Ariana | Blogger | X X

niedziela, 30 lipca 2017

Konkurs

Jak już wcześniej wspominałam, jutro (31.08.17) wyjeżdżam na tygodniowe wczasy (do 07.08), więc nie będzie żadnych nowych rozdziałów. Nie zostawię was jednak z tak całkiem pustymi rękami - mam dla was zadanie ;3 A właściwie to konkurs związany także ze zbliżającym się 50 rozdziałem DL. Na czym ma on polegać? Otóż chodzi o to, abyście wykazali się swoją kreatywnością! Wybierzcie swoją ulubioną postać/postacie z mojego fanfiction DiaLovers i przedstawcie ją. Możecie ją narysować, wykonać jej portret w programie komputerowym czy co tam wam jeszcze przyjdzie do głowy. Na wasze prace będę czekać do 14 sierpnia. Niestety nie mam pomysłu na nagrodę w tym konkursie. Jeśli więc wy macie jakieś propozycje - dajcie o nich znać. Jeśli nie, to nie będzie żadnego wyłaniania zwycięzcy i po prostu wstawię posta z przysłanymi pracami. Mam nadzieję, że chociaż kilka osób nadeśle mi swoje fanarty ^^
W razie jakichkolwiek pytań zgłaszajcie się w komentarzu pod postem lub napiszcie do mnie na:
maila - vesunna4@gmail.com
GG - 45235681
Twittera - LadyKanra

Pozdrawiam wszystkich~.

środa, 26 lipca 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 48

No, moi drodzy, już niedługo dobijemy do 50 rozdziałów DiaLovers! A także nieuchronnie zbliżamy się do końca tej historii. Nie wiem jednak, ile rozdziałów pozostało, bo jeszcze nie zdecydowałam się co do ostatecznej wersji zakończenia.
Chciałam was również poinformować, że w dniach 31.07 - 07.08 będę nieobecna (wybieram się na małe wczasy~), więc w tym czasie nie pojawią się żadne rozdziały (ani tutaj, ani na wattpadzie). Mam nadzieję, że cierpliwie na mnie poczekacie :3 W razie czego, możecie do mnie pisać na GG/maila/Twittera czy jak tam wam wygodniej ^^
P.S. Wciąż możecie przysyłać propozycje zmian/nowości na blogu (patrz: poprzedni post)!

Mówisz, że jestem paranoiczką
Ale jestem pewna, że świat chce mnie dopaść
To nie jest tak, że dokonuję wyboru
Aby mój umysł pozostawał w tak cholernym bezładzie
~Linkin Park - Heavy
[tłumaczenie pochodzi ze strony tekstowo.pl (zmieniłam tylko osobę "mówiącą" na żeńską)]

