na ścianach nie znajdują się żadne graffiti zrobione przez ulicznych artystów. Nic, tylko czysta biała ściana.
Chłopak idzie długim korytarzem, po drodze mijając puste pomieszczenia. W żadnym z nich nie ma nawet grama kurzu, ale też nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek ich używał.
W otaczającej go martwej ciszy, dźwięk jego kroków niesie się głośnym echem. Takie warunki niejednego przyprawiłyby o ciarki. Mimo to, niebieskooki uparcie kontynuuje swój marsz, uważnie rozglądając się po wnętrzu budynku. Aż wreszcie na końcu korytarza znajduje zamknięte drzwi, do których przytwierdzona jest tabliczka z napisem “proszę pukać”. Chłopak przełyka głośno ślinę i dwukrotnie stuka pięścią w stalową powierzchnię.
- Proszę - odzywa się damski głos po drugiej stronie.
Otwiera więc delikatnie drzwi i wchodzi do pomieszczenia, w którym zastaje jedynie dziewczynę siedzącą z nogami opartymi o krawędź masywnego biurka.
Dziewczyna w jego oczach wygląda olśniewająco. Jej ciemne długie włosy opadają na twarz ukrytą za białą maską w kształcie lisiego pyska. Maska ta dodaje jej tajemniczości. Jest zagadką dla chłopaka. Zresztą, jak całe to miejsce.
Zamaskowana mierzy przybysza wzrokiem, po czym zerka w bok tam, gdzie stoi widziany tylko przez nią szatan. Ten kiwa potakująco głową, wcale nie kryjąc szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy po przybyciu gościa.
- Czego chcesz? - pyta dziewczyna, odstawiając szklankę z alkoholem na blat biurka. Chociaż tak naprawdę niepotrzebnie, gdyż w chwili, w której znalazł się przed drzwiami wiedziała już o nim wszystko. O tym, co przeżył i czego pragnął. Znała też prośbę, z którą do niej przyszedł, ale wolała to usłyszeć od niego.
- Chcę poznać prawdę. Chcę wiedzieć, kto zabił moich rodziców i wiem, że ty możesz udzielić mi odpowiedzi na to pytanie.
Dziewczyna wybucha głośnym śmiechem.
- No, pewnie, że wiem. Ale na tym świecie nie ma nic za darmo. Co więc dasz mi w zamian? - Dziewczyna od razu przechodzi do konkretów.
- Pieniądze? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Cena nie gra roli.
- Chcę jego duszy - mruczy Lucyfer do ucha dziewczyny. Ta tylko uśmiecha się. - Zdobądź ją.
- Dobrze. W takim razie, Lucyfer żąda twojej duszy, a ja twoich pieniędzy.
Na twarzy chłopaka pojawia się przerażona mina, gdy słyszy wzmiankę o swojej duszy, ale stara się to szybko zamaskować. Przez głowę przechodzi mu myśl, czy jego rozmówczyni nie jest przypadkiem szalona.
- Dobrze. Zgadzam się na to, ale chcę też twojej pomocy przy zabiciu tych morderców.
- Będzie tak pięknie wyglądał w mojej kolekcji - wtrąca Lucyfer.
- Zgoda - mówi dziewczyna z lekką niechęcią. - Przynajmniej będzie ciekawie.
Ostatnie zdanie kieruje do władcy piekieł, który właśnie dopił resztę whisky.
- W takim razie, czas na podpisanie naszej umowy - oznajmia dziewczyna, opuszczając stopy na podłogę.
- Umowę? - powtarza zaskoczony chłopak. - W jakim sensie?
- Och, no wiesz. Pakt, kontrakt, cyrograf czy jak tam kto woli.
Dziewczyna wyjmuje z jednej z szuflad biurka zwiniętą niczym pergamin śnieżnobiałą kartkę papieru. Kiedy rozwija ją przed chłopakiem, ten dostrzega na niej swoje dane zapisane czarnym atramentem. Ale skąd ona mogła je znać, skoro nawet się jej nie przedstawił?
