Ariana | Blogger | X X

wtorek, 26 lipca 2016

Zmiany

Witajcie, moi drodzy czytelnicy! Nie wiem, czy już to zauważyliście, ale wprowadziłam na blogu pewne zmiany. 
Po pierwsze wreszcie zaktualizowałam zakładki "O blogu i autorce" oraz "Postacie". Pewnie jeszcze będę coś tam dopisywać, ale teraz przynajmniej znajdziecie więcej informacji o postaciach z DiaLovers (i o mnie, teehee~), a niedziałające linki zostały zastąpione nowymi.
Po drugie, utworzyłam zakładkę "Wstrzymane/Porzucone", do której poprzenosiłam niekontynuowane od dłuższego czasu historie.
I po trzecie, dodałam jeszcze jedną nową zakładkę, czyli "Reklamy".  Możecie tam do woli reklamować swoje własne lub po prostu lubiane blogi. Myślę, że tak będzie dla wszystkich wygodniej, ponieważ linki do blogów wklejane pod różnymi postami mogą się czasami najzwyczajniej zgubić. A teraz macie specjalnie przeznaczone do tego miejsce. ^^
Jeśli macie dla mnie jakieś uwagi, prośby lub pomysły dotyczące zmian na blogu, to podzielcie się nimi w komentarzu lub w prywatnej wiadomości ;3

niedziela, 24 lipca 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 39

Ha! Udało mi się wywiązać z tego, o czym mówiłam w ostatnim poście i wstawiam nowy rozdział DL przed końcem weekendu! :3
Tym razem bez zbędnego przedłużania życzę wszystkim miłego czytania i czekam na szczere opinie. ^^



Dwa serca

 Do rezydencji wróciłam taksówką. Tak było szybciej, a mi, szczerze mówiąc, nie uśmiechał się samotny spacer, gdy na dworze robiło się już ciemno i w dodatku zbierało się na deszcz. Zamykając za sobą drzwi wejściowe miałam nadzieję, że nikt nie zwrócił większej uwagi na moją chwilową nieobecność. W mroku spowijającym jeden z bocznych korytarzy dostrzegłam sylwetkę służącego. Podeszłam więc do niego i wręczyłam mu papierową torbę z logo kawiarni.
- Czy mógłby pan przekazać to Kanato?
 Mężczyzna jedynie w milczeniu skłonił głowę i oddalił się cicho niczym duch. Odprowadziłam go wzrokiem. Niejednokrotnie zastanawiałam się, dlaczego wszyscy służący tej rodziny zachowywali się w taki sposób. Zawsze milczeli i naprawdę zachowywali się jak duchy pozbawione własnej woli. Bardzo łatwo można było zapomnieć o ich obecności. Czy to bracia Sakamaki tak ich wyszkolili? A może ich rodzice? Albo rzeczywiście byli duchami? Sama nie wiedziałam, co gorsze. Była to kolejna zagadka do już dość sporej kolekcji.
 Nie czekając dłużej aż natknę się na jakiegoś ciekawskiego wampira, udałam się do swojego pokoju. Zapaliłam w nim światło, zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na drzwiach szafy... i zamarłam. W pierwszej chwili pomyślałam, że może się przewidziałam. Lecz szczęście najwyraźniej przestało mi już sprzyjać. Bardzo powoli obróciłam się w stronę stojącego za mną biurka. Na krześle przy nim siedział Ayato. Na jego brzuchu leżał podręcznik oraz zeszyt, a stopy w sportowych butach opierał na krawędzi blatu, tuż obok mojego stosu książek poświęconych istotom nadnaturalnym. Przełknęłam ciężko ślinę. Niemal widziałam ciemną aurę, która się z niego unosiła.
- Hej...? - przywitałam się nieśmiało. - Co tu robisz?
Opuścił nogi na podłogę i odłożył trzymane na brzuchu przedmioty na biurko. Wciąż jednak na mnie nie patrzył.
- Podobno miałaś mi dzisiaj udzielać korepetycji.
Miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło.
Już po mnie.
- Masz rację. Całkiem o tym zapomniałam... - wybąkałam. - Przepraszam. Ale możemy zacząć nawet teraz!
Nawet nie zdążyłam zauważyć, kiedy się poruszył. W jednej sekundzie siedział na krześle. W następnej stał już przede mną. Odruchowo zrobiłam krok w tył.
- Gdzie byłaś?
Miałam wrażenie, że spojrzenie zielonych oczu przewierca mnie na wylot.
- W kawiarni - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Sama?
Zacisnęłam zęby.
- Ta...
Nie zdążyłam nawet dokończyć tego jednego słowa. Wystarczył mu zaledwie ułamek sekundy, żeby przyprzeć mnie do ściany. Wciągnęłam gwałtownie powietrze zaskoczona nagłym zderzeniem plecami ze ścianą.
- Nie próbuj mnie okłamywać - ostrzegł lodowatym tonem.
- Ja nie...
Zacisnął palce na moich nadgarstkach, przyszpilając je do ściany nad moją głową.
- Z kim się spotkałaś?
 Nie byłam w stanie kłamać patrząc mu w oczy. Spuściłam wzrok. Czułam się winna z tego powodu, że spotkałam się z Rukim za jego plecami, ale przecież gdybym powiedziała mu wcześniej o swoich zamiarach, na pewno by mnie nie puścił.
- Z kim? - powtórzył niecierpliwie pytanie.
- Z... Rukim - wyszeptałam, spuszczając głowę.
Uścisk na moich przegubach wcale nie zelżał, tylko jeszcze się wzmocnił. Skrzywiłam się.
- Po co?
- Musiałam z nim porozmawiać.
- Musiałaś? - prychnął. Tym razem w jego głosie wyczułam kpinę. - Mam ci przypomnieć jak ostatnim razem zakończyło się to twoje samotne włóczenie?
- Nie musisz - odparłam, zaciskając uwięzione dłonie w pięści. - Doskonale to pamiętam.
- A jednak tam poszłaś - wytknął mi. - Sama.
- Zgadza się, bo Ruki coś o mnie wie. I w przeciwieństwie do was odpowiada na moje pytania!
Po twarzy wampira przemknął grymas.
- I może jeszcze robi to za darmo, z dobroci serca?
Poruszyłam się nerwowo, próbując uwolnić ręce.
- Puść mnie.
Nie posłuchał.
- Czego chce w zamian?
- Puść mnie!
Uwolnił moje nadgarstki, ale zamiast tego ujął palcami mój podbródek i uniósł go, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia na niego.
- Odpowiedz - zażądał.
Wiedziałam, że nie wygram. Komuś innemu mogłabym wcisnąć jakąś wymówkę lub półprawdę, ale nie jemu. Był za bardzo uparty. Nie widziałam sensu w dalszym kłamaniu. Westchnęłam, poddając się.
- Mam do nich przyjść.
Ayato spojrzał na mnie w taki sposób, że równie dobrze temperatura w pokoju mogła spaść o kilka stopni.
- Chyba nie zamierzasz tego zrobić?
Milczałam.
- Nie możesz być aż tak naiwna! - podniósł głos pierwszy raz odkąd weszłam do pokoju. - Naprawdę chcesz lecieć do nich po tym, jak załatwili cię ostatnim razem?!
- To był Richter! A poza tym, jeśli to jedyny sposób, żebym mogła poznać prawdę o samej sobie...
- A jeśli coś ci zrobią?
- To przynajmniej będziecie wiedzieli, gdzie mnie szukać.
Odpowiedział dopiero po kilku sekundach.
- Skąd wiesz, że ktoś z nas będzie chciał cię szukać?
Uniosłam kąciki ust w smutnym uśmiechu.
- Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu w dość pokrętny sposób chyba zależy wam na moim życiu.

 Natsuki miała rację. W jakiś pokrętny sposób zależało mu na jej życiu. I jego braciom również. Oczywiście, początkowo to sam ojciec ostrzegł ich, że nie mogą jej zabić. Ale z czasem przekształciło się to nie tylko w fakt, że z własnej woli nie chcieli jej zabić, ale także woleli chronić jej życie. Ayato w szczególności. Choć sam tego nie rozumiał. Nie chciał jednak, by ktoś inny chociażby tknął ją palcem.
- Prosisz się o karę - oznajmił, zahaczając palcami o kołnierz jej swetra.
- Słucham?! - zawołała. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem w niebieskich oczach.
- Myślałaś, że po prostu ci to daruję? Weź odpowiedzialności za swoje głupie czyny.
 Elastyczny materiał odsunął się bez większego problemu, odsłaniając obojczyk dziewczyny.
- Co tak właściwie zamierzasz? - spytała zadziwiająco spokojnie. Spróbowała się uwolnić, ale bez przekonania. Wyglądała tak, jakby wiedziała co ją czeka.
- Już mówiłem. Zasługujesz na karę.
 Pochylił się nad jej odsłoniętym obojczykiem i wbił kły w delikatną skórę. Natsuki wydała z siebie stłumiony okrzyk bólu, a tymczasem usta Ayato wypełniła niesamowita, jedyna w swoim rodzaju krew. Przywodziła mu na myśl narkotyk lub wyjątkowo smaczne danie, którym mógłby się rozkoszować bez końca. Wreszcie, po kilku wspaniałych łykach, odsunął się odrobinę.
- Ayato? - wymamrotała lekko drżącym głosem Natsuki. - Czy moja krew smakuje jakoś... inaczej?
- Inaczej?
 Ponownie przyłożył usta do jej skóry. Czuł szalejący pod nią puls. A gdy przesunął po niej językiem, aby zlizać cieniutkie strużki krwi wypływające z ran pozostawionych przez jego zęby, dziewczyna zadrżała.
- Nie. Smakuje jak zwykle.
Jak krew tamtej kobiety.
- O-okay, dzięki.
- Czemu pytasz? - Spojrzał z zaciekawieniem na jej twarz.
Wzruszyła ramionami.
- Tak tylko. Z ciekawości.
- Z ciekawości?
Skinęła głową.
 Przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem i żadne z nich się nie poruszało. Potem Ayato przysunął się jeszcze bliżej i swoimi wargami nakrył jej drobne, miękkie usta. Natsuki nie zaprotestowała. Zamknęła oczy, dając mu nieme przyzwolenie. On natomiast wykorzystał to z aż dziwną dla siebie gorliwością. Jej usta wciąż delikatnie smakowały kawą, co mieszało się z wyraźnym posmakiem krwi na jego języku. Jednakże ani jej, ani jemu nie wydawało się to przeszkadzać.
 Ayato derwał się od Natsuki, kiedy musiała zaczerpnąć powietrza. Słyszał jej ciężki oddech i dudnienie serca. Widział błysk w niebieskich oczach i rumieńce na policzkach. Czuł ciepło skóry po wsunięciu dłoni pod jej sweter. Uśmiechnął się. Podobały mu się te reakcje. A tym bardziej, że to on był ich przyczyną.
 Przesunął palcami wzdłuż krawędzi jej spodni, następnie po brzuchu i wyżej, aż dotknął dolnych żeber. Natsuki ponownie zadrżała i wczepiła dłonie w jego bluzę, tym samym poszerzając uśmiech na jego twarzy. Zapewne gdyby jego serce funkcjonowało według ludzkich standardów, w tej chwili również przyspieszyłoby swoją pracę. Nawet gdyby musiał, nie byłby w stanie opisać własnych uczuć. Wiedział jedynie, że sprawiało mu to zaskakującą radość i nie chciał, aby za szybko się skończyło. Tak więc pocałowali się raz jeszcze. I znowu...

