Pierwszy cios
Siedemdziesiąty drugi dzień Sporu Smoczej Głowy dobiegł końca. Słońce już dawno skryło się za horyzontem, ale ulica, którą biegłam, wciąż była pełna ludzi. Zarówno żywych, jak i martwych. Starałam się nie patrzeć na nieruchome, zakrwawione ciała tak gęsto zaściełające asfalt. Bałam się, że mogłabym rozpoznać którąś z tych zastygłych w ostatecznym grymasie masek, w jakie przemieniły się twarze zmarłych.