Westchnęłam cicho skulona na
kanapie i oparłam głowę na jej podłokietniku, szukając wygodnej pozycji. Ayato
pełniący wartę przy drzwiach błyskawicznie odwrócił głowę w moją stronę, jakbym
co najmniej krzyknęła.
-
Wszystko w porządku, naleśniku?
-
Tak.
W
rzeczywistości nie była to do końca prawda. Po rozmowie z Beatrix o świcie
wróciłam do łóżka, lecz nie dane mi było spokojnie zasnąć. Przez większość
czasu wierciłam się jedynie pod kołdrą, a gdy w końcu odpłynęłam, zaczęły
dręczyć mnie koszmary. W duchu dziękowałam za to, że przynajmniej ich nie
pamiętałam. Z drugiej jednak strony, moją głowę rozsadzało okropne, tępe
pulsowanie, które nie chciało zniknąć pomimo łykania leków przeciwbólowych.
Niezbyt
przekonany Ayato zmarszczył brwi, a siedzący obok mnie Laito uśmiechnął się,
splatając dłonie za głową.
-
Och, jak ty się o nią martwisz, braciszku.
-
Laito – odezwałam się, zanim zdążył zrobić to Ayato, który najpewniej chciał po
raz kolejny pogrozić bratu. – Naprawdę nie musisz tu siedzieć.
-
Prawda. Tak samo jak oni . – Wymownym gestem wskazał resztę swojego rodzeństwa
rozmieszczoną po pomieszczeniu. – A jednak wszyscy tu jesteśmy.
Gdybym
nie czuła się tak, jakby moja głowa zderzyła się z ceglanym murem, to zapewne
właśnie bym się wzruszyła. W obecnym stanie skinęłam jedynie głową, mamrocząc
słowa podziękowania.
-
Czy Mukami mówił, o której ma zamiar się tu przywlec? – zapytał zirytowany
Subaru, który poruszał się po salonie tak szybko, że jego kontury się
zamazywały. Albo to ja zaczynałam mieć coś z oczami.
-
Nie. Napisał jedynie, że będzie to dzisiaj. Nie było mowy o żadnej konkretnej
godzinie.
Wzniosłam
wzrok ku sufitowi, ale przez to poczułam się tak, jakby światło padające z
kryształowego żyrandola chciało wypalić mi gałki oczne. Przymknęłam powieki.
-
W co on pogrywa? – mruknął Kanato, zajadający się jakimiś słodkościami
wyniesionymi z kuchni. Chwilę później dał się słyszeć przeraźliwy odgłos, jaki wydały
zęby widelca przesuwające się po porcelanowym talerzyku. Skrzywiłam się.
-
Weź się ogarnij – warknął Subaru na fioletowookiego. Nie dziwiłam się jego
irytacji. Skoro ten dźwięk był nieprzyjemny dla moich uszu, to co dopiero dla
wyczulonego zmysłu wampira.
W
odpowiedzi Kanato wymamrotał jedynie coś niezrozumiałego, najwyraźniej
kierowanego i tak do Teddy’ego.
Otworzyłam
oczy, gdyż byłam pewna, że gdybym dłużej tak tkwiła, to zapewne bym zasnęła. A
nie mogłam przegapić przybycia Rukiego. Okazało się, że moje wyczucie czasu
było idealne. Zaledwie chwilę później wszyscy bracia Sakamaki jak jeden mąż
poderwali głowy i znieruchomieli. Moim skromnym zdaniem, wyglądali jak psy
myśliwskie, które właśnie pochwyciły trop. W końcu Shu otrząsnął się jako
pierwszy i oświadczył coś, co dla pozostałych (poza mną) musiało być oczywiste.
-
Są tu.
Spojrzenia
wszystkich zebranych skupiły się na drzwiach wejściowych, do których kilka
sekund później „ktoś” zastukał. Nikt w salonie się nie ruszył. Z cienia w holu
za to wynurzył się niczym duch lokaj w czarnym fraku. Bez słowa otworzył drzwi,
wpuszczając do środka czwórkę wampirów, po czym tak szybko i cicho jak się
pojawił – tak też zniknął. Na widok kompletu rodzeństwa Mukami, bracia Sakamaki
wyraźnie się spięli.
