Leżała na brzuchu, z brodą opartą na
zgiętej w łokciu ręce. Rude włosy, jeszcze niedawno misternie upięte, opadały
teraz w nieładzie na jej nagie plecy. Biała, skołtuniona pościel wiła się
między jej kończynami niczym ogromny wąż, ledwie okrywając jej ciało, pokryte
gęsią skórką wywołaną muśnięciami nocnego powietrza wpadającego przez otwarte
okno. Spojrzenie jej zielonych, nakrapianych złotem oczu śledziło ruchy
papierosowego dymu tańczącego w świetle księżyca. Jeszcze parę godzin wcześniej
to ona znajdowała się na jego miejscu, poruszając się w takt muzyki, którą
słyszała tylko ona. I on.