Szansa

            Na szczęście nie musiałam długo czekać na kolejną wiadomość od Rukiego. Kiedy kilka godzin po wizycie Beatrix na dobre wygrzebałam się z łóżka, czekała na mnie krótka wiadomość w telefonie. Wynikało z niej, że Ruki wraz ze znalezioną miksturą miał się zjawić w rezydencji Sakamakich jeszcze tego samego dnia. Kiedy więc nadszedł wieczór, całą siódemką zgromadziliśmy się w salonie, oczekując na jego przybycie. 
            Westchnęłam cicho skulona na kanapie i oparłam głowę na jej podłokietniku, szukając wygodnej pozycji. Ayato pełniący wartę przy drzwiach błyskawicznie odwrócił głowę w moją stronę, jakbym co najmniej krzyknęła.
            - Wszystko w porządku, naleśniku?
            - Tak.
            W rzeczywistości nie była to do końca prawda. Po rozmowie z Beatrix o świcie wróciłam do łóżka, lecz nie dane mi było spokojnie zasnąć. Przez większość czasu wierciłam się jedynie pod kołdrą, a gdy w końcu odpłynęłam, zaczęły dręczyć mnie koszmary. W duchu dziękowałam za to, że przynajmniej ich nie pamiętałam. Z drugiej jednak strony, moją głowę rozsadzało okropne, tępe pulsowanie, które nie chciało zniknąć pomimo łykania leków przeciwbólowych. 
            Niezbyt przekonany Ayato zmarszczył brwi, a siedzący obok mnie Laito uśmiechnął się, splatając dłonie za głową.
            - Och, jak ty się o nią martwisz, braciszku.
            - Laito – odezwałam się, zanim zdążył zrobić to Ayato, który najpewniej chciał po raz kolejny pogrozić bratu. – Naprawdę nie musisz tu siedzieć.
            - Prawda. Tak samo jak oni . – Wymownym gestem wskazał resztę swojego rodzeństwa rozmieszczoną po pomieszczeniu. – A jednak wszyscy tu jesteśmy.
            Gdybym nie czuła się tak, jakby moja głowa zderzyła się z ceglanym murem, to zapewne właśnie bym się wzruszyła. W obecnym stanie skinęłam jedynie głową, mamrocząc słowa podziękowania.
            - Czy Mukami mówił, o której ma zamiar się tu przywlec? – zapytał zirytowany Subaru, który poruszał się po salonie tak szybko, że jego kontury się zamazywały. Albo to ja zaczynałam mieć coś z oczami. 
            - Nie. Napisał jedynie, że będzie to dzisiaj. Nie było mowy o żadnej konkretnej godzinie.
            Wzniosłam wzrok ku sufitowi, ale przez to poczułam się tak, jakby światło padające z kryształowego żyrandola chciało wypalić mi gałki oczne. Przymknęłam powieki.
            - W co on pogrywa? – mruknął Kanato, zajadający się jakimiś słodkościami wyniesionymi z kuchni. Chwilę później dał się słyszeć przeraźliwy odgłos, jaki wydały zęby widelca przesuwające się po porcelanowym talerzyku. Skrzywiłam się.
            - Weź się ogarnij – warknął Subaru na fioletowookiego. Nie dziwiłam się jego irytacji. Skoro ten dźwięk był nieprzyjemny dla moich uszu, to co dopiero dla wyczulonego zmysłu wampira.
            W odpowiedzi Kanato wymamrotał jedynie coś niezrozumiałego, najwyraźniej kierowanego i tak do Teddy’ego. 
            Otworzyłam oczy, gdyż byłam pewna, że gdybym dłużej tak tkwiła, to zapewne bym zasnęła. A nie mogłam przegapić przybycia Rukiego. Okazało się, że moje wyczucie czasu było idealne. Zaledwie chwilę później wszyscy bracia Sakamaki jak jeden mąż poderwali głowy i znieruchomieli. Moim skromnym zdaniem, wyglądali jak psy myśliwskie, które właśnie pochwyciły trop. W końcu Shu otrząsnął się jako pierwszy i oświadczył coś, co dla pozostałych (poza mną) musiało być oczywiste.
            - Są tu.
            Spojrzenia wszystkich zebranych skupiły się na drzwiach wejściowych, do których kilka sekund później „ktoś” zastukał. Nikt w salonie się nie ruszył. Z cienia w holu za to wynurzył się niczym duch lokaj w czarnym fraku. Bez słowa otworzył drzwi, wpuszczając do środka czwórkę wampirów, po czym tak szybko i cicho jak się pojawił – tak też zniknął. Na widok kompletu rodzeństwa Mukami, bracia Sakamaki wyraźnie się spięli.
            - Miał być jeden – warknął Kanato, odsłaniając kły. – A nie cały czteropak.
             Wspomniany „czteropak” ruszył w naszą stronę z Rukim na czele. Jego rodzeństwo rozglądało się z zaciekawieniem, choć na nim samym otoczenie najwyraźniej nie robiło żadnego wrażenia. Zdecydowanym krokiem przeszedł przez pokój i stanął na jego środku. Przez chwilę członkowie dwóch rodzin jedynie mierzyli się wzrokiem.