 To było... intensywne. Opierałam głowę na ramieniu Ayato, próbując uspokoić swój oddech oraz puls. Wampir zachichotał, trzymając dłonie na moich plecach.
- Czyżbyś się czymś zmęczyła?
 W odpowiedzi szturchnęłam go w klatkę piersiową. Ta... zmiana tematu, że tak to określę, była dość niespodziewana, ale... Co tu ukrywać? Nie miałam w tej sprawie powodów do narzekania. Myślałam, że może chociaż po tym wszystkim Ayato nie wróci do poprzedniego wątku i nie będzie już więcej próbował odwodzić mnie od planu złożenia wizyty Rukiemu i jego braciom.
 Dałam sobie jeszcze kilka sekund, po czym odsunęłam się od niego.
- No dobra. Wspominałeś coś o jakichś korepetycjach?
Popatrzył na mnie z takim niedowierzaniem, jakbym palnęła największą głupotę, jaką ostatnio usłyszał.
- Ty tak na serio? Zamierzasz teraz do tego wracać?
- Oczywiście. Skoro już przyniosłeś swoje rzeczy i nie mogłeś się wprost doczekać, żeby porozwiązywać ze mną równania... - Postukałam paznokciami w okładkę jego notatnika i z szuflady biurka wyjęłam własny. - Więc jak mogłabym ci odmówić?
Uniósł brwi, ale nie ruszył się z miejsca.
- Och, no już. - Klasnęłam w dłonie, zgarnęłam wszystkie potrzebne rzeczy i rozłożyłam je na swoim pościelonym łóżku. - Gdzie twój zapał?
Pokręcił głową, kiedy poklepałam miejsce obok siebie. Zajął je po chwili bez wyraźnych objawów entuzjazmu.
- Zaczniemy od czegoś prostego - powiedziałam wydzierając pojedynczą kartkę ze swojego zeszytu. Przepisałam na nią równanie z podręcznika i podsunęłam Ayato.
- Po co tak właściwie mam to robić?
- Bo chyba nie chcesz oblać, prawda?
- A nawet jeśli bym oblał... To co? - Oparł się o leżące za nami poduszki.
- Cóż... Nie byłbyś wtedy we wszystkim najlepszy, wasza wysokość. - Uśmiechnęłam się złośliwie, mając nadzieję, że tarfię tym w jego czuły punkt. Nie pomyliłam się.
Ayato zmrużył oczy i w skupieniu zaczął rozwiązywać zadanie.

 Następny ranek postanowiłam zacząć od odświeżającego prysznica. Tak też zrobiłam i dzięki temu od razu poczułam się lepiej po nieprzespanej nocy. Jakoś nie potrafiłam zmrużyć oka, gdyż mój umysł wciąż uparcie wracał do rozmowy z Rukim.
 Stłumiłam ziewnięcie i odłożyłam szczotkę na półkę zawieszoną obok dużego lustra. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Na bladej skórze twarzy wyraźnie odcinały się ciemne cienie pod oczami.
Zmęczona?
Kobiecy głos rozległ się bezpośrednio w mojej głowie. W tej samej chwili moje odbicie w lustrze zostało zastąpione wizerunkiem Cordelii. Westchnęłam ciężko, pocierając dłonią czoło.
- Będę musiała wziąć leki przeciwbólowe...
Chcesz mnie zagłuszyć jakimiś tabletkami?
- I napić się pożądnej, mocnej kawy... - Zajrzałam prosto w zielone oczy obserwujące mnie ze szklanej powierzchni. - Tak, taki mam właśnie plan.
Krwistoczerwone usta rozciągnęły się w uśmiechu, a w mojej głowie rozbrzmiał drwiący śmiech.
Naprawdę wciąż liczysz na to, że ze mną wygrasz?
- Och, zamknij się, stara wiedźmo! - warknęłam.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?
 Odwróciłam się w stronę wanny, z której poza kolejnym głosem dobiegł plusk wody. Shu rozłożył się w niej jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Oczywiście, w ubraniu. I słuchawkach.
- Rozmawiam sobie z lustrem - odparłam, dla pewności ponownie w nie zerkając. Ujrzałam jedynie własną twarz. - No wiesz, "lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?" i takie tam. Zresztą, mogę zadać ci to samo pytanie.
Wampir przymknął oczy i oparł łokcie na krawędziach wanny.
- A nie widać?
Wzniosłam oczy ku górze. Nawet nie było sensu zaczynać dyskusji.
- Jak tam twoje małe śledztwo? - zapytał tym samym co zwykle, znudzonym tonem.
W pierwszej chwili spięłam się na te słowa, ale szybko się opamiętałam.
- A wiesz, że zaskakująco dobrze?
- I pewnie znasz już odpowiedzi na dręczące cię pytania?
- Na większość.
- Nie sądzę, by któryś z nas wymiękł, więc ciekawi mnie skąd je wzięłaś.
- Ze sprawdzonego źródła - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Czyżby?
- Jak się domyślam ani ty, ani twoi bracia wciąż nie chcecie mi nic powiedzieć, więc muszę sobie jakoś radzić. - Po oznajmieniu tego wyszłam z łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
 Bolesne pulsowanie, które odczuwałam już od przebudzenia jeszcze się wzmogło. Przełknęłam nerwowo ślinę, starając pozbyć się ogarniających mnie mdłości. Podłoga pod moimi stopami zdawała się niebezpieczne chwiać, a ściany korytarza przechylać to na jedną, to na drugą stronę. Przystanęłam i oparłszy się o tę bliżej siebie, zaczerpnęłam kilka głębokich wdechów.
Boli, prawda? Dlaczego wciąż walczysz? Nie łatwiej byłoby się poddać?
- "Łatwiej" nie znaczy "lepiej" - wymamrotałam. - I już mówiłam, że nie oddam ci swojego ciała.
Uparta z ciebie dziewucha. A jeśli powiedziałabym, że jest to kluczem do znalezienia tej twojej upragnionej prawdy?
Zawahałam się.
- Kłamiesz.
Cordelia westchnęła w moim umyśle.
Skoro tak uważasz. Jeszcze się przekonamy, kto wygra. Żebyś tylko później nie żałowała swoich decyzji.
Zacisnęłam palce na krzyżyku zawieszonym na mojej szyi.
- Nie mam takiego zamiaru.
Nie wiedziałam, czy tak właściwie zapewniałam ją czy samą siebie.

sobota, 23 lipca 2016

Omedetou, Farmerze!

Tak, tak, już po tytule można się domyślić, o co chodzi, ale i tak pozwolę to sobie wyjaśnić. Dziś, 23 lipca swoje urodziny obchodzi Yuma Mukami!


Yuma to postać, która zarobiła sobie u mnie kilka dodatkowych punktów dzięki swojemu głosowi. Wszystko dlatego, ponieważ jego aktor głosowy jest wokalistą jednego z moich ulubionych japońskich zespołów! ^^
Ale trzeba też przyznać, że to taki bohater, który nie jest taki zły na jakiego wygląda, prawda?


Oczywiście możecie dzielić się także własnymi opiniami na jego temat. Ja chciałam jeszcze tylko poinformować, że 39 rozdział DiaLovers jest w trakcie pisania i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to wstawię go jeszcze przed końcem tego weekendu ;3
A tymczasem - wszystkiego najlepszego, Yuma!



piątek, 15 lipca 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 38

Na wstępie, jak zwykle, dziękuję wszystkim za odwiedziny na blogu i pozostawienie komentarzy. Pamiętajcie, żeby tym razem również podzielić się ze mną szczerym opiniami na temat tego nowego rozdziału. Bardzo mi na nich zależy. Och, możecie też dać znać, co chcielibyście przeczytać w najbliższym czasie (poza DL oraz NT) - czy któreś z opowiadań już publikowanych na blogu, czy może macie ochotę na coś nowego. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej lektury! ^^