-
Miał być jeden – warknął Kanato, odsłaniając kły. – A nie cały czteropak.
Wspomniany „czteropak” ruszył w naszą stronę z
Rukim na czele. Jego rodzeństwo rozglądało się z zaciekawieniem, choć na nim
samym otoczenie najwyraźniej nie robiło żadnego wrażenia. Zdecydowanym krokiem
przeszedł przez pokój i stanął na jego środku. Przez chwilę członkowie dwóch
rodzin jedynie mierzyli się wzrokiem.
-
Nasz dom jest bardziej przytulny – oznajmił w końcu Azusa, przerywając ciężką
ciszę, jaka zapadła po ich przybyciu.
-
No nie? – zgodziłam się z nim. Usiadłam prosto na kanapie i uśmiechnęłam się
lekko. – Też im mówiłam, że mogliby trochę zmienić wystrój.
Sześć
par oczu spiorunowało mnie wzrokiem, podczas gdy Azusa i Kou stojący po bokach
Rukiego uśmiechnęli się, rozbawieni.
Ayato
poruszył się ze swoją nadzwyczajną prędkością i stanął naprzeciwko Rukiego,
świdrując go wzrokiem swoich zielonych oczu. Ruki nie cofnął się, odpowiadając
mu podobnym spojrzeniem.
-
Dawaj to i zjeżdżaj stąd – zażądał Ayato.
Ciemnowłosy
jedynie prychnął, po czym przeniósł na mnie swój wzrok.
-
Jak się czujesz?
Zdziwiło
mnie zarówno jego pytanie, jak i niespodziewanie łagodny ton, którym je zadał.
Wzruszyłam lekko ramionami.
-
Bywało lepiej, ale żyję.
Ruki
ponownie przeniósł wzrok na Ayato niemal dygoczącego z irytacji spowodowanej
faktem, iż ktoś ośmielał się go ignorować. Był jak tykająca bomba, której
pozostało zaledwie parę sekund do wybuchu. Miałam nadzieję, że jednak do tego
nie dojdzie.
Ciemnowłosy
sięgnął do torby przewieszonej przez ramię i wyjął z niej czarne, podłużne
pudełko. Wyciągnął je w kierunku Reijiego, stojącego tuż za Ayato. Okularnik w
milczeniu przyjął przedmiot i począł uważnie mu się przyglądać.
-
Teraz możecie się stąd wynosić – oznajmił Subaru, rzucając Mukamim pogardliwe
spojrzenie. – Przynieśliście, co mieliście przynieść. Nie jesteście nam dłużej
potrzebni.
-
Nie tak szybko – wtrącił się Reiji, zanim ktokolwiek inny zdążył odpowiedzieć.
– Mogą znać interesujące informacje, więc jeszcze się nam przydadzą.
Yuma
prychnął.
-
Jeśli myślicie, że możecie tak po prostu…
Ruki
uniósł ostrzegawczo dłoń, a Yuma skrzywił się, ale posłusznie ucichł.
-
Nawet gdybyśmy chcieli wam coś powiedzieć, to nie moglibyśmy tego zrobić, bo
nic nie wiemy – wyjaśnił spokojnie ciemnowłosy.
-
Nawet nie wiedzieliśmy, że Richter używał czegoś takiego – dodał Kou, wysuwając
się nieco do przodu. – Nie chcieliśmy skrzywdzić Natsuki. – Jego jasne oczy
spojrzały w moją stronę. Wydawał się wręcz błagać mnie o coś za ich pomocą. –
Wiesz o tym, kotku?
Zawahałam
się, ale powoli skinęłam głową. Oczy Kou zalśniły, a na twarzy Azusy ponownie
zagościł delikatny uśmiech. Ruki ani Yuma nawet nie zerknęli w moją stronę.
-
Kłamiecie – wysyczał Kanato. Widelec wciąż tkwiący w jego dłoni zaczął dziwnie
się wyginać.