            - Nasz dom jest bardziej przytulny – oznajmił w końcu Azusa, przerywając ciężką ciszę, jaka zapadła po ich przybyciu.
            - No nie? – zgodziłam się z nim. Usiadłam prosto na kanapie i uśmiechnęłam się lekko. – Też im mówiłam, że mogliby trochę zmienić wystrój. 
            Sześć par oczu spiorunowało mnie wzrokiem, podczas gdy Azusa i Kou stojący po bokach Rukiego uśmiechnęli się, rozbawieni.
            Ayato poruszył się ze swoją nadzwyczajną prędkością i stanął naprzeciwko Rukiego, świdrując go wzrokiem swoich zielonych oczu. Ruki nie cofnął się, odpowiadając mu podobnym spojrzeniem.
            - Dawaj to i zjeżdżaj stąd – zażądał Ayato.
            Ciemnowłosy jedynie prychnął, po czym przeniósł na mnie swój wzrok. 
            - Jak się czujesz? 
            Zdziwiło mnie zarówno jego pytanie, jak i niespodziewanie łagodny ton, którym je zadał. Wzruszyłam lekko ramionami.
            - Bywało lepiej, ale żyję. 
            Ruki ponownie przeniósł wzrok na Ayato niemal dygoczącego z irytacji spowodowanej faktem, iż ktoś ośmielał się go ignorować. Był jak tykająca bomba, której pozostało zaledwie parę sekund do wybuchu. Miałam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.
            Ciemnowłosy sięgnął do torby przewieszonej przez ramię i wyjął z niej czarne, podłużne pudełko. Wyciągnął je w kierunku Reijiego, stojącego tuż za Ayato. Okularnik w milczeniu przyjął przedmiot i począł uważnie mu się przyglądać.
            - Teraz możecie się stąd wynosić – oznajmił Subaru, rzucając Mukamim pogardliwe spojrzenie. – Przynieśliście, co mieliście przynieść. Nie jesteście nam dłużej potrzebni. 
            - Nie tak szybko – wtrącił się Reiji, zanim ktokolwiek inny zdążył odpowiedzieć. – Mogą znać interesujące informacje, więc jeszcze się nam przydadzą. 
            Yuma prychnął.
            - Jeśli myślicie, że możecie tak po prostu…
            Ruki uniósł ostrzegawczo dłoń, a Yuma skrzywił się, ale posłusznie ucichł.
            - Nawet gdybyśmy chcieli wam coś powiedzieć, to nie moglibyśmy tego zrobić, bo nic nie wiemy – wyjaśnił spokojnie ciemnowłosy. 
            - Nawet nie wiedzieliśmy, że Richter używał czegoś takiego – dodał Kou, wysuwając się nieco do przodu. – Nie chcieliśmy skrzywdzić Natsuki. – Jego jasne oczy spojrzały w moją stronę. Wydawał się wręcz błagać mnie o coś za ich pomocą. – Wiesz o tym, kotku?
            Zawahałam się, ale powoli skinęłam głową. Oczy Kou zalśniły, a na twarzy Azusy ponownie zagościł delikatny uśmiech. Ruki ani Yuma nawet nie zerknęli w moją stronę.
            - Kłamiecie – wysyczał Kanato. Widelec wciąż tkwiący w jego dłoni zaczął dziwnie się wyginać. 
            - Nie jesteśmy jak wy! – krzyknął Yuma, zaciskając dłonie w pięści. – To was tu można podejrzewać o łgarstwo. Ciekawe, czy w ogóle zamierzacie jej pomóc!
            - Jak śmiesz… - Ayato odsłonił kły. Wyglądało na to, że bomba miała zaraz wybuchnąć.
            - Zamknijcie się wszyscy.
            Zadziwiające, z jaką łatwością dość cichy głos Shu przedarł się przez nakręcającą się sprzeczkę i wszystkich (przynajmniej chwilowo) uciszył. 
            - Wszyscy wiedzą, że my nie znosimy was, a wy nie znosicie nas – ciągnął blondyn – ale te sprzeczki są teraz całkowicie bezsensowne. Wszyscy jesteście jedynie irytujący, więc zamknijcie się, jeśli nie macie nic ważnego do powiedzenia.
            Uniosłam w zdziwieniu brwi. To był chyba pierwszy raz, kiedy to właśnie Shu wygłosił jakieś kazanie. Zazwyczaj miał takie sytuacje, delikatnie powiedziawszy, w głębokim poważaniu. Może właśnie z tego powodu wszyscy zgodnie zamilkli.
            - Chcę wiedzieć, czy to zadziała – powiedział wreszcie Ruki, zwracając się do Reijiego.
            - A co was to niby obchodzi? – Laito uniósł pytająco brew. – Gdyby nie wy, to nie byłoby…
            - W porządku! – Podniosłam się ze swojego miejsca, ucinając wypowiedź rudego wampira, aby nie zdążył doprowadzić do kolejnej kłótni. Skinęłam Rukiemu. – Dam ci znać. Obiecuję.