Serce Ewy

 Po otworzeniu oczu zdałam sobie sprawę, że leżałam w łóżku sama. Miejsce obok mnie było puste, a prześcieradło - chłodne. Poczułam lekki zawód, więc przycisnęłam twarz do poduszki, na której wciąż mogłam wyczuć delikatny ślad zapachu Ayato. W książkach, które czytałam, narratorzy często dokładnie opisywali zapachy bohaterów. Przyrównywali je często do zapachu jedzenia lub tym podobnych. Ja tak nie potrafiłam. Ayato pachniał po prostu... sobą.
Och, mogłabym się założyć, że moja twarz zarumieniła się od tych moich przemyśleń.
 Zawstydzona, czym prędzej wygramoliłam się z łóżka. Rozsunęłam zasłony, wpuszczając do pokoju światło słońca tkwiącego już dość wysoko na niebie i spojrzałam na zegar. Było już po dziewiątej. Westchnęłam. Od mojego przybycia do domu rodziny Sakamaki minęło już kilka miesięcy, ale wciąż nie potrafiłam przyzwyczaić się do ich trybu życia.
 W ciągu dni szkolnych plan dnia był w miarę regularny, więc można się było jakoś przystosować. Lekcje rozpoczynały się najczęściej około godziny szesnastej lub siedemnastej, a kończyły po dwudziestej drugiej lub później. Po powrocie do domu, mniej więcej o północy odbywała się kolacja. Co najmniej raz w tygodniu wszyscy zasiadali do niej wspólnie, co i tak było już sukcesem, ponieważ na samym początku zdarzało się to raz w miesiącu. Następnie w zależności od nastrojów spędzaliśmy czas wspólnie (oczywiście bez kłótni się nie obywało) lub indywidualnie. A od tego zależały również pory mojego snu.
 W weekend natomiast zazwyczaj każdy robił to, co chciał, jak chciał i kiedy chciał. Dlatego zaczynałam się martwić, że mój zegar biologiczny niedługo całkowicie się rozreguluje.
 Moją uwagę przyciągnął telefon komórkowy leżący na szafce nocnej. Dioda w lewym górnym rogu wyświetlacza mrugała, dopominając się o podłączenie urządzenia do ładowania. Dopiero po umieszczeniu ładowarki w kontakcie dostrzegłam wyświetlającą się na ekranie informację o nieodczytanej wiadomości. Otworzyłam ją więc i prześledziłam wzrokiem tekst, jak zwykle ignorując towarzyszące mu emotikony. Było to tylko jedno, krótkie zdanie. Sugerowało to, że reszty można się najzwyczajniej domyślić.

"Ruki chciał twój numer, Kociaku".

 Nie musiałam zbytnio się nad tym zastanawiać, żeby domyśleć się, iż skoro go chciał, to znaczy, że go dostał. Fajnie było wiedzieć, że moje dane kontaktowe znajdowały się w obiegu. Prywatność, huh?
 Jak na zawołanie komórka zaczęła wibrować w mojej dłoni. Połączenie przychodzące. Nieznany numer. Oczywiście.
- Halo?
- Nie sądziłem, że tak szybko odbierzesz.
- Nie sądziłam, że tak szybko zadzwonisz - odparłam.
Chwila ciszy.
- Więc?
- Co "więc"? - zdziwiłam się. - To ty do mnie zadzwoniłeś.
- Myślałem, że może zmieniłaś zdanie.
- W takim razie byłeś w błędzie.
- Na to wygląda.
- Więc? - Tym razem to ja zadałam to pytanie. O ile można nazwać je pytaniem.
- Bądź o szesnastej w kawiarni "Cynamon" w centrum.
Rozłączył się, nie dając mi nawet czasu na odpowiedź.
Po chwili wahania postanowiłam po raz kolejny spróbować dodzwonić się do pewnej osoby. Z króciutkiej listy kontaktów wybrałam doskonale znany numer. Wstrzymałam oddech czekając na połączenie. Ale nikt nie odebrał. Znowu.
Wbiłam pełne goryczy spojrzenie w ciemny ekran.
- Czy ja cię jeszcze w ogóle obchodzę?
Jak można się domyślić, nie doczekałam się odpowiedzi.

 Miałam szczęście, że był to dzień wolny. Dzięki temu, istniała nadzieja, że nie będę musiała nikomu tłumaczyć się ze swojego wyjścia, bo po prostu nikt mnie nie zauważy. Jak już wcześniej wspominałam, czas wolny każdy z wampirów wolał spędzać na swój własny sposób. Musiałam jednakże odwołać trening z Subaru. Co prawda, nie robiłam jakichś oszałamiających postępów z zakresu samoobrony, ale lubiłam te ćwiczenia w towarzystwie najmłodszego z braci. Mogłam wtedy spokojnie z nim porozmawiać, a on zawsze wydawał się trzymać moją stronę. Poza tym, dzięki niemu poprawiłam swoją koordynację ruchową oraz opanowałam kilka podstawowych ruchów. Chociaż znając życie, a także powołując się na własne doświadczenie, byłam niemal pewna iż i tak nie miałabym szans w starciu z wampirem. Co najwyżej mogłabym grać na czas. Chyba, że moim przeciwnikiem byłby człowiek... Wtedy może coś by z tego wyszło.
 Pozostały czas do spotkania z Rukim starałam się spędzić jak najmniej podejrzliwie. Robiłam więc to, co zwykle. Czytałam, brzdąkałam na gitarze, trochę się pouczyłam. Pierwszy problem pojawił się jednak jakieś pół godziny przed planowanym wyjściem z domu. Typowy, damski problem. W co, tak właściwie, powinnam się ubrać?
Po chwili bezmyślnego wpatrywania się w zawartość szafy stwierdziłam w końcu, że nie wybierałam się przecież na żadną randkę ani nic w tym stylu. Postawiłam zatem na wygodę - zwyczajne, jasne dżinsy oraz granatowy sweter. Niestety pomimo tego, że wiosna zbliżała się wielkimi krokami na zewnątrz wciąż panował chłód. A dodatkowo grube ubrania z długimi nogawkami i rękawami zawsze wchodzą w drogę wampirzym zapędom, co jest ich kolejnym plusem.
 Rozwiązawszy problem z ubiorem zgarnęłam jeszcze do kieszeni kurtki rzeczy, które uznałam za potrzebne podczas wypadu na miasto, po czym ostrożnie wychynęłam na korytarz. Nikogo w nim nie zauważyłam. Odetchnęłam z ulgą, zamykając za sobą drzwi. Następnie czym prędzej czmychnęłam na schody prowadzące do głównego holu. Zbiegłam po nich w rekordowym tempie i już miałam radośnie rzucić się w kierunku drzwi... kiedy na mojej drodze stanął Kanato. Zatrzymałam się gwałtownie kilka kroków przed nim.
 Pojawił się znikąd, ze swoim ukochanym misiem w ramionach. Przypatrywał mi się z zaciekawieniem zza szkieł okularów, przechylając głowę na bok. Luźny sweter zsuwał mu się z jednego ramienia.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał.
- Do miasta...?
- Sama?
- No, tak jakby...
- Po co?
To wygląda jak przesłuchanie...
- Żeby spotkać się ze znajomym ze szkoły. - Przynajmniej była to prawda.
- Ze znajomym, huh? - Przekrzywił głowę jeszcze bardziej. Oparł podbródek na głowie pluszowej zabawki. - A gdzie macie się spotkać?
Do czego zmierzasz?
Doszłam do wniosku, że nie ma sensu robić z tego aż tak wielkiej tajemnicy. A gdyby coś się stało (tfu!), to przynajmniej ktoś wiedziałby, gdzie mnie szukać. O ile nie znudziło się im jeszcze przychodzenie mi z odsieczą.
- W "Cynamonie".
- Pozostali mogą nie być z tego powodu zadowoleni - stwierdził oczywisty fakt. Gdyby było inaczej, to nie musiałabym się wymykać.
Uśmiechnęłam się niepewnie.
- Ale nie muszą o tym wiedzieć, prawda?
Wampir poprawił okulary, parodiując gest jaki wykonywał przy tym Reiji.
- Czekoladowe babeczki z budyniem. Jeden z ich lepszych wytworów.
Uśmiechnęłam się, tym razem szerzej i zasalutowałam mu.
- Załatwione!
- Interesy z tobą są naprawdę ciekawe. Może powinienem robić tak częściej...?
Zaśmiałam się i minąwszy go, ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Wybacz, ale się spieszę! I mam nadzieję, że dotrzymasz swojej części umowy! - zawołałam na odchodnym, zerkając przez ramię. Na twarzy Kanato pojawił się nieznaczny uśmieszek.