-
Nie jesteśmy jak wy! – krzyknął Yuma, zaciskając dłonie w pięści. – To was tu
można podejrzewać o łgarstwo. Ciekawe, czy w ogóle zamierzacie jej pomóc!
-
Jak śmiesz… - Ayato odsłonił kły. Wyglądało na to, że bomba miała zaraz
wybuchnąć.
-
Zamknijcie się wszyscy.
Zadziwiające,
z jaką łatwością dość cichy głos Shu przedarł się przez nakręcającą się
sprzeczkę i wszystkich (przynajmniej chwilowo) uciszył.
-
Wszyscy wiedzą, że my nie znosimy was, a wy nie znosicie nas – ciągnął blondyn
– ale te sprzeczki są teraz całkowicie bezsensowne. Wszyscy jesteście jedynie
irytujący, więc zamknijcie się, jeśli nie macie nic ważnego do powiedzenia.
Uniosłam
w zdziwieniu brwi. To był chyba pierwszy raz, kiedy to właśnie Shu wygłosił jakieś
kazanie. Zazwyczaj miał takie sytuacje, delikatnie powiedziawszy, w głębokim
poważaniu. Może właśnie z tego powodu wszyscy zgodnie zamilkli.
-
Chcę wiedzieć, czy to zadziała – powiedział wreszcie Ruki, zwracając się do
Reijiego.
-
A co was to niby obchodzi? – Laito uniósł pytająco brew. – Gdyby nie wy, to nie
byłoby…
-
W porządku! – Podniosłam się ze swojego miejsca, ucinając wypowiedź rudego
wampira, aby nie zdążył doprowadzić do kolejnej kłótni. Skinęłam Rukiemu. – Dam
ci znać. Obiecuję.
Po odejściu Mukamich Reiji zamknął się w swoim gabinecie,
aby spróbować rozgryźć sprawę z trucizną, którą przynieśli. Pozostali bracia
jak zwykle rozeszli się w swoje strony, a ja natomiast postanowiłam w końcu dać
za wygraną i trochę się zdrzemnąć. Ledwie oddałam się w objęcia Morfeusza, a
już wyczułam czyjąś obecność w swoim śnie. Nie potrafiłam jednak jeszcze jej
zidentyfikować. W krainie snu moim oczom ukazał się znajomy widok ogrodu
należącego do rodziny Sakamaki. Przez chwilę obraz poruszał się i zmieniał,
dostosowywał. Aż ostatecznie znalazłam się na metalowym krześle w altance
porośniętej winoroślami. Po drugiej stronie stolika, naprzeciwko mnie siedziała
Beatrix. Wampirzyca skinęła mi lekko głową na przywitanie. Miała na sobie ten sam
strój, w którym widziałam ją ostatnio. Tym razem jednak jej postać zdawała się
emanować większą siłą niż wtedy.
-
Witaj, Natsuki – rzekła swoim melodyjnym głosem. – Wróciłam zgodnie ze złożoną
ci obietnicą. Okazuje się, iż łatwiej jest mi pojawić się w twoim śnie niż w
świecie rzeczywistym. Wymaga to mniej energii. Chociaż teraz czuję, że Cordelia
stara się mnie zagłuszyć i wyprzeć z twojego umysłu. – Na jej czole pojawiła
się mała zmarszczka. – Kto by pomyślał, że ta kobieta będzie tak silna nawet po
śmierci?
-
To ostatnie jest niezbyt pocieszające – mruknęłam. – Ale dziękuję, że
przyszłaś. Czy teraz zdradzisz mi swój plan? – Zawahałam się. – Jak tak
właściwie mam się do ciebie zwracać? Mam używać słowa „pani” czy…
Kobieta
machnęła lekceważąco swoją drobną dłonią.
-
Tak jak jest teraz jest dobrze. Poza tym, to nie jest teraz ważne. Przejdźmy do
spraw, z którymi tu przybyłam póki jeszcze jestem w stanie opierać się
Cordelii.