Ciemnowłosa stuka paznokciem w puste miejsce u dołu kartki, podsuwając ją chłopakowi.
- Podpisz tutaj. - Podaje mu ostro zakończone, smoliście czarne pióro. - Swoją krwią.
- Krwią?
- No, chyba nie atramentem. - Zirytowana ponownie stuka w papier. - Ruchy. Nie mam całego dnia.
Chłopak z ociąganiem wbija końcówkę pióra w wewnętrzną część lewej dłoni, a kiedy ta zabarwia się jego krwią, składa podpis we wskazanym miejscu.
- I świetnie - kwituje dziewczyna. Kiedy bierze umowę do ręki ta najzwyczajniej rozpływa się w powietrzu, a zamiast niej pojawia się koperta. - Tu masz nazwiska, które chciałeś.
Chłopak szybkim ruchem próbuje odebrać kopertę dziewczynie, lecz ta jest o wiele szybsza i zabiera mu ją prosto z przed nosa.
- A teraz czas na zapłatę. Przynajmniej częściową. Pamiętasz o tym?
- Pamiętam.
Dziewczyna wyciąga z pod biurka laptopa, otwiera go i po wystukaniu czegoś na klawiaturze odwraca go w stronę chłopaka. Młodzieniec szybko przelewa na podane mu konto ogromną sumę pieniędzy, a dziewczyna tylko uśmiecha się z zadowoleniem.
- Pora na podróż. Czas, start - mówi Epona i nagle znajdują się w zupełnie innym miejscu - w pogrążonej w półmroku klatce schodowej. Sądząc po jej stanie chłopak może stwierdzić, że jest to część dość starego oraz zaniedbanego budynku.
- Gdzie my jesteśmy? - pyta zdziwiony chłopak, rozglądając się po otoczeniu.
- Cii… w miejscu zadania, oczywiście - odpowiada dziewczyna i mruga do niego znacząco.
Z torby przewieszonej przez ramię Epona wyciąga czarny pistolet. Ogląda go uważnie w dłoni, a następnie podaje chłopakowi. Ten spogląda na nią zdziwiony, lecz nie zadaje pytań. Przyjmuje broń. Dziewczyna wyciąga kolejny, identyczny pistolet, a w jej drugiej ręce pojawia się miecz. Chłopak unosi brwi.
- Cicha śmierć - szepcze dziewczyna w ramach wyjaśnienia, a po chwili dodaje nieco głośniej. - Mimo, że to ja zabijam, to pamiętaj, że ich krew tak naprawdę splami twoje ręce. Ruszamy.
Epona objąwszy prowadzenie wspina się po schodach prowadzących na piętro, z którego docierają do nich dźwięki rozmowy. Choć nie widać po niej, aby jakoś szczególnie się starała, to zachowanie ciszy przychodzi dziewczynie zaskakująco łatwo. Kolejne kroki stawia bezszelestnie i z gracją godną kota. Dlatego właśnie tak bardzo irytuje ją chrzęst towarzyszący ciężkim krokom stawianym przez chłopaka na podłożu zasłanym potłuczonym szkłem. Ale jako, że w jej interesie nie leży to, czy zwrócą na siebie uwagę na samym początku, czy też dopiero później, więc posyła mu tylko zirytowane spojrzenie i pokonuje kilka ostatnich stopni. U ich szczytu zastają uchylone drzwi. Epona wzrusza obojętnie ramionami. Bez wahania przekracza próg. Chłopak podąża za nią, z palcami prawej ręki kurczowo zaciśniętymi na rękojeści pistoletu.
To wszystko wydaje mu się takie nierzeczywiste; wciąż nie potrafi uwierzyć, że zaraz stanie twarzą w twarz z mordercami swoich rodziców. Chwila, na którą czekał tak długo teraz wydaje mu się być snem.