 Rozmowa z Kanato zajęła mi jednak trochę czasu, a później musiałam jeszcze odnaleźć tę kawiarnię, w której nigdy nie byłam. Skończyło się tym, że co prawda dotarłam na miejsce punktualnie, ale cała zdyszana. Przygładziłam rozwiane przez wiatr włosy i weszłam do środka. Już od progu przywitało mnie przyjemne ciepło oraz cudowny aromat kawy. Momentalnie się rozluźniłam.
 Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kawiarnia była niewielka, ale całkiem przytulna. Wszystkie meble wykonane były z ciemnego drewna, a z sufitu zwieszały się staromodne żyrandole rozświetlające wnętrze złotym blaskiem. Ruki już siedział przy stoliku na samym końcu pomieszczenia. Opierał policzek na dłoni, pogrążony w lekturze leżącej przed nim książki. Ciemne kosmyki włosów opadały mu na oczy, ale nie wydawało się, żeby szczególnie mu to przeszkadzało. Podniósł wzrok dopiero, gdy stanęłam przy stoliku.
- Prawie się spóźniłaś - oznajmił na wstępie.
- Nieprawda! - zaprzeczyłam odruchowo, lecz spojrzałam dla pewności na wyświetlacz telefonu. - Dopiero teraz wybiła szesnasta.
- Dlatego powiedziałem, że prawie się spóźniłaś. A najprawdopodobniej spóźniłabyś się, gdybyś nie biegła.
- A niby skąd wiesz, że biegłam?
- Widzę twoje zarumienione policzki i słyszę nierówny oddech. - No cóż... Fakt. - Raczej nie zareagowałaś tak na mój widok.
Słucham?!
Spiorunowałam go wzrokiem, ale to zignorował. Wskazał na wolne krzesło przy stoliku.
- Usiądź.
Tak też zrobiłam po wcześniejszym zdjęciu kurtki i przewieszeniu jej przez oparcie mebla. Chłopak w tym czasie zamknął swoją książkę i odłożył ją na bok.
- Co czytałeś? - spytałam.
- Nic szczególnego - odrzekł wymijająco. Przeniósł wzrok na kelnerkę, która właśnie podeszła do naszego stolika. - Napijesz się czegoś?
Skoro już tu jestem...
- Poproszę latte.
Ruki natomiast zamówił dla siebie zwykłą, białą kawę. Kelnerka uśmiechnęła się uprzejmie i odeszła. Odprowadziłam ją wzrokiem, po czym wbiłam wzrok w chłopaka.
- Więc? - ponagliłam go, pochylając się w jego stronę.
- Aleś ty niecierpliwa - westchnął, opierając podbródek na dłoni zwiniętej w pięść. - Przecież nigdzie się nie spieszymy, prawda? Poczekajmy na nasze kawy.
Czekałam na taką chwilę jak ta już od kilku miesięcy. Chyba mogłam poczekać jeszcze chwilę. Odetchnęłam, odchyliłam się na oparcie i skinęłam głową.
- Dobrze.
Ruki zapatrzył się w okno wychodzące na ulicę. Tym samym zapadła cisza zakłócana jedynie przez cichą melodię sączącą się z głośników umieszczonych pod sufitem oraz dźwięki towarzyszące przygotowywaniu kawy. Przerwał ją dopiero powrót kelnerki z naszymi zamówieniami. Kiedy wróciła do swojej pracy, Ruki zamieszał zawartość swojej filiżanki. Obserwowałam go z wyczekiwaniem. Wreszcie odłożył łyżeczkę na porcelanowy talerzyk.
- Od czego powinienem zacząć?
- Najlepiej od początku.
Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.
- Tak właściwie, to w ogóle nie powinienem ci o tym mówić.
- Czy to naprawdę jest aż taka tajemnica?
- Niekoniecznie. - Uniósł filiżankę do ust. - Po prostu im mniej osób o tym wie, tym lepiej.
- Ale przecież odgrywam w tym... - machnęłam dłonią, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa - czymś dość ważną rolę, tak? A przynajmniej mam takie wrażenie przez to, co się dzieje.
- Po części masz rację. - Odstawił naczynie i splótł palce na blacie przed sobą. - Odgrywasz najważniejszą rolę.
- Och, to fajnie wiedzieć - mruknęłam. Skosztowałam swojego latte. Następnie dosypałam trochę cukru i ponownie się napiłam.
Od razu lepiej.
Słodka kawa podziałała na mnie relaksująco. Objęłam palcami wysoką szklankę.
- Proszę, Ruki. Wygląda na to, że tylko ty możesz odpowiedzieć mi chociaż na część moich pytań.
Odwrócił wzrok. Rozplótł dłonie i zaczął rytmicznie postukiwać opuszkami palców w brzeg filiżanki.
- Mówiąc w skrócie, jesteś Ewą.
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwolił mi dojść do głosu.
- Nie chodzi tu o to, że tak brzmi twoje imię. Ty po prostu pełnisz rolę Ewy.
- Czy...
- Nie przerywaj mi - ostrzegł, wciąż na mnie nie patrząc.
Zgarbiłam się niczym zganione dziecko.
- Przepraszam...
- Twoim zadaniem jako Ewy jest wybranie oraz przebudzenie Adama.
Korciło mnie, żeby zadać mu pytanie, ale cierpliwie czekałam na kontynuację jego wypowiedzi. Wyglądało to tak, jakby starannie selekcjonował informacje. Czyli jednak nie mówił mi wszystkiego.
- A raczej taką moc ma twoja krew. Wampir, który po jej wypiciu zostanie wskazany, osiągnie niezwykłą moc i stanie się na tyle potężny, by rządzić światem - ciągnął monotonnym głosem, wodząc palcem wskazującym po krawędzi filiżanki. - Lecz najpierw ty sama musisz się przebudzić.
Słuchałam go w całkowitym osłupieniu i nie potrafiłam uwierzyć w to, co mówił.
- Ale... Dlaczego? - wydukałam. - Przecież jestem tylko...
- Zwykłą dziewczyną? - dokończył za mnie i wreszcie odwzajemnił moje spojrzenie. - To nie jest prawda. I wiesz o tym. Serce, które bije w twojej piersi nie należy do ciebie, prawda?
Odruchowo uniosłam dłoń. Musnęłam palcami materiał swetra na wysokości klatki piersiowej oraz blizny, która została mi po dwukrotnym wbiciu w nią sztyletu.
- Tak - przyznałam. - Zgadza się. Już dość dawno miałam przeszczep, ale... Skąd o tym wiesz?
Ciemnowłosy zignorował moje pytanie.
- To serce córki Króla Demonów. To ono daje ci moc Ewy. Lub to ono cię nią czyni. Jak kto woli.
Otworzyłam usta, lecz zaraz na powrót je zamknęłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wypiłam resztkę chłodnej już kawy.
- I to wszystko... To prawda?
Ruki zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie widzę sensu w tym, że miałbym marnować swój czas i opowiadać ci wyssane z palca bzdury.
Rzeczywiście. Raczej nie wyglądał na tego typu osobę.
- Więc... - Zmarszczyłam brwi. - Wy wszyscy robicie to wszystko, żebym wybrała któregoś z was na Adama?
Och, mój Boże. Przez te rewelacje mój zasób słownictwa gwałtownie się skurczył.
- Można tak powiedzieć.
- Bracia Sakamaki też?
- Prawdopodobnie. Nie jestem pewien. Sama ich o to zapytaj.
Gdyby jeszcze zechcieli odpowiedzieć...
Przygryzłam dolną wargę.
- Ale ja nie wiem, jak to zrobić. Nie wiem, jak mam się przebudzić. I czy muszę to robić?
Ruki zacisnął usta w wąską linię.
- Takie jest twoje zadanie.
- A kto mi je zlecił? Dlaczego właśnie mi? Kto za tym wszystkim stoi?
- Nie wiem wszystkiego i ty też nie musisz. - Odsunął od siebie pustą filiżankę. Gestem przywołał kelnerkę, aby jej zapłacić. Kiedy odeszła, ponownie skupił uwagę na mnie. - Już i tak powiedziałem zbyt wiele.
- Ruki...
Wstał ze swojego krzesła i założył ciemny płaszcz.
- Pamiętaj o zapłacie.
Nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam.
- Za kawę?
Spojrzenie, jakie posłał mi chłopak sugerowało, że to pytanie było idiotyczne.
- Nie. To mnie nie obchodzi. Mam na myśli zapłatę za udzielone ci informacje.
Poczułam nagłą suchość w ustach.
- Czego oczekujesz? - Miałam nadzieję, że mój głos nie zadrżał, choć nie byłam tego taka pewna.
- Tego, że przyjdziesz do naszej rezydencji. - Podniósł swoją książkę, zasunął krzesło i posłał mi ostatnie spojrzenie. Po raz kolejny nie potrafiłam odczytać wyrazu jego szaro-niebieskich oczu. - Tym razem z własnej woli.
- Zaczekaj, proszę!
Nie posłuchał.
- Później się z tobą skontaktuję - rzekł tylko i opuścił kawiarnię.
Zostałam sama.
 Otrzymałam część informacji, których pragnęłam. Ale nie do końca czułam się z tym lepiej. Bo w ten sposób w moim umyśle zrodziły się nowe pytania oraz zawisł nade mną ciężar odpowiedzi na stare. Przypomniały mi się słowa Ayato, które wypowiedział zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. "Wam, ludziom zazwyczaj lepiej żyje się w błogiej nieświadomości. Prawda często was przytłacza". Całkiem możliwe, że miał rację. Ale to wcale nie oznaczało, że zamierzałam porzucić poszukiwania tejże prawdy.

środa, 6 lipca 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 37

Witam wszystkich! Jak mijają wam wakacje? Mi całkiem dobrze, więc mam nadzieję, że wam także. Jakoś ponownie wkręciłam się w pisanie, więc proszę bardzo: oto kolejny rozdział DiaLovers! Zapraszam do czytania i dzielenia się wrażeniami. Komentarze/wiadomości jak zwykle są mile widziane i już z góry za nie dziękuję ^^.


She got me gone crazy wae simjangi ttwini
Ona doprowadza mnie do szaleństwa. Dlaczego moje serce tak szybko bije?
[EXO - "Monster"; tłumaczenie pochodzi ze strony tekstowo.pl]