***

            Po odejściu Mukamich Reiji zamknął się w swoim gabinecie, aby spróbować rozgryźć sprawę z trucizną, którą przynieśli. Pozostali bracia jak zwykle rozeszli się w swoje strony, a ja natomiast postanowiłam w końcu dać za wygraną i trochę się zdrzemnąć. Ledwie oddałam się w objęcia Morfeusza, a już wyczułam czyjąś obecność w swoim śnie. Nie potrafiłam jednak jeszcze jej zidentyfikować. W krainie snu moim oczom ukazał się znajomy widok ogrodu należącego do rodziny Sakamaki. Przez chwilę obraz poruszał się i zmieniał, dostosowywał. Aż ostatecznie znalazłam się na metalowym krześle w altance porośniętej winoroślami. Po drugiej stronie stolika, naprzeciwko mnie siedziała Beatrix. Wampirzyca skinęła mi lekko głową na przywitanie. Miała na sobie ten sam strój, w którym widziałam ją ostatnio. Tym razem jednak jej postać zdawała się emanować większą siłą niż wtedy.
            - Witaj, Natsuki – rzekła swoim melodyjnym głosem. – Wróciłam zgodnie ze złożoną ci obietnicą. Okazuje się, iż łatwiej jest mi pojawić się w twoim śnie niż w świecie rzeczywistym. Wymaga to mniej energii. Chociaż teraz czuję, że Cordelia stara się mnie zagłuszyć i wyprzeć z twojego umysłu. – Na jej czole pojawiła się mała zmarszczka. – Kto by pomyślał, że ta kobieta będzie tak silna nawet po śmierci?
            - To ostatnie jest niezbyt pocieszające – mruknęłam. – Ale dziękuję, że przyszłaś. Czy teraz zdradzisz mi swój plan? – Zawahałam się. – Jak tak właściwie mam się do ciebie zwracać? Mam używać słowa „pani” czy…
            Kobieta machnęła lekceważąco swoją drobną dłonią.
            - Tak jak jest teraz jest dobrze. Poza tym, to nie jest teraz ważne. Przejdźmy do spraw, z którymi tu przybyłam póki jeszcze jestem w stanie opierać się Cordelii.
            Przysunęłam się bliżej Beatrix, ciekawa jej następnych słów. Wampirzyca popatrzyła mi w oczy.
            - Zapewne zdajesz sobie z tego sprawę, ale Cordelia jest bardzo silna. A to co wraz z moim szwagrem z tobą zrobili musiało być dobrze przemyślane. Wiedząc, jak słabe jest twoje zdrowie, musieli zdawać sobie sprawę z niewielkiej szansy na to, iż przeżyjesz wszczepienie jej serca, ale też jeszcze mniejszej szansy na to, że przeżyjesz kolejny taki zabieg. Z logicznego punktu widzenia więc, Cordelii można byłoby pozbyć się jedynie poprzez usunięcie serca. Ale tego niestety pewnie byś nie przeżyła. Dlatego trzeba zniszczyć ją od środka.
            - Reiji właśnie zaczął pracę nad antidotum – wtrąciłam się.
            - Reiji? – Jej niebieskie oczy rozbłysły. – Nie wiem na ten temat wszystkiego. Opowiedz mi.
            Tak też zrobiłam. Starałam się jak najszybciej streścić jej całą historię trucizny podanej mi przez Richtera oraz pomysłu Reijiego dotyczącego antidotum. Kiedy skończyłam, Beatrix pokiwała głową.
            - Mój wspaniały syn… - Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu, lecz szybko spoważniała. – Jestem pewna, że mu się uda. Wtedy antidotum, które stworzy w dużej mierze osłabi Cordelię i zwróci ci większość kontroli, a zniszczenie jej stanie się o wiele łatwiejsze. 
            - Ale jak mogę to zrobić?
            - Największym ciosem będzie dla niej, gdy zobaczy, że wszystko wymyka się jej spod kontroli. Ona wręcz nienawidzi, gdy coś idzie nie po jej myśli. Będziesz musiała postarać się odebrać jej resztki kontroli i wypchnąć ją ze swojego umysłu. Musisz być silniejsza od niej.
            - Nic łatwiejszego, huh? – Miało to zabrzmieć lekko, ale wyszło nieco rozpaczliwie. 
            - Pomogę ci – zapewniła mnie Beatrix. – Będę starała się ją blokować i odbierać jej energię. Ale najpierw Reiji musi wykonać antidotum. Dopiero wówczas my będziemy mogły zacząć działać.
            Wpatrzyłam się w swoje splecione na blacie stolika dłonie. Po chwili podniosłam wzrok na wampirzycę. Musiałam zadać jej pytanie, które zaczęło mnie dręczyć. 
            - A co z tobą? Czy ty na tym w żaden sposób nie ucierpisz?
            Uśmiechnęła się.
            - Ja już nie żyję, moja droga. Jestem duchem. Z ręki Cordelii raczej nie może mnie już spotkać nic gorszego od śmierci. A nawet gdyby… Ostateczne uwolnienie się od niej i zniszczenie jej raz na zawsze jest tego warte.
            - Dziękuję – wykrztusiłam, patrząc na nią z niedowierzaniem. 
            Naprawdę jest gotowa to dla mnie zrobić?
            - Podziękujesz, gdy ona wreszcie zniknie. – Beatrix nachyliła się w moją stronę, jakby miała mi zdradzić sekret przeznaczony wyłącznie dla moich uszu. – W dodatku, nie robię tego tylko dla ciebie, ale też dla siebie. I dla moich dzieci. Można powiedzieć, że chcę odkupić swoje winy i zadośćuczynić temu, do czego doprowadziłam za swojego życia. Albo raczej czego nie byłam w stanie powstrzymać. 
            Beatrix budziła we mnie coraz większy szacunek. Szkoda tylko, że Cordelia nie mogła iść w jej ślady. Życie tak wielu ludzi byłoby wtedy o wiele prostsze.
            - Jeszcze się spotkamy – zwróciła się do mnie w formie pożegnania, po czym zniknęła wraz z altaną i całym ogrodem, a ja obudziłam się w swoim pokoju.

czwartek, 20 lipca 2017

Stigma + zmiany?