Jak zamroczony przechodzi z Eponą przez krótki korytarzyk i oto ich oczom ukazuje się duże, acz zagracone pomieszczenie. Jego centralną część zajmują dwie ustawione naprzeciwko siebie kanapy w kolorze zgniłej zieleni. Inne sprzęty, o niekoniecznie łatwym do określenia przeznaczeniu stoją oparte o ściany bądź leżą bezpośrednio na brudnej podłodze. Na kanapach siedzi czterech mężczyzn będących pod widocznym wpływem alkoholu. Najwyraźniej nie zauważyli oni nawet przybycia nieproszonych gości.
Dopiero po kilku sekundach chłopak dostrzega jeszcze jednego człowieka śpiącego zaledwie kilka kroków od nich. Marszczy brwi, cofając się pospiesznie od kałuży wymiocin znajdującej się tuż obok głowy mężczyzny.
- Wódka - wyjaśnia dziewczyna. - Nie wiem, jak oni mogą to pić.
Kręci głową i daje chłopakowi znak, aby zaczął strzelać. Natomiast sama podchodzi do mężczyzny pogrążonego w pijackim śnie i jak gdyby była to najbardziej zwyczajna czynność na świecie podrzyna mu gardło. Nie wywołuje to u niej kompletnie żadnej reakcji. Niecierpliwym ruchem jedynie strząsa krew z ostrza, po czym rozgląda się po pomieszczeniu.
Wszystko rozgrywa się tak szybko oraz cicho, że pozostali nawet nie zdają sobie sprawy z marnego końca swojego towarzysza.
Dopiero wtedy, kiedy Epona spogląda na niego wyczekująco chłopak oddaje niezbyt pewny strzał do jednego z nich. W chwili, w której naciska spust mężczyźni jakby nagle odzyskują trzeźwość umysłów i wyciągają broń. Ze strony chłopaka pada jeszcze jeden strzał, ale jest on niecelny. Mężczyźni wykorzystują tę szansę, żeby się odegrać.
- Skąd, do diabła, wzięli się ci gówniarze?! - wrzeszczy jeden z nich, wycofując się na drugi koniec pomieszczenia.
- A bo ja wiem?! - odkrzykuje mu inny, przesuwając się w jego stronę. W pośpiechu przewraca stojącą na podłodze pustą butelkę.
- Zamknijcie mordy, kretyni! - warczy trzeci i strzela kilkakrotnie, raz za razem.
Epona reaguje szybko i nie pozostaje mu dłużna, lecz mimo to jeden pocisk leci w stronę chłopaka, który na jego własne nieszczęście nie daje rady przed nim umknąć. Zaskoczony upuszcza broń, gdy na jego ubraniu rozrasta się ciemna plama.
- Cholera - klnie głośno dziewczyna. - Kurwa!
Bierze chłopaka pod ramię i nagle pojawiają się w szpitalu. Z twarzy Epony znika gdzieś maska, która chroniła ją do tej pory przed rozpoznaniem. W ten sposób traci wszystko, co dawało jej swobodę działania. Jeśli więc jakimś cudem ktoś powiąże ich ze strzelaniną w domu należącym do gangu, to skończy się to dla niej źle i w tym wypadku będzie musiała zawierać kolejną umowę z Lucyferem. Na samą myśl o tym po plecach dziewczyny przebiegają dreszcze. Odsuwa jednak od siebie rozważania na ten temat i podchodzi do rejestracji, gdzie tłumaczy pielęgniarce, że jej przyjaciel został postrzelony. Zostają wezwani lekarze i wszystko dzieje się błyskawicznie. Wkrótce chłopak trafia na stół operacyjny.
U boku wciąż tkwiącej w tym samym miejscu Epony pojawia się Lucyfer, który wcześniej obserwował wszystko z boku.
- No to się wkopałaś - mówi, poklepując dziewczynę po plecach. - Trzeba było pozwolić mu umrzeć.
- Zamknij się - cedzi ta przez zaciśnięte zęby i odpycha rękę szatana.
- To tylko zabawa. Ty poderżnij mu gardło, a ja pozbędę się wszystkich obciążających cię dowodów. Chłopaczek zgodnie z planem będzie mój. Plus, dodajmy do tego jakieś pięć lat dodatkowej służby - proponuje diabeł i uśmiecha się. - Deal?