Wewnętrzne rozdarcie 

Chłopak pochylił się nad swoją ławką, tym samym skracając nieco dzielący nas dystans. Podparł podbródek na dłoni.
- Teraz?
Skinęłam głową.
- Najlepiej by było.
- Tutaj?
Zerknął znacząco w bok. Powędrowałam za jego spojrzeniem. Pozostałe osoby obecne w sali wciąż otwarcie się na nas gapiły. W dodatku, zaczęły coś szeptać między sobą. Posłałam w ich stronę lekki uśmiech, co wywołało rozbawienie u Rukiego.
- Może jednak powinniśmy poszukać bardziej ustronnego miejsca. - Dopiero poniewczasie ugryzłam się w język. Moja wypowiedź pewnie musiała zabrzmieć dwuznacznie. W końcu zboczeńców w tej szkole nie brakowało... - Żeby w spokoju porozmawiać - dodałam szybko, z naciskiem na ostatnie słowo. Nie miałam pojęcia, czy wyjaśniło to ewentualne nieporozumienie, czy też może wręcz odwrotnie. Nie był to jednak czas na przejmowanie się takimi głupotami.
Ruki wstał z krzesła i oboje wyszliśmy na korytarz.
- W takim razie, co powiesz na dach? - zaproponował. Wydawało mi się, że w jego wzroku dostrzegłam wyzwanie.
 Mimowolnie przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia, które rozegrały się w tamtym miejscu. Potarłam ramiona, żeby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, które towarzyszyło temu wspomnieniu. Na pewno był w stanie zrobić coś takiego jeszcze raz. Postanowiłam jednak nie ukazywać strachu. Zamiast tego splotłam ramiona na piersiach i spojrzałam na niego buntowniczo.
- Może być.
 Ciemnowłosy uniósł brwi, ale już po krótkiej chwili na jego twarzy zagościł lekko kpiący uśmieszek. Skręcił na schody prowadzące na dach i wszedłszy po nich, zatrzymał się, aby przepuścić mnie w drzwiach. Kiedy dołączył już do mnie drzwi zatrzasnęły się, odcinając mi jedyną (a przynajmniej jedyną bezpieczną) drogę ucieczki.
 Wieczorne powietrze było chłodne, ale za to niebo zaskakiwało swoją czystością. Nie było na nim prawie żadnych chmur, dzięki czemu gwiazdy były dobrze widoczne.
- To raczej nieczęsty widok w centrum miasta, co? - zapytał cicho Ruki.
- Zgadza się...
 Tak zapatrzyłam się na błyszczące na ciemnym niebie punkciki, że opamiętałam się dopiero, kiedy chłopak pstryknął palcami tuż przy mojej twarzy.
- Chciałaś porozmawiać - przypomniał mi. - A czas leci.
- Ach, racja... Przepraszam. Zagapiłam się.
- Zdążyłem zauważyć.
 Puściłam jego uwagę mimo uszu. Stanęłam przodem do niego.
- Dobrze, więc przejdźmy do sedna. Chcę żebyś odpowiedział mi na kilka pytań.
- Na jakie konkretnie?
- Ewa.
W jego oczach coś błysnęło.
- Słucham?
Podeszłam o krok bliżej.
- Dlaczego tak mnie nazywacie? O co z tym wszystkim chodzi? W jakim celu mnie porwaliście? Czego ode mnie chcecie? - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu. - Chcę, abyś mi to wyjaśnił.
Zmrużył swoje szaro-niebieskie oczy, lecz jego twarz pozostała bez wyrazu. Nie potrafiłam nic z niej wyczytać. Między nami zapadło milczenie. Myślałam już, że chłopak nie zechce jej przerwać, tylko całkowicie mnie zignoruje i sobie pójdzie. Na szczęście się myliłam.
- Nie muszę tego robić.
- Ale możesz.
- A dlaczego miałbym to zrobić?
Warknęłam pod nosem, zniecierpliwiona.
- Jasne. Nikt nie chce mi nic wyjaśnić - zaczęłam mamrotać tak naprawdę bardziej do siebie niż do niego. - Sakamaki milczą. Wy też... Wygląda na to, że jestem w centrum zainteresowania, ale jako jedyna nic nie wiem. Nawet tego, skąd wzięło się to zainteresowanie. - Podniosłam wzrok na wampira. Obserwował mnie z twarzą wypraną z emocji. - Ty wiesz najwięcej, prawda? Ale i tak nic mi nie powiesz. Bo po co? Przecież jestem tylko głupią śmiertelniczką, która...
- Ewo - przerwał mój wywód.
- O, no proszę! - obruszyłam się. - Znowu się zaczyna!
- Skończyłaś?
Odgarnęłam kosmyki włosów, które podmuch wiatru zarzucił mi na twarz. Westchnęłam.
- Tak.
- To dobrze. Powiem ci, jeśli tak bardzo tego pragniesz.
- Huh? - zamrugałam, kompletnie zbita z tropu jego odpowiedzią. Patrząc na jego wcześniejsze zachowanie myślałam, że mi odmówi. Poczułam rosnącą iskierkę nadziei. - Naprawdę?!
- Ale nie teraz. Zresztą, już i tak nie mamy czasu. - Jakby na potwierdzenie jego słów rozległ się donośny dźwięk dzwonka, przypominający o rozpoczynających się lekcjach. - Później się z tobą skontaktuję.
Wpatrywałam się w niego jak urzeczona, kiedy podchodził do drzwi.
Zgodził się! Naprawdę się zgodził!
Tak jak wcześniej przytrzymał dla mnie drzwi. Gdy go mijałam, czułam na sobie jego uważny wzrok.
- Ale pamiętaj, że wszystko ma swoją cenę - oznajmił jeszcze, zanim się rozstaliśmy. Nie dał mi jednakże szansy, abym mogła zapytać, jaką cenę miał na myśli.

 Miałam wrażenie, iż unoszę się na wodzie. Co prawda, niczego nie widziałam, ale wyraźnie czułam lekkie wznoszenie się i opadanie mojego ciała. Najdziwniejsze było to, że nie miałam nad tym żadnej kontroli. Nie mogłam nawet drgnąć, ale nie czułam się przez to zdenerwowana. Byłam całkowicie spokojna.
 Nagle wszystko ustało i pod stopami poczułam stabilny grunt. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się na niewielkiej, porośniętej trawą wysepce. Rosło na niej samotnie potężne drzewo w pełnym rozkwicie. Powietrze było wypełnione słodkim zapachem drobnych, śnieżnobiałych kwiatów. Rozejrzałam się wokół, ale poza wysepką w swoim polu widzenia nie dostrzegłam nic innego. Wokół była po prostu biel. Nic poza nią.
 Położyłam dłoń na korze drzewa. Była zadziwiająco gładka oraz ciepła w dotyku. Z uśmiechem na ustach okrążyłam roślinę, stąpając po miękkiej trawie. Ciszę przerwał delikatny dźwięk przypominający ten, jaki wydają dzwonki wietrzne. Nie dostrzegałam jednak żadnych.
- Hmm... Dziwne.
Wzruszyłam obojętnie ramionami, a wtedy dźwięk wzmógł się na chwilę, by następnie ucichnąć, ustępując miejsca męskiemu głosowi.
- Ewo.
Głos poniósł się echem. Zaraz po tym krótkim słowie ponownie rozległa się melodia dzwoneczków.
- Ewo.
 Liście drzewa zaszeleściły, chociaż nie było najlżejszego wiatru. Zdziwiona uniosłam wzrok. Dostrzegłszy źródło dźwięku cofnęłam się gwałtownie od pnia. Wśród gałęzi bowiem wiło się cielsko białego węża. Jego łuski w wielu miejscach pojedynczo lub całymi rzędami połyskiwały szkarłatem zupełnie tak, jakby plamiła je krew.
 Ciemne ślepia gada wpatrywały się we mnie, a język wysuwał co chwilę w moją stronę. Z jednej strony byłam przerażona tym widokiem, a z drugiej zafascynowana nim. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, gdy powoli zsuwał się z gałęzi.
 Dźwięk dzwonków ponownie przybrał na sile i tajemniczy głos odezwał się po raz ostatni.
- Ewo.
 Zdawało mi się, że to właśnie ów wąż do mnie przemówił.

 Usiadłam, wsuwając palce we włosy i czochrając je jakbym w ten sposób mogła pozbyć się dziwnych wizji nawiedzających mnie w snach.
- To się robi coraz bardziej pokręcone... - wymamrotałam.
- Znowu zły sen?
Drgnęłam, zaskoczona. W drzwiach mojego pokoju stał Ayato.
- Można tak powiedzieć - westchnęłam, opuszczając dłonie na kołdrę.
Wampir ziewnął, po czym podszedł do łóżka.
- Przesuń się.
- Po co?
- Nie udawaj głupiej - prychnął, machając na mnie ręką. Opierał już jedno kolano na krawędzi mebla. - Przesuń się albo sam cię przesunę.
Teraz to ja prychnęłam, ale zrobiłam mu miejsce. Od razu rozłożył się wygodnie obok mnie. Wsunął ramiona pod głowę i spojrzał na mnie kątem oka.
- Opowiedz mi o tym.
- Po co? - powtórzyłam kolejny raz. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, oparłam na nich brodę i opatuliłam się miękką kołdrą. Ayato i tak jej pewnie nie potrzebował.
Zmrużył gniewnie oczy.
- Nie sprzeciwiaj mi się i opowiadaj.
- Nie sprzeciwiam się. Tylko zapytałam... Dobra, dobra. Nie patrz tak na mnie.
Niechętnie opowiedziałam mu swój ostatni sen. Co zadziwiające, słuchał mnie w skupieniu (a przynajmniej tak mi się zdawało) i nawet ani razu mi nie przerwał.
- Ewa? - zapytał, kiedy skończyłam.
- Tak. Tak samo mówią do mnie bracia Mukami - dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Szlag. Niekoniecznie musiał to wiedzieć.
Ayato znowu zmrużył oczy.
- Co oni kombinują?
- Mnie nie pytaj.
Ja nawet nie wiem, co wy kombinujecie.
- Hej, Ayato... Dalej zamierzasz milczeć w pewnych sprawach?
Przeniósł wzrok na sufit.
- Wam, ludziom zazwyczaj lepiej żyje się w błogiej nieświadomości. Prawda często was przytłacza.
- Co nie zmienia faktu, że dobrze byłoby ją poznać...
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Czy to nie oczywiste? Chciałabym móc chociaż skontaktować się z ojcem.
Wielokrotnie próbowałam dodzwonić się na jego stary numer, ale bezskutecznie.
- Wciąż go tak nazywasz?
- Tak. - Jeszcze ciaśniej owinęłam się kołdrą. - Może nie jesteśmy spokrewnieni biologicznie, ale to jedyny ojciec jakiego kiedykolwiek miałam.
Ayato już się nie odezwał. Zrezygnowana z powodu odniesienia kolejnej klęski położyłam się plecami do niego i spróbowałam zasnąć.