Witam wszystkich czytelników! Przychodzę dzisiaj do was z dwiema sprawami. Oto i one:

1. Nie pisałam ostatnio DiaLovers, ponieważ pracowałam nad swoją nową historią, a mianowicie publikowaną na wattpadzie  Stigmą. Właśnie oficjalnie ją zakończyłam i chciałabym was wszystkich serdecznie zaprosić do jej przeczytania oraz podzielenia się ze mną swoimi wrażeniami.
Stigma opowiada losy młodego mężczyzny i jego stopniowego upadku. Co prawda, jest to fanfiction, ale nie trzeba znać oryginalnej historii, żeby móc je przeczytać, ponieważ jest to coś w rodzaju... luźnej interpretacji. Dla zainteresowanych - historia ta powstała m.in. w oparciu o ten filmik:



Jeszcze raz baaardzo gorąco zapraszam was do przeczytania tej historii. Zależy mi na waszym zdaniu na jej temat :3


2. Chciałam was również zapytać, czy z okazji tego, iż są wakacje (a w związku z tym mam więcej czasu) nie chcielibyście może jakichś zmian/nowości na blogu? Jeśli tak, wysyłajcie mi swoje propozycje! Możecie to standardowo zrobić w komentarzu pod postem lub napisać do mnie prywatnie (na GG, Facebooku, Twitterze, mailu itp.). Czekam! ^^
P.S. Jako, że część z was skarżyła się na słabą widoczność tekstu w wersji na komórki, ustawiłam na nią osobny szablon. Czy taki wam odpowiada?
To by było na tyle~. Mam nadzieję, że wakacje mijają wam spokojnie i przyjemnie ;3


wtorek, 11 lipca 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 47

Rozdział ten miałam napisany już od jakiegoś czasu, ale nie wstawiałam go ponieważ chciałam go jeszcze raz przetrawić po upływie pewnego czasu. Wszystko przez to, że ostatnio złapała mnie jakaś blokada twórcza i za nic nie potrafiłam się porządnie zabrać. Na szczęście udało mi się skończyć ten rozdział, jak również nowy rozdział Interview with BTS i teraz zaczęłam pracę nad drugą częścią Stigma. Mam nadzieję, że jednak w żadnej z tych nowych części niczego nie zawaliłam z powodu tej blokady. Dajcie mi koniecznie znać!
Pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję, że wakacje mijają wam przyjemnie~.


Nigdy cię nie puszczę
[...]
Nie byłem pewny, czy mogę cię bronić
Ale im więcej mija czasu
Tym staje się to wyraźniejsze
Tęskniłem za tobą, dziewczyno
Wciąż o tym myślę
Sposób, w jaki na mnie patrzyłaś
Skarbie, należysz do mnie
~ GOT7 - Never Ever
[tłumaczenie pochodzi ze strony tekstowo.pl]

