Z
niespokojnego snu wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Kiedy damski krzyk
przeciął powietrze, każąc wszystkim opuścić łóżka, oczy Natsume były już
szeroko otwarte.
– Śniadanie za dziesięć minut –
oznajmiła kobieta stojąca w drzwiach. Nie czekając na niczyją reakcję, opuściła
pomieszczenie.
Słysząc charakterystyczne kliknięcie
zamka w drzwiach, oderwał wreszcie wzrok od spodu znajdującego się nad nim
łóżka i rozejrzał się po pokoju skąpanym w szarości poranka. Wypełniały go
dzieci obu płci, najmłodsze miało może siedem lat, a najstarsze trzynaście. Wszystkie dziwnie jak na tak młody wiek
ponure, ciche i zamknięte w sobie. Dziewczynka skulona na łóżku po przeciwnej
stronie pokoju łkała cicho z twarzą wtuloną w poduszkę. Siedzący na podłodze
obok chłopiec pustym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń. Pozostałe dzieci
krzątały się w milczeniu, ścieląc łóżka i zakładając na siebie identyczne
stroje, składające się z tenisówek, prostych spodni oraz koszul. Każda część
ich odzieży była w tym samym białym kolorze, tak jak niemal wszystko inne, co
widywali na co dzień. Białe były ściany, sufity oraz podłogi większości
pomieszczeń, w jakich przyszło spędzać im życie, białe były stroje zajmujących
się nimi opiekunów, białe były meble i pościel. Tak, jakby wszystko w tym
miejscu zostało wyprane z wszelkich kolorów.