***

 Ayato uniósł powieki i przetarłszy dłonią twarz, usiadł. Lewą nogę zgiął w kolanie i oparł na niej ramiona. Nie miał zamiaru zasypiać, ale musiał zdrzemnąć się na dość długą chwilę, gdyż przez zaciągnięte zasłony przedostawały się już promienie słońca. Spojrzał w bok. Zwinięta w kłębek leżała tam Natsuki. Była tak owinięta pościelą, że w tej chwili naprawdę przypominała ludzkich rozmiarów naleśnik. W milczeniu przyjrzał się jej twarzy. Długie rzęsy rzucały cienie na blade policzki, a drobne usta były nieznacznie rozchylone. Wyglądała na spokojną i rozluźnioną. Oznaczało to, że przynajmniej nie dręczyły jej żadne wizje.
 Spojrzenie zielonych oczu wampira przesunęło się wzdłuż całej sylwetki dziewczyny ukrytej pod grubym materiałem, by na końcu znów spocząć na jej twarzy. Naprawdę nie pojmował, jak dalece może sięgać jej ufność. Mogła się opierać, wykłócać, obrażać, a na końcu i tak zasypiała u jego boku, jakby czuła się najzupełniej bezpiecznie. Czy nie rozumiała, że to właśnie on był dla niej największym zagrożeniem i to jego powinna się bać? Przecież gdyby chciał mógłby zabić ją nawet w tym momencie. Była tylko słabym, kruchym człowiekiem, więc zapewne wystarczyłby jeden ruch by odebrać jej życie. Mógłby ją złamać, zniszczyć, pozbawić wszystkiego, zamienić w coś na kształt ubezwłasnowolnionej lalki. Byłby w stanie dokonać tego wszystkiego. Był o tym przekonany. I nie chciało mu się wierzyć w to, że Natsuki miałaby być na tyle głupia, żeby również nie zdawać sobie z tego sprawy. Przechodziło mu to przez myśl za każdym razem, gdy widział ją tak ufną. A jednak ona...
 Zmienił swoją pozycję i znalazł się teraz nad nią. Nawet gdyby się teraz obudziła, byłoby już za późno. To on miał teraz władzę. Czarnowłosa była skazana na jego łaskę. Przesunął dłonią po jej splątanych włosach, musnął palcami żuchwę i zatrzymał się na szyi. Wystarczyłoby, aby teraz zacisnął wokół niej dłoń lub wbił kły w gładką skórę i...
- A... yato...
 Wampir zastygł w bezruchu. Jego oczy otworzyły się szerzej. Zaskoczony, dotknął policzka dziewczyny. Poruszyła się, a na jej ustach uformował się leciuteńki uśmiech.
- Aya... to... - wymruczała ponownie.
- Naleśniku? - zapytał cicho, kompletnie zdezorientowany.
Lecz nie odpowiedziała mu, wciąż pogrążona we śnie.
 Ayato zszedł z łóżka i odszedł od niego na kilka kroków, odwracając się do niego plecami. Sfrustrowany, przeczesał palcami włosy, podczas gdy w jego wnętrzu wciąż walczyły ze sobą sprzeczne uczucia. Po raz kolejny doszedł do wniosku, że nie rozumie nie tylko Natsuki, ale również tego, co działo się z nim w jej towarzystwie. Czy to też mogło mieć związek z tym, że dziewczyna była połączona z tamtą kobietą? Zacisnął dłonie w pięści. Sam już nie wiedział, czy wolałby, żeby rzeczywiście tak było.
 Przecież obiecał sobie, że nikt już nie stanie się dla niego ważny, że nigdy więcej do nikogo nic nie poczuje, że nie pozwoli żadnej kobiecie zbliżyć się i wpłynąć na siebie. Wszystkie przedstawicielki płci przeciwnej traktował jedynie przedmiotowo i udawało mu się dotrzymać złożonej samemu sobie obietnicy. A teraz ona... wszystko to stopniowo psuła. Uzależniała go od swojej krwi, głosu, zapachu, dotyku, widoku, obecności... Wraz z upływem czasu zaczynał odczuwać potrzebę jej bliskości, a także pragnienie czegoś więcej. Jednocześnie irytowało go to, że ta jedna, drobna dziewczyna tak bardzo namieszała mu w głowie i tym samym go osłabiała. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. A nie mógł do nikogo zwrócić się o pomoc. Musiał sam rozwiązać swój problem. Ale jak miał to zrobić? W tym samym czasie pragnął dwóch kompletnie różnych rzeczy. Nie potrafił jeszcze zadecydować, co było dla niego ważniejsze.
 Obrócił się i spojrzał przez ramię na śpiąca dziewczynę.
- Naprawdę same z tobą problemy, Naleśniku...
Jakby w odpowiedzi zmieniła bok i wymamrotała coś niezrozumiałego z twarzą przyciśniętą do poduszki. Kąciki ust Ayato uniosły się odrobinę, a kiedy ten zdał sobie z tego sprawę, zmarszczył brwi.
- No i widzisz?
Pokręcił głową i bezszelestnie opuścił pokój.

niedziela, 3 lipca 2016

Girl Book Tag

Witajcie! Tym razem zostałam nominowana aż przez trzy osoby (Marzycielkę Karolinę, Kagayaki Shirubę oraz Klaudię Wenderską) do Girl Book Tagu. Cóż to takiego? Sama nie wiedziałam póki mnie nie nominowały xD Ale już wyjaśniam~. 
Otóż Girl Book Tag polega na tym, że do 10 podanych opisów należy dopasować postacie pochodzące z jakichś książek, seriali lub filmów oraz uzasadnić swój wybór. Jednak żeby nie było tak łatwo (a przynajmniej dla mnie staje się to w ten sposób nieco trudniejsze) muszą to być postacie żeńskie. W dodatku nie mogą należeć do świata anime i mangi. 
No, to jedziemy z tym wyzwaniem.

1. Troskliwa - postać, której nie można nie pokochać.
Pierwsza na myśl nasunęła mi się Dee Black z serii "Lux", którą właśnie czytam. Przez dwa pierwsze tomy uważałam ją za bardzo uroczą dziewczynę. Niestety później w skutek pewnego tragicznego zdarzenia jej charakter nieco się zmienił. Ale jak można byłoby ją winić? W każdym razie, ja nadal ją lubię i mam nadzieję, że w dalszych częściach mimo wszystko wróci do siebie. Nie wiem, czy można jej nie lubić. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę jej troskliwość wobec braci oraz przyjaciół.


2. Kumpela - postać, z którą mogłabyś/mógłbyś się zaprzyjaźnić.
Och, dlaczego nie można wybrać męskich postaci?! Dlaczego?! Byłoby o wiele prościej! T^T  Ale dobrze, zasady to zasady... Hmm... No to może niech będzie Mara Dyer, główna i zarazem tytułowa bohaterka tegoż cyklu. Podoba mi się m.in. jej dość silny charakter, który utrzymał się pomimo chaosu w jaki zamieniło się jej życie, a także jej świetne teksty jak np. "Dziwiłam się, jak udaje mi się zachować normalną psychikę, kiedy bez przerwy wmawia mi się, że jestem nienormalna." A zresztą, polubiłam większość postaci z tej trylogii.


3. Kokietka - postać, która zawsze pojawia się w nieodpowiednim momencie.
Myślę, że będzie tutaj pasować Camille Belcourt z serialu "Shadowhunters" oraz serii książek pt. "Dary Anioła". Co tu dużo wyjaśniać? Swoim istnieniem naprawdę sporo namieszała w życiu innych bohaterów.


4. Rozpustna - myśląca tylko o sobie.
Dajmy na to... Marcie Millar z serii książek "Szeptem". Rozpieszczona i zadufana w sobie manipulantka, która robi to, co chce. A gdy nie jest w stanie sama czegoś zrobić, to wykorzystuje do tego celu innych ludzi.


5. Poprawna - postać, która musi mieć wszystko zaplanowane i przygotowane na każdą okazję.
Annabeth Chase z książek i filmów o Percy'm Jacksonie. Inteligenta dziewczyna, która wszystko musi przemyśleć zanim podejmie jakąś decyzję. Nie lubi także działać impulsywnie. Chyba pasuje, prawda?


6. Zachwycona - postać zgadzająca się na wszystko, rzadko mająca swoje zdanie.
Do takiego opisu pasuje mi postać Hany Tate z "Delirium". Okay, może jeszcze przed zabiegiem, a potem troszkę w zakończeniu ostatniego tomu wykazała się własną inicjatywą i parę razy miała własne zdanie na jakiś temat, lecz przez większość historii robiła po prostu to, czego wymagano od niej jako od "zdrowego" obywatela.


7. Lwica - postać, która ma zawsze wymagania i trudno ją czymkolwiek zadowolić.
Po raz kolejny odniosę się do twórczości Ricka Riordana oraz jego historii poświęconych greckim i rzymskim półbogom. Jeśli ktoś ma podstawowe pojęcie o którejś z tych mitologii, to nie powinien się zdziwić, że do tego punktu wybiorę Herę. Trudno byłoby zaprzeczyć (albo raczej nawet się nie da) temu, że ma ona wymagania (a także pretensje) do wszystkich i wszystkiego. 


8. Agresywna - postać kick ass.
Na tę chwilę stwierdzam, iż to zdanie wprost idealnie opisuje bohaterkę "Mrocznych Umysłów" - Vidę. Bez dwóch zdań jest agresywna. W dodatku, zawsze wydaje się być chętna, aby skopać komuś tyłek - nie patrząc na płeć, rozmiary itp. 


9. Zmienna - postać, która często zmienia uczucia.
Z braku lepszych pomysłów na tą chwilę podam Jo Arringford z cyklu książek pt. "Wybrani". Chyba można powiedzieć, że była zmienna z powodu problemów ze swoją psychiką.


10. Zraniona - postać po przejściach.
Nie chcę się znowu powtarzać, ale niestety najlepszym skojarzeniem wydaje mi się Ruby Daly, kolejna i główna bohaterka "Mrocznych Umysłów". Dlaczego właśnie ona? Cóż, moim skromnym zdaniem wymazanie się z pamięci własnych rodziców, najlepszej przyjaciółki, a także ukochanego chłopaka raczej nie jest czymś przyjemnym. A na dokładkę zaserwowano jej jeszcze pobyt w bardzo przyjaznym ośrodku pełnym milutkich osób. Można byłoby wymienić tego więcej, ale nie będę się za bardzo rozpisywać. Wydaje mi się, że takie uzasadnienie wystarczy.


Ja nominuję:

A jeśli jeszcze ktoś chce podjąć się tego wyzwania, to niech zgłosi się w komentarzu. Chętnie jeszcze kogoś nominuję ^^

piątek, 1 lipca 2016

Nastoletni Terror: Rozdział 9

Nareszcie wakacje! A co to oznacza? Wiadomo, mniej stresu i więcej czasu na różne przyjemności. W tym oczywiście na pisanie. Tak więc na dobry początek łapcie nowy rozdział "Nastoletniego Terroru" ^^. Nie zapomnijcie podzielić się swoimi wrażeniami.