Nieoczekiwana propozycja


            Gdy Ayato pojawił się w salonie, jego bracia wciąż zajmowali te same miejsca, co przed ich wyjściem.
            - Co tak szyb… - Laito urwał w pół słowa, zauważając nieprzytomną Natsuki w ramionach swojego brata. Podniósł się z kanapy, by Ayato mógł na niej ułożyć dziewczynę. – Co się stało?
            Ayato położył ostrożnie bezwładne ciało czarnowłosej, po czym wyprostował się i zacisnął zęby tak mocno, że aż drgnął mięsień na jego twarzy. Pozostała piątka wpatrywała się w niego, czekając na wyjaśnienia.
            - Zemdlała.
            - Tak po prostu? – warknął Subaru, podchodząc bliżej.
            Ayato przesuwał wzrokiem po Natsuki. Po jej jasnej skórze, zamkniętych oczach, drobnych ustach, czarnych włosach spływających po brzegu kanapy… Wyglądała, jakby po prostu spała.
            - Najpierw pojawiła się w niej Cordelia.
            Bracia wymienili między sobą spojrzenia. Reiji podszedł do kanapy i odgarnąwszy czarne pasma włosów, dotknął czoła Natsuki.
            - Nie wygląda na to, by miała gorączkę – stwierdził. – Ale z tego co mówisz wynika, że to może być sprawka Cordelii. Najwyraźniej ona rośnie w siłę, a Natsuki tymczasem słabnie. – W zamyśleniu potarł podbródek dłonią w śnieżnobiałej rękawiczce. – Mukami muszą się pospieszyć, bo możemy nie zdążyć.
            - Co masz na myśli? – zapytał Ayato.
            Reiji westchnął.
            - Przecież widzisz, w jakim jest stanie…
            - A jeśli nie zdążymy? – spytał Laito, kładąc dłonie na oparciu kanapy.
            - Wtedy Cordelia przejmie kontrolę. Prawdopodobnie całkowicie.
            - Więc Mukami muszą się ruszyć – skwitował Subaru, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Tylko skąd mamy mieć pewność, że naprawdę tego szukają?
            - Nie mamy – mruknął cicho Shu, otwierając jedno oko. – Możemy ufać tylko ich słowu, a kto wie, czy oni rzeczywiście chcą pomóc? Chociaż mogą mieć w tym jakiś swój interes.
            - Nawet jeśli nam to przekażą, to nie mogę wam zagwarantować, że uda mi się cofnąć czy też zatrzymać ten proces – oświadczył Reiji, przyciągając tym samym uwagę swojego rodzeństwa.
            - Jak to? – warknął Ayato, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
            Reiji zmrużył oczy, odgarniając z nich kosmyki włosów.
            - Znam się co nieco na truciznach i tym podobnych substancjach, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy dam radę przeciwdziałać temu, co podał jej Richter.
            Ayato błyskawicznie do niego przyskoczył i zacisnął dłoń na kołnierzu jego koszuli.
            - Co ty bredzisz? – wysyczał. Jego oczy ciskały gromy.
            - Spokojnie, Wasza Wysokość – niespodziewanie wtrącił się Laito, kładąc dłoń na ramieniu biologicznego brata. W razie czego, był gotów do użycia siły. – Daj mu wytłumaczyć.
            Czerwonowłosy obrzucił go niechętnym spojrzeniem, ale opuścił dłoń i cofnął się o krok.
            - Radzę ci się sprężać.
            Reiji jednakże najpierw wygładził materiał koszuli, poprawił kołnierzyk oraz okulary, zanim kontynuował swoje wyjaśnienia.
            - Jak już powiedziałem, póki nie dostanę chociażby próbki, nie jestem w stanie nic zrobić. Nawet, gdy ją już dostanę, może okazać się, że albo będzie już za późno, albo zwyczajnie przerośnie to moje umiejętności.
            - I co wtedy? – spytał Kanato, przysiadając na podłokietniku kanapy, tuż przy głowie nieprzytomnej dziewczyny.
            - Mówiłem. Cordelia może zyskać całkowitą kontrolę nad jej ciałem. Nawet gdyby udało mi się wyleczyć Natsuki z tego stanu, nie rozwiąże to problemu Cordelii. Prawdopodobnie będzie istniała tak długo, póki Natsuki ma w sobie jej serce… A więc tak długo, jak żyje. Ich istnienia najwyraźniej zostały ze sobą nieodwracalnie splecione i uzależnione od siebie nawzajem.
            - Więc nie da się nic zrobić? – Głos Subaru wydawał się odrobinę drżeć. – Nie można się jej pozbyć?
            - Można. Jeśli serce przestanie bić…
            - Chcesz zabić Natsuki? – Głos Ayato przypominał warkot dzikiej bestii. – Na mózg ci się rzuciło?
            - A wolisz, żeby jej ciało zajęła twoja matka?