Przysunęłam
się bliżej Beatrix, ciekawa jej następnych słów. Wampirzyca popatrzyła mi w
oczy.
-
Zapewne zdajesz sobie z tego sprawę, ale Cordelia jest bardzo silna. A to co
wraz z moim szwagrem z tobą zrobili musiało być dobrze przemyślane. Wiedząc,
jak słabe jest twoje zdrowie, musieli zdawać sobie sprawę z niewielkiej szansy
na to, iż przeżyjesz wszczepienie jej serca, ale też jeszcze mniejszej szansy
na to, że przeżyjesz kolejny taki zabieg. Z logicznego punktu widzenia więc,
Cordelii można byłoby pozbyć się jedynie poprzez usunięcie serca. Ale tego
niestety pewnie byś nie przeżyła. Dlatego trzeba zniszczyć ją od środka.
-
Reiji właśnie zaczął pracę nad antidotum – wtrąciłam się.
-
Reiji? – Jej niebieskie oczy rozbłysły. – Nie wiem na ten temat wszystkiego.
Opowiedz mi.
Tak
też zrobiłam. Starałam się jak najszybciej streścić jej całą historię trucizny
podanej mi przez Richtera oraz pomysłu Reijiego dotyczącego antidotum. Kiedy
skończyłam, Beatrix pokiwała głową.
-
Mój wspaniały syn… - Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu, lecz szybko
spoważniała. – Jestem pewna, że mu się uda. Wtedy antidotum, które stworzy w
dużej mierze osłabi Cordelię i zwróci ci większość kontroli, a zniszczenie jej
stanie się o wiele łatwiejsze.
-
Ale jak mogę to zrobić?
-
Największym ciosem będzie dla niej, gdy zobaczy, że wszystko wymyka się jej
spod kontroli. Ona wręcz nienawidzi, gdy coś idzie nie po jej myśli. Będziesz
musiała postarać się odebrać jej resztki kontroli i wypchnąć ją ze swojego
umysłu. Musisz być silniejsza od niej.
-
Nic łatwiejszego, huh? – Miało to zabrzmieć lekko, ale wyszło nieco
rozpaczliwie.
-
Pomogę ci – zapewniła mnie Beatrix. – Będę starała się ją blokować i odbierać
jej energię. Ale najpierw Reiji musi wykonać antidotum. Dopiero wówczas my
będziemy mogły zacząć działać.
Wpatrzyłam
się w swoje splecione na blacie stolika dłonie. Po chwili podniosłam wzrok na
wampirzycę. Musiałam zadać jej pytanie, które zaczęło mnie dręczyć.
-
A co z tobą? Czy ty na tym w żaden sposób nie ucierpisz?
Uśmiechnęła
się.
-
Ja już nie żyję, moja droga. Jestem duchem. Z ręki Cordelii raczej nie może
mnie już spotkać nic gorszego od śmierci. A nawet gdyby… Ostateczne uwolnienie
się od niej i zniszczenie jej raz na zawsze jest tego warte.
-
Dziękuję – wykrztusiłam, patrząc na nią z niedowierzaniem.
Naprawdę jest gotowa to dla mnie zrobić?
-
Podziękujesz, gdy ona wreszcie zniknie. – Beatrix nachyliła się w moją stronę,
jakby miała mi zdradzić sekret przeznaczony wyłącznie dla moich uszu. – W
dodatku, nie robię tego tylko dla ciebie, ale też dla siebie. I dla moich
dzieci. Można powiedzieć, że chcę odkupić swoje winy i zadośćuczynić temu, do
czego doprowadziłam za swojego życia. Albo raczej czego nie byłam w stanie
powstrzymać.
Beatrix
budziła we mnie coraz większy szacunek. Szkoda tylko, że Cordelia nie mogła iść
w jej ślady. Życie tak wielu ludzi byłoby wtedy o wiele prostsze.
-
Jeszcze się spotkamy – zwróciła się do mnie w formie pożegnania, po czym
zniknęła wraz z altaną i całym ogrodem, a ja obudziłam się w swoim pokoju.