Wybuch

 Wbiłam wzrok w leżące przede mną nienapoczęte bento. Chociaż przerwa rozpoczęła się już ładną chwilę temu ja wciąż nie potrafiłam zmusić się do wzięcia do ust chociaż jednego kęsa. I to nie dlatego, że mogłabym narzekać na smak posiłku. W końcu sama je przygotowałam. Byłam jednak do tego stopnia zestresowana, że obawiałam się, iż nie będę w stanie niczego przełknąć, a mój żołądek tylko jeszcze bardziej się zbuntuje i resztę przerwy spędzę w łazience. Już teraz czułam bolesne kłucie w brzuchu. 
 Przełknęłam ciężko ślinę i zwinęłam zaciśnięte na kolanach dłonie w pięści. W tej chwili na blacie mojej ławki wylądowało niewielkie, białe pudełeczko.
- Na ból brzucha.
Poderwałam szybko głowę. Obok mojej ławki stał Natsume oraz Ryutaro.
- Skąd...?
Ryutaro prychnął opierając się o parapet okna, przy którym siedziałam.
- Och, no błagam. Od jakichś pięciu minut siedzisz bez ruchu i tylko wgapiasz się w to żarcie jakby miało ci się w nim coś objawić. Zaczynasz wyglądać podejrzanie.
Natsume zachichotał i postukał palcem wskazującym w pudełko tabletek.
- Weź jedną i spróbuj coś zjeść, bo tylko sobie zaszkodzisz.
- Dzięki - wymamrotałam wyciskając tabletkę na dłoń. Popiłam ją kilkoma łykami wody mineralnej i odetchnęłam głęboko.
- Przestań się tak stresować - powiedział Ryutaro zerkając przez okno. - Nie masz do tego powodów.
- Jak to nie mam powodów?! - oburzyłam się. - Przecież wy popełnicie... - urwałam i poprawiłam się niechętnie - my popełnimy dzisiaj przestępstwo! To jak najbardziej jest powód do stresu.
- Ciiiszej. - Natsume pochylił się w moją stronę, przykładając palec wskazujący do ust. - Mogłabyś nie mówić o naszych planach tak głośno w miejscu publicznym?
Rozejrzałam się pospiesznie po sali. Oprócz nas było w niej jeszcze tylko kilka osób, ale były one tak pochłonięte swoimi sprawami, że w ogóle nie zwracały uwagi na naszą trójkę. Trochę mi ulżyło.
Spuściłam wzrok zsuwając się nieco niżej na swoim krześle.
- Przepraszam...
Ryutaro westchnął ciężko.
- Jak tak dalej pójdzie to wsypiesz nas zanim zdążymy jeszcze cokolwiek zrobić. Ty chyba naprawdę się do tego nie nadajesz. Może jak pogadamy z Kuro, to jednak...
- Przestań - przerwał mu ostro Natsume. Następne słowa wypowiedział już znacznie łagodniejszym tonem. - Poradzi sobie.
Spojrzałam na niego równie zaskoczona co Ryutaro. Ponownie stawał w mojej obronie. Nie rozumiałam dlaczego to robił ani skąd brała się u niego ta pewność, że poradzę sobie w takiej sytuacji.
- Jesteś pewny? - Endo zadał pytanie, które dręczyło również mnie.
- Tak. - Natsume uśmiechnął się w beztroski sposób, po czym położył dłoń na mojej głowie. - Saori na pewno dobrze sobie poradzi.
- I jesteś o tym przekonany, bo...?
- Tak po prostu - odparł niezrażony sceptycznym nastawieniem swojego przyjaciela. Następnie najzwyczajniej w świecie poczochrał mi włosy. - Naprawdę powinnaś coś zjeść. A jakbyś jeszcze nie wiedziała, to te bento jest całkiem dobre.

 Po zajęciach wróciliśmy do bazy w tempie ekspresowym. Ledwie przekroczyliśmy próg budynku, a Adachi skierował się prosto do garażu.
- Ruchy! - zawołał oglądając się na nas przez ramię. - Macie jakieś pięć minut na przebranie się i zgarnięcie rzeczy, które nie wylądowały jeszcze w samochodzie! Będę tam na was czekał.
 Wszyscy posłusznie rozbiegli się w kierunku swoich pokojów. Podążyłam więc za Hisako na "nasze" piętro, zastanawiając się po drodze czy któreś z ubrań, które ze sobą wzięłam nadawały się do tego typu... zadania.
Dziewczyna pomogła wybrnąć mi z tego problemu, gdy zaraz po wejściu na piętro cisnęła we mnie ciemnymi dżinsami oraz bluzą z kapturem. Chwyciłam ubrania posyłając jej pytające spojrzenie. Odwróciła się do mnie plecami, ściągając już swój mundurek.
- Nie patrz tak na mnie tylko pośpiesz się i ubieraj to - ponagliła mnie, odrzucając na bok zdjęte ubrania i sięgając po białe leginsy. - Wiem, że masz mało ciuchów, więc mogę ci trochę pożyczyć. No już, ubieraj!
Spuściłam wzrok na trzymane ubrania, po czym zorientowawszy się, iż Hisako była już prawie gotowa również zaczęłam się pospiesznie przebierać.
- Dziękuję - rzuciłam chwilę później, zbiegając po schodach. Endo zatrzymała się kilka schodków przede mną i spojrzała na mnie przeciągle. W końcu wzruszyła ramionami i pokonała ostatnich kilka stopni.
- Nie ma za co - odparła, będąc już na samym dole.