            Zielonooki wampir zacisnął usta w wąską kreskę.
            - Musi być jakieś inne wyjście.
            - Byłaby szkoda, gdyby umarła – westchnął Kanato. Smukłymi palcami przeczesywał czarne włosy Natsuki. – Jak na człowieka jest bardzo interesująca… Chyba ją polubiłem.
            Laito z nikłym uśmiechem błąkającym się na ustach oparł podbródek na dłoni.
            - Kanato ma rację, byłaby szkoda. Maleńka rzeczywiście jest zbyt interesująca, by pozwolić jej tak umrzeć.
            Ayato wyraźnie zdenerwowany zaciskał i rozwierał dłonie, przenosząc wzrok z ciemnowłosej na swoich braci i z powrotem. Nie miał zamiaru po tym wszystkim tak po prostu odpuścić. Jeśli Reiji niczego by nie wymyślił, gotów był wziąć sprawy w swoje ręce.
            - A może by tak skontaktować się z Seijim? – zaproponował Shu, a wtedy spojrzenia piątki wampirów skupiły się na nim. Siedział teraz prosto z otwartymi oczami.
            - Jej ojcem? – upewnił się Reiji.
            - Tak. – Shu wbił w niego wzrok. Jego usta uniosły się w lekko kpiącym uśmieszku. – Nie udawaj takiego zdziwienia, Reiji. Ty chyba najlepiej z nas wiesz, kim tak naprawdę jest oraz co potrafi Seiji Komori, prawda?
            Reiji odwzajemnił spojrzenie brata. Czwórka młodszych wampirów wodziła między nimi wzrokiem, czekając na rozstrzygnięcie tego niemego pojedynku. Wreszcie Reiji odwrócił głowę. Wyglądał na zmęczonego i zirytowanego, co najwyraźniej dziwnie satysfakcjonowało blondyna. Shu nieznacznie poszerzył swój uśmiech.
            - Zatrudnić łowcę wampirów do pozbycia się duszy wampirzycy z ciała jego adoptowanej córki… Można spróbować. O ile on już o tym nie wie.
            - I nie ma tego gdzieś. – Subaru prychnął. – W końcu on ją do nas przysłał.
            - Ale jest to lepsza opcja niż zabicie jej – zauważył Laito.
            - Co sądzisz, Ayato? – zapytał fioletowowłosy.
            Ayato wpatrywał się w twarz wciąż nieprzytomnej Natsuki.
            - Jeśli to jej pomoże, a jej nie zabije – odezwał się w końcu – to niech tak będzie.
            Pozostali lekko skinęli głowami. Nagle ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu przerwał dźwięk wibrującego telefonu. Ayato sięgnął po urządzenie wysuwające się z kieszeni spodni Natsuki i spojrzał na ekran. Spiął się na widok nazwy kontaktu, która się na nim wyświetlała.
            - Czego? – rzucił do mikrofonu, odbierając połączenie.
            Przez kilka sekund odpowiadała mu jedynie cisza.
            - Gdzie Natsuki? – odezwał się w końcu jego rozmówca.
            - Czego chcesz? – powtórzył Ayato, ignorując jego pytanie.
            - Daj mi Natsuki – zażądał Ruki.
            - Nie. Jest nieprzytomna.
            Po drugiej stronie znowu zapanowała cisza. Gdyby nie to, że częściowo od Mukamiego zależało życie Natsuki, Ayato już dawno rozłączyłby się lub najchętniej rzucił telefonem.
            - Jak to? – wykrztusił po chwili drugi wampir. – Co się stało?
            - A co cię to obchodzi? Lepiej gadaj, czego chcesz. Znaleźliście to w końcu?
            - Chyba tak.
            - Chyba? – wysyczał ostrzegawczo Ayato. Z trudem panował nad własnymi emocjami. Tak mocno zaciskał dłoń na trzymanej komórce, że niewiele brakowało, by ją zmiażdżył. – Dostarcz to nam jak najszybciej.
            - A może sam się pofatygujesz?
            - Ty…
            - Czy to Ruki?
            Ayato przeniósł zaskoczony wzrok na Nastuki. Kobaltowe oczy wpatrywały się w niego wciąż nieco nieprzytomnie. Dziewczyna stęknęła cicho, próbując dźwignąć się na łokciach, chociaż Kanato zacisnął dłonie na jej ramionach, by jej to uniemożliwić.
            - Daj mi go – poleciła, wyciągając rękę. – Ja z nim porozmawiam.
            Wampir wahał się przez chwilę, lecz wreszcie dał za wygraną i wręczył jej telefon. Od razu przysunęła go do ucha i opadła z powrotem na kanapę.
            - Hej, Ruki – przywitała się słabym głosem. – To ja.
            Szóstka wampirów wpatrywała się w nią uważnie, gdy na leżąco, z wolnym ramieniem przysłaniającym oczy, prowadziła rozmowę z Rukim. Nie trwała ona długo. Po niecałej minucie Natsuki opuściła rękę z telefonem i oznajmiła:
            - Dostarczy nam to, gdy tylko będzie mógł.