- Deal - odpowiada niezbyt przekonana dziewczyna. Obiecała już mu tyle lat, że to pięć nie robi dla niej zbyt wielkiej różnicy. Jeszcze kilka umów i będzie zmuszona służyć mu do końca świata.
Lucyfer podaje jej nóż, który znikąd znalazł się w jego dłoni.
- Gdy tylko przetniesz jego gardło, to dla ciebie się wykrwawi. Dla reszty po prostu umrze. Powiedzmy... w wyniku rany postrzałowej.
- Dobrze. - W takim razie, do zobaczenia później. Baw się dobrze.
Epona posłusznie kieruje się do sali, w której leży chłopak. Zauważa, że przy wejściu kręci się kilku policjantów, więc zakłada maskę, dzięki której staje się niewidzialna. Zręcznie omija stróży prawa i otwiera drzwi do pomieszczenia, w którym leży chłopak. Podchodzi do jego ciała podpiętego do rozmaitych rurek utrzymujących go przy życiu.
Gdy przykłada nóż do jego skóry niespodziewanie chłopak unosi powieki i przeszywa dziewczynę zadziwiająco przytomnym wzrokiem. W jego oczach czai się strach.
- Taka była umowa - szepcze mu do ucha Epona, a potem szybkim ruchem podcina mu gardło. Krew tryska, plamiąc jej dłonie, a pojedyncza kropla niczym szkarłatna łza ląduje na jej masce.
Niebieskie oczy chłopaka gasną. Serce wypompowuje ostatnie litry krwi. Słychać już tylko dźwięki szpitalnej aparatury alarmujące lekarzy, że coś się dzieje. Ale nawet, gdy przystępują do reanimacji jest już za późno. Ich oczy nie są w stanie dostrzec śmiertelnej rany zadanej przez pomocnicę diabła. Kontrakt się dopełnił.
*****
- Przy chłopaku znajdowała się koperta z nazwiskami osób oraz miejscem, w którym przebywały ofiary - relacjonuje reporterka. - Czterech mężczyzn zostało postrzelonych. Natomiast jednego prawdopodobnie ugodzono nożem. Aktualnie poszukujemy dziewczyny, która pomagała chłopakowi przy dokonaniu zbrodni.
Epona głośno przełyka ślinę. Mimo, że umowa powinna rozwiązać tą sprawę, zna Lucyfera wystarczająco długo, by wiedzieć, iż ten uwielbia stroić sobie żarty. Z związku z tym ogarnia ją dobrze znany lęk związany ze współpracą z szatanem. Na jej szczęście na ekranie pojawia się zupełnie niepodobna do niej dziewczyna.
- Jeśli ktokolwiek zna lub wie gdzie aktualnie przebywa dziewczyna ze zdjęcia, powinien jak najszybciej skontaktować się z policją.
Epona przełącza program, a jej matka piorunuje ją wzrokiem. - Daj spokój, Epona. Mogłyśmy obejrzeć to do końca.
- To nic, co powinno nas interesować - tłumaczy na swoją obronę. - To się działo trzysta kilometrów stąd.
Matka odbiera jej pilota, ale dziennikarka mówi już zupełnie o czymś innym. Natomiast Epona walczy ze swoimi wewnętrznymi rozterkami. Może jednak nie powinna była zabijać chłopaka - taka myśl przechodzi jej przez głowę, gdy kieruje się do swojego pokoju. Rozpuszcza swoje ciemne włosy i rzuca się na łóżko. Niespodziewanie obok niej pojawia się szatan z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę dobra robota. Tego się po tobie spodziewałem. A teraz już czas byś na zawsze służyła przy mym boku. Czas wrócić do swojej pracy, Epono, przewodniczko dusz. Pora opuścić świat żywych i zabrać się za prawdziwą pracę.
- Powiedziałeś, że mam jeszcze sporo czasu - protestuje przerażona dziewczyna.