 Chłopcy czekali na nas przy jednym z samochodów. Tak, mieli ich więcej, chociaż nie mieściło mi się w głowie, skąd je brali. W każdym razie, ten był zielonym dostawczakiem z logiem sieci sklepów spożywczych. Uniosłam brwi, ale doszłam do wniosku, że wolę nie wnikać w to, jak zdobyli ten pojazd.
- Dłużej się nie dało? - zapytał Ryutaro oparty o drzwi od strony kierowcy.
Hisako odgarnęła włosy z cichym prychnięciem.
- Nie przesadzaj, braciszku. Zajęło nam to wyjątkowo mało czasu.
- Niestety wiem coś na temat tego, ile potrafisz się przygotowywać... - westchnął poprawiając okulary na nosie. - Nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
- Więc czemu tak narzekasz?
- Dobra, dobra. Koniec tego. - Adachi uniósł rękę, aby uciszyć przekomarzające się rodzeństwo. - Mamy teraz ważniejsze rzeczy do roboty.
Seiichi skinął głową, gdy ten na niego spojrzał i odgoniwszy Ryutaro od drzwi wsiadł na miejsce kierowcy. Adachi okrążył samochód, aby zająć fotel z drugiej strony. Jednocześnie polecił nam zajęcie miejsc z tyłu.
 Natsume otworzył tylne drzwi dostawczaka ukazując pustą przestrzeń za przednimi siedzeniami. Znajdowały się tam jedynie dwie proste ławeczki umiejscowione naprzeciwko siebie.
- Panie przodem. - Yamamura wykonał zachęcający gest ręką.
- Dżentelmen się znalazł - wymamrotała Hisako wchodząc do środka. Usiadła na ławce po lewej stronie i założyła nogę na nogę. Zajęłam miejsce obok niej, podczas gdy chłopcy usiedli po drugiej stronie.
 Seiichi uruchomił silnik i wyjechał z garażu na nierówną drogę. Nasza czwórka siedząca na tyłach musiała przytrzymywać się krawędzi ławek, aby nie spaść, kiedy całe auto wręcz podskakiwało i trzęsło się na wybojach. 
Po chwili Kaoru odwrócił się w naszą stronę.
- Wszyscy pamiętają plan i wiedzą, co mają robić?
- Jeszcze tak - odpowiedział Natsume, krzywiąc się. - Gorzej, jeśli po tej jeździe dostaniemy jakiegoś wstrząsu mózgu.
Ryutaro uśmiechnął się pod nosem, lecz w następnej chwili na jego twarzy pojawił się grymas, gdyż uderzył tyłem głowy o metalowy bok samochodu.
- Czy naprawdę musi tym tak telepać?!
- Kiedy zrobiliście się tacy delikatni? - zapytał Seiichi ze swojego miejsca za kierownicą. - Przecież jeździliśmy tą drogą już wiele razy. Jeszcze się nie przyzwyczailiście?
- W takim razie dawno nie jechaliśmy takim gruchotem...
- Ryu, może chcesz przejść się pieszo?
- Czy wy możecie przestać się dzisiaj kłócić? - wtrącił się zniecierpliwiony Kaoru. - Powtórzę pytanie. Czy wszyscy pamiętają plan i wiedzą, co mają robić?
Zgodnie przytaknęliśmy.
- To świetnie. Zadanie jest naprawdę banalne, więc liczę na to, że nikt nie zawali.
Nasze spojrzenia się spotkały i przypomniałam sobie rozmowę, jaką odbył tego ranka z Natsume.
- Jeśli nawali i przez nią nasz plan nie wypali, to poniesiesz tego konsekwencje.
- Nie nawali.
- Skąd ta pewność?
- Po prostu to wiem.
 Teraz już wiedziałam, że w tym zdaniu pod słowem "nikt" kryło się moje imię. Kaoru we mnie nie wierzył, tak samo jak Ryutaro i zapewne reszta. Nie sądzili, abym była w stanie sprostać zadaniu. Wątpili we mnie. W ich oczach byłam najsłabszym ogniwem. 
 Z wyjątkiem Natsume. On jeden wydawał się we mnie wierzyć i ciągle powtarzał, że dam sobie radę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to, co mieli zamiar zrobić było czymś zdecydowanie niewłaściwym. A raczej, było przestępstwem. Ale z drugiej strony nie chciałam zawieźć Natsume. Pragnęłam udowodnić, że nie mylił się co do mnie. Jedyny problem tkwił w tym, iż aby tego dokonać, musiałam złamać prawo.
- Niepotrzebnie się martwisz, szefie - odezwał się Natsume krzyżując ze mną spojrzenia. Kąciki ust uniósł w lekkim, łagodnym uśmiechu. - Wszystko będzie dobrze.
Nie byłam pewna, czy słowa te były skierowane do Kaoru, czy też może do mnie. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech, a wtedy do mnie mrugnął.
- Na to liczę - odparł Adachi. - Shimizu i Yamamura. Nie zapomnijcie zabrać plecaków.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o jakich plecakach mowa.
- Naprawdę myślisz, że zapomnielibyśmy o niemal najważniejszej części tego planu? - Natsume pokręcił głową. Następnie schylił się i spod ławki, na której siedział wyciągnął dwa czarne plecaki. Jeden położył na swoich kolanach, a drugi rzucił w moją stronę. Złapałam go i zaciekawiona zajrzałam do środka. Moim oczom ukazała się jedynie puszka czerwonej farby w sprayu. Domyśliłam się, że to właśnie za jej pomocą mieliśmy z Natsume pozostawić za sobą "ślad". No tak, było to logiczne. Poczułam się jak idiotka, ponieważ nie pomyślałam o tym wcześniej.
Przycisnęłam plecak do klatki piersiowej. W tej chwili samochód wjechał wreszcie na równy, gładki asfalt, co sprawiło, że na mojej twarzy tak jak i na twarzach pozostałych osób siedzących z tyłu odmalował się wyraz ulgi.
- Wysiądziecie osobno w pewnych odstępach czasu - oznajmił Kaoru. - Rozdzielicie się i udacie się na miejsce innymi drogami. Zróbcie tak samo, gdy będziecie wracać. 
Samochód wjechał powoli w wąską uliczkę i zatrzymał się pod jednym z budynków.
- Ryutaro, idź pierwszy - polecił Kaoru. 
Okularnik skinął głową, zasalutował i wyskoczył z pojazdu. Chwilę później to samo zrobiła Hisako. Na końcu nadeszła kolej na mnie oraz Natsume.
- Gotowa? - zapytał chłopak zerkając na mnie, gdy już szliśmy w kierunku poczty. Zacisnęłam palce na szelkach plecaka i z determinacją skinęłam głową. Chłopak uśmiechnął się w nieco złośliwy sposób. - To dobrze, bo wiesz... Gdybyś zmieniła teraz zdanie, to i tak już nie ma opcji, żeby się wycofać.
- Dzięki za pocieszenie - mruknęłam. Wcale to jakoś nie ukoiło moich nerwów. Dziwne?
- Nie ma za co - zaśmiał się.
 Wydawał się zupełnie rozluźniony, co wciąż mnie dziwiło. Jednak po chwili, którą przeszliśmy w milczeniu, spoważniał.
- No, to jesteśmy na miejscu - stwierdził oczywisty fakt, bo już doszliśmy do budynku poczty. Nim zdążyłam zastanowić się nad tym, czy przypadkiem jednak nie mam ochoty czmychnąć, gdzie pieprz rośnie, Natsume otworzył i przytrzymał dla mnie drzwi. Chciałam czy nie, musiałam wejść do środka. Ustawiliśmy się najzwyczajniej w kolejce do jednego ze stanowisk. Hisako i Ryutaro także dotarli już na miejsce. Chłopak przyglądał się akcesoriom biurowym wystawionym w szklanej gablocie, a dziewczyna wystukiwała coś na klawiaturze swojego telefonu siedząc na plastikowym krześle w kącie pomieszczenia. Zapewne nikt z przypadkowych osób znajdujących się razem z nami na poczcie w najmniejszym stopniu nie podejrzewał, co miało się tam zaraz wydarzyć.
 Natsume ziewnął i popatrzył na zegar zawieszony na ścianie. Wskazywał godzinę szesnastą czterdzieści dziewięć.
- Czemu zawsze wszystko musi tak długo trwać na tych pocztach? - zapytał, przenosząc na mnie wzrok. Wzruszyłam jedynie ramionami. Wolałam się nie odzywać, aby przypadkiem moja nerwowość nie ujawniła się w moim głosie.
 Minęło czternaście sekund (tak, liczyłam) i nagle z dwóch stron pomieszczenia rozległ się huk wybuchów. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Powietrze wypełnił gęsty, biały dym. Ludzie wpadli w panikę i krzycząc rzucili się do wyjścia, po drodze wpadając na siebie nawzajem. Wszelkie oświetlenie i klimatyzacja momentalnie przestały działać. Ich plan... Nasz plan na dobre wszedł w życie. 
 W tym samym czasie Natsume złapał mnie za rękę i pociągnął na podłogę pod stojący nieopodal stolik. Obok nas ktoś przebiegł, krztusząc się i kaszląc od dymu. Mnie samą też zaczynało już drapać w gardle, ale znieruchomiałam i starałam się to po prostu zignorować.
 Natsume przysunął się bliżej mnie. Na tyle blisko, że jego usta musnęły moje ucho, kiedy pochylił się, by coś mi powiedzieć. I chociaż wiedziałam, że był to najmniej odpowiedni moment na takie sprawy - moje serce niekontrolowanie zabiło szybciej. 
- Spróbuj naciągnąć bluzę na usta i nos, i wdychać jak najmniej dymu. Rozumiesz?
Przytaknęłam ruchem głowy, robiąc tak, jak mi polecił.
- Teraz zajmiemy się naszą częścią planu.
 Nie dając mi czasu na odpowiedź (która, co prawda, i tak nie byłaby zbyt elokwentna) uścisnął mocniej moją rękę, po czym ponownie pociągnął mnie za sobą. Tym razem w kierunku głównego stanowiska na poczcie. Opadliśmy przy nim na kolana i każde z nas zajęło się swoją częścią zadania. W tej chwili już naprawdę nie mogłam się wycofać, więc przynajmniej nie chciałam spartaczyć. Wyjęłam puszkę farby ze swojego plecaka i zaczęłam odtwarzać logo Explosive Rabbits, które Natsume pokazał mi dzień wcześniej. Dym niestety był tak gęsty, że w dużym stopniu utrudniał mi tę pracę. Musiałam mrużyć oczy i rozganiać go ręką, żeby widzieć powierzchnię, po której malowałam. Zdawałam się też więc na najzwyklejsze wyczucie, mając nadzieję, że mój rysunek mimo wszystko będzie przypominał logo tkwiące w mojej pamięci. 
 Zostały mi już tylko ostatnie linie do namalowania, gdy usłyszałam ciężkie kroki osoby wbiegającej do budynku.
- Hej! Czy ktoś tam jeszcze jest?! Jeśli tak, niech się odezwie!
Drgnęłam gwałtownie, niemal nie upuszczając puszki. Serce zaczęło mi głośno walić w klatce piersiowej.
Zaszliśmy już tak daleko, pomyślałam. Jeśli teraz nas przyłapią...
Spojrzałam w bok szukając we wciąż unoszącym się dymie twarzy Natsume. Może on wiedziałby, co robić. A przynajmniej na to liczyłam.
Niespodziewanie z pomocą przyszedł nam dziewczęcy krzyk.
- Ja jestem! Moja noga! Niech mi ktoś pomoże!
To była Hisako.
 Na szczęście skupiła na sobie uwagę tejże osoby dostatecznie długo, żebyśmy mogli skończyć pozostawianie "śladu". Po nakreśleniu ostatniej kreski czym prędzej wrzuciłam puszkę z resztką farby do plecaka. Natsume po raz kolejny odnalazł moją rękę i razem opuściliśmy budynek poczty. 
 Na zewnątrz panowało niemałe zamieszanie. Ludzie zgromadzili się na placu przed wejściem przekrzykując się i próbując znaleźć wytłumaczenie tego, co się stało. 
Hisako odnaleźliśmy nieco na uboczu. Siedziała na schodkach prowadzących do sąsiedniego budynku, a młody mężczyzna ostrożnie oglądał jej nogę.
- Wygląda na to, że wszystko z nią w porządku - stwierdził wreszcie.
- Och, tu jesteś! - zawołał Natsume pochodząc bliżej dwójki. - Całe szczęście, że nic ci się nie stało.
- Znacie się? - zapytał mężczyzna.
 Wtedy Natsume wyjaśnił mu, że tak naprawdę nie zna Hisako, ale słyszał jej krzyk po wybuchu i próbował ją z moją pomocą znaleźć. Kłamstwo to przyszło mu z niezwykłą łatwością i nieznajomy bez oporów mu uwierzył. Następnie pożegnaliśmy się z nim oraz Hisako, udając się w drogę powrotną. Tym razem dotarliśmy do zaparkowanego samochodu jeszcze przed Hisako. Natomiast na miejscu był już Ryutaro. Nikt jednak nie odezwał się ani słowem, póki nie dołączyła do nas także dziewczyna. Dopiero wtedy Seiichi uruchomił silnik, a Kaoru odwrócił się do tyłu.
- Jak poszło? - przeszedł od razu do sedna.
Ryutaro podrzucił i złapał niewielki, prostokątny przedmiot. Pendrive.
- Szach-mat - oznajmił z uśmiechem.
Hisako otrzepała swoje spodnie.
- Wiadomo, że mi się udało.
Wzrok Kaoru przesunął się na mnie, a potem na Natsume. Chłopak przeciągnął się leniwie.
- Gładko jak po maśle. Mówiłem, że będzie dobrze.
Adachi skinął głową.
- Cieszy mnie fakt, że wszystkim się udało. Szczegóły omówimy po powrocie. A tymczasem... No cóż, zadanie wykonane. Możemy wracać.
- Nareszcie! - zawołał Ryutaro, wyrzucając ramiona nad głowę. - Umieram z głodu.
Seiichi zachichotał zerkając w lusterko wsteczne.
- Czy przypadkiem nie wypada dzisiaj twoja kolej na przygotowanie posiłku?
- Co? O, nie...
 Atmosfera w samochodzie stała się rozluźniona. Zupełnie jakbyśmy przed chwilą nie złamali prawa na co najmniej kilka różnych sposobów. Odetchnęłam cicho splatając dłonie ukryte w rękawach bluzy. Wciąż lekko drżały, ale czułam się jakoś... inaczej. To na pewno dziwne i złe, ale po dokonaniu tego wszystkiego zaczęłam odczuwać... podekscytowanie. Nie byłam już tylko zestresowana i przestraszona. Co zadziwiające, wręcz przeciwnie - w pewnym stopniu byłam usatysfakcjonowana własnym czynem. Nie podobało mi się to, lecz także nie potrafiłam ukryć tego przed samą sobą. Coś musiało się we mnie zmienić. Nie wiedziałam jedynie, kiedy mogło się to stać.