***

            Nie potrafiłam przywołać w pamięci momentu, w którym przeniosłam się do swojego pokoju, przebrałam w piżamę i ułożyłam w łóżku. Chyba, że nie ja to zrobiłam… Dla własnego spokoju wolałam o tym nie myśleć. 

            Usiadłszy na łóżku poczułam tępe pulsowanie w czaszce. Stęknęłam cicho i pomasowałam palcami skronie, lecz nie na wiele się to zdało. Z westchnięciem opuściłam ramiona. Odrzuciłam ciepłą, miękką kołdrę i zsunęłam się na skraj łóżka, stawiając bose stopy na puchaty dywan leżący na podłodze. Moją skórę musnęły pierwsze promienie słońca przedostające się przez zaciągnięte, lekko poruszające się zasłony. Zmrużyłam oczy, gdy poczułam chłodny powiew. Nigdy nie spałam przy otwartych oknach, ponieważ nawet i bez tego w rezydencji bywało dość zimno. Podniosłam się więc, aby je zamknąć. Kiedy jednak się do nich zbliżyłam okazało się, że to nie okna były otwarte, lecz przeszklone drzwi balkonowe. Zawahałam się z opuszkami palców przytkniętymi do szyby. Kolejny podmuch wiatru poruszył zasłonami i zdawało mi się, że wraz z nim do moich uszu dotarł szept.
            - Natsuki…
            Spięłam się. 
            Nie był to jednakże głos Cordelii.
            Pchnęłam drzwi i wyszłam na balkon. Niebo zabarwiało się na pomarańczowo oraz różowo wschodzącym właśnie słońcem. Ogród dwa piętra niżej wciąż zasnuwały resztki mgły. Wokół panowała niczym niezmącona cisza i na początku nic niezwykłego nie przykuło mojego wzroku. Dopiero po chwili kątem oka zauważyłam jakieś mignięcie. Miałam wrażenie, że temperatura momentalnie spadła o kilka stopni. Zaklęłam w myślach, doskonale wiedząc, co zaraz nastąpi. Takich chwil doświadczyłam w życiu wiele. Choć ostatnimi czasy widywałam jedynie Cordelię, przez co niemal zapomniałam o fakcie, że byłam w stanie widywać jakiekolwiek duchy. Pierwszy raz miał miejsce, gdy byłam zaledwie kilkuletnim dzieckiem, które „ojciec” zabrał wraz ze sobą na cmentarz. Od tamtego czasu dostawałam dreszczy nawet wtedy, kiedy tylko przejeżdżałam obok tego miejsca. I chociaż duchy widywałam wszędzie, to te snujące się między nagrobkami skarżąc się na swój los, były najgorsze. Zazwyczaj próbowałam je ignorować, lecz nie było to łatwe.
            Odwróciłam głowę w kierunku migotania. Z powodu zimna na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Wystarczyło, żebym cofnęła się o krok i zamknęła za sobą drzwi. Lecz czekałam. 
            Wreszcie duch zgromadził tyle energii, żeby przybrać widzialną formę i moim oczom ukazała się piękna kobieta. Jej długie, złote włosy upięte były w staranny kok, a niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z uwagą. Suknia koloru purpury sięgała aż do kafelek pod naszymi stopami. Jednak najbardziej urzekła mnie jej twarz. Wyglądała tak znajomo…
            - Witaj, Natsuki – przywitała się cichym, przyjemnym dla ucha głosem. – Czy wiesz kim jestem?
            Przyjrzałam się jej rysom. Na myśl przychodziła mi tylko jedna odpowiedź.
            - Jesteś matką Reijiego i Shu?
            Skinęła delikatnie głową. Nawet tak prosty ruch w jej wykonaniu był pełen wdzięku.
            - Zgadza się. Jestem Beatrix. 
            Zrobiła kilka kroków do przodu i zatrzymała się tuż przy barierce otaczającej balkon. Wyglądała w tej chwili niczym władczyni przyglądająca się swojemu dawnemu królestwu.
            - Mogę wiedzieć, dlaczego postanowiłaś się mi ukazać? – zapytałam stając obok, choć chłód podłoża kłuł mnie w stopy. Walczyłam z chęcią powrotu do łóżku i zagrzebania się w pościeli.
            - Żeby ci pomóc.
            Zamrugałam ze zdziwienia.
            - Pomóc?
            Wzrok niebieskich oczu ponownie skupił się na mnie.
            - Wiem o twojej sytuacji. O Cordelii. – Westchnęła cicho, mrużąc oczy. – Wiem również, jak potrafi ona uprzykrzać życie i co to znaczy być przez nią niepokojoną. Dlatego chcę ci pomóc i sprawić, żeby zniknęła na dobre.
            Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego. Przez myśl by mi nie przeszło, że któraś z matek wampirów mogłaby mi pomóc. Tym bardziej, że w tarapaty wpadłam właśnie przez jedną z nich.
            - Jak… - Głos mi zadrżał, więc odchrząknęłam. – Jak chcesz to zrobić? Jak możesz mi pomóc?
            Beatrix otworzyła usta, lecz w tej chwili jej kontury zaczęły się rozmazywać. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na swoje dłonie, powoli zanikające w blasku słońca.
            - Wygląda na to, że aktualnie nie mam więcej energii. Wybacz, Natsuki. Jeszcze wrócę. Wytrzymaj do tego czasu.
            Jej ostatnie słowa były zaledwie szeptem porwanym przez wiatr. Wampirzyca najzwyczajniej rozpłynęła się w powietrzu.