- Cóż - zaczyna diabeł - może troszeczkę kłamałem. Myślałem, że potrwa to trochę dłużej, ale twoje serce jest już czarne, a to znak, że pora abyś do mnie dołączyła. A więc ruszajmy do piekła.
*****
Gdy otwieram oczy widzę pustkę. Ciemność. Do moich nozdrzy dociera zapach strachu, krwi i moczu. Nie mam pojęcia, co tu robię. Im dłużej przebywam w tym miejscu tym więcej dostrzegam. Nie wiem, ile czasu minęło odkąd się tu pojawiłem.
Na początku myślałem, że już nic nie czuję. A może po prostu przyzwyczaiłem się do niekończącego się bólu ogarniającego całe moje ciało.
Chwilami mam wrażenie, jakbym dryfował, a potem moje zmysły ponownie zostają zaatakowane przez liczne bodźce. Czuję, jakby coś szarpało wszystkie moje zakończenia nerwowe i próbowało mnie rozedrzeć na kawałki.
Wreszcie przypominam sobie, co zrobiłem i dlaczego resztę życia... Chociaż… Nie, tak nie można tego ująć. W takim razie, resztę nieżycia spędzę w wielkiej pustce, w której na zawsze będę samotny. Ale sam się na to zgodziłem, więc nie mogę nikogo za to winić. Chciałem zemsty i dokonałem jej. Teraz jedynie płacę cenę, jakiej ode mnie zażądano. W końcu umowa, to umowa. Ale pomyśleć, że w pierwszej chwili potraktowałem słowa tamtej dziewczyny jak żart. Nie powinienem być zdziwiony. Przecież od początku byłem gotów wykorzystać każdy możliwy sposób na osiągnięcie mojego celu.
Do moich uszu dociera przeciągły dźwięk, który w pierwszej chwili biorę za wycie wiatru. Ale szybko przekonuję się, że to błędne stwierdzenie i dochodzę do wniosku, że wolałbym, aby był to wiatr. W rzeczywistości są to ludzkie jęki. Rozlegają się co raz głośniej i głośniej. I zdecydowanie bliżej mnie. Chciałbym uciec, ale nie mogę. W otaczającej mnie ciemności i tak nie potrafiłbym obrać odpowiedniego, bezpiecznego kierunku.
Zawodzenie staje się jeszcze głośniejsze. Brzmi wręcz zwierzęco. W desperackim odruchu zatykam uszy, żeby choć trochę się od niego odciąć. Nadaremnie. Głosy wdzierają się bezpośrednio do mojego umysłu i odbijają echem pod czaszką. Mam wrażenie, że zaraz od nich oszaleję i sam także zacznę wyć.
Nagle z ciemności tuż przede mną wyłania się przerażająca twarz. Nie jestem w stanie określić, czy należy ona do kobiety, czy mężczyzny. Widzę tylko zapadnięte policzki i wyblakłe oczy, które wpatrują się we mnie pustym wzrokiem. Blade usta nagle otwierają się w rozpaczliwym krzyku, a palce przypominające szpony próbują mnie dosięgnąć. Cofam się pospiesznie o kilka kroków i wtedy dostrzegam kolejne twarze. Wszystkie wyglądają tak samo. I wszyscy ci… ludzie, o ile w ogóle nimi są, po raz kolejny, zgodnym chórem wydają z siebie jęk. Nie wiem, po jak długim czasie, ale wreszcie milkną, po czym znikają. Jeden po drugim. Zupełnie jakby przed czymś uciekali.
Nie muszę długo czekać, aby dowiedzieć się przed czym. Słyszę kroki zmierzające powoli w moją stronę. Nie poruszam się. Tkwię wciąż w tym samym miejscu, zdolny jedynie wpatrywać się w mrok. Stopniowo z dwóch stron zbliżają się do mnie cztery krwistoczerwone punkciki, w których wkrótce rozpoznaję dwie pary oczu. Pod jedną z nich ukazuje się szeroki, zadziwiająco biały uśmiech i chwilę później donośnie rozbrzmiewa męski głos.
- Jestem Lucyfer. Witaj w moich skromnych progach, chłopcze.