-
…
Liczba postów -
…
Liczba komentarzy -
…
Wyświetlenia
niedziela, 10 marca 2019
We don't talk anymore: 9
[??????, Jungkook]
Jungkook był otoczony przez ciemność. Niczym nierozproszony mrok oblepiał go całego, odbierając mu wszystkie zmysły. Wlewał się do jego umysłu i napełniał jego ciało. Przez długi czas nie istniało nic poza nim.
I wtedy rozległ się ogłuszający trzask tłuczonego szkła. Nim dźwięk ten przestał na dobre rozbrzmiewać, oczy Jungkooka zostały zaatakowane oślepiającym światłem.
Chłopak cierpiał, ale nie znał sposobu na uwolnienie się. Nie zamierzał bynajmniej dać za wygraną. Walczył, miotał się i rzucał.
Aż otworzył oczy.
Mrok ustąpił. Nie całkowicie, ale wystarczająco, by mógł poczuć się choć odrobinę wolny.
Nie rozpoznawał miejsca, w którym się znalazł. Chociaż, szczerze powiedziawszy, nie znajdowało się w nim zbyt wiele elementów do rozpoznawania. W dziwnej, wypełnionej mrokiem pustce było jedynie staromodne łóżko, na którym leżał. Biel przykrywającej je pościeli zdawała się wręcz razić oczy.
Jungkook przesunął się na skraj łóżka. Jego bose stopy dotknęły drewnianej podłogi. Podniósł się i zrobił krok do przodu, a wtedy za jego plecami rozległ się zgrzyt i skrzypienie, jakby ktoś przestawiał meble. Odwrócił się, zaskoczony. Po łóżku nie było nawet śladu. Zamiast niego, stała przed nim drewniana sztaluga z białym, czystym płótnem.
Gdzieś nad głową Jungkooka przetoczył się grzmot. Chłopak rozejrzał się wokół zdezorientowany, ale wciąż nie dostrzegał niczego poza wszechobecną ciemnością. W dłoni poczuł dotyk jakiegoś długiego, gładkiego przedmiotu. Spuściwszy wzrok, zobaczył między swoimi palcami pędzel. Z ciemnego włosia skapywała farba. Ponownie spojrzał na płótno, które już nie było puste. Mieszanka najróżniejszych barw układała się w portret młodego mężczyzny.
– Yoongi-hyung? – wyszeptał.
Lecz już w następnej chwili rysy mężczyzny uległy zmianie, nasuwając mu skojarzenie z Taehyungiem. A potem z Seokjinem, Hoseokiem, Namjoonem i w końcu z Jiminem.
– Co się dzieje?
Jego słowa zagłuszył kolejny grzmot. Tym razem nie mógł nie zauważyć błyskawicy rozdzierającej czerń otaczającego go świata. Lunął deszcz. Woda spływała po płótnie, doszczętnie rozmywając rysy mężczyzny. Farba zaczęła spływać z obrazu na podłogę. Było jej zdecydowanie więcej niż mogłoby pomieścić płótno. Mknęła po drewnianej podłodze, pokrywając w całości jej powierzchnię i sięgając ku stopom Jungkooka. Chłopak zaczął się cofać, ale w bezkresnym mroku nie było dla niego ucieczki.
Kolejny piorun z łoskotem wdarł się w ciemność i uderzył w sam środek jeziora utworzonego z farby, które od razu zajęło się ogniem. Płonęła sztaluga, płonęła farba, nawet mrok płonął. Języki ognia muskały ubranie Jungkooka, wspinały się po jego nogach i zagłuszały krzyk, który rodził się głęboko w jego wnętrzu. Wkrótce pochłonęły go całego, razem ze wszystkim wokół.
[161002, Jimin]
Mijał drugi dzień od wypadku Jungkooka. Nastolatek przez cały ten czas pozostawał nieprzytomny, a członkom zespołu coraz trudniej było utrzymywać emocje na wodzy.
Wraz z nadejściem wieczora, nie mając nic lepszego do roboty, Jimin postanowił wziąć kąpiel. Ale gdy odkręcił już kurek i woda zaczęła powoli wypełniać wannę, coś go tknęło. Usiadł w niej, nie zdjąwszy uprzednio ubrania. Przyciągnął kolana do torsu, objął je ramionami i oparł na nich brodę.
Od wypadku nie uronił ani jednej łzy. Nie chcąc dodatkowo martwić pozostałych, wybudował wokół swego serca mur, przez który nie miały się przedostać żadne emocje. Teraz zaczął się on kruszyć i pękać. Rosnąca gula rozpaczy w jego gardle utrudniała mu oddychanie i przełykanie. Lodowate palce poczucia winy oraz wyrzutów sumienia zacisnęły się na jego wnętrznościach. Paraliżujący strach niespodziewanie uderzył ze zdwojoną siłą w osłabiony mur, w końcu go obalając. Z oczu Jimina pociekły łzy. Nie powstrzymywał już szlochu, który wyrwał się z jego ust. Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał.
Czuł się winny. Czuł się tak bardzo winny temu, co się stało. A poza tym, bał się o Jungkooka. Przerażała go myśl, że mógłby go tak po prostu stracić. On, tak jak i pozostała piątka mężczyzn, z którą mieszkał i pracował, byli dla niego kimś więcej niż kolegami z zespołu. Byli jego przyjaciółmi, jego braćmi. Nie wyobrażał sobie życia, w którym miałoby zabraknąć któregokolwiek z nich.
Nagle ktoś załomotał do drzwi łazienki.
– Jiminnie? – Z korytarza dobiegł głos Taehyunga. – Jesteś tam?
Jimin poderwał głowę i przełknął nerwowo ślinę. Woda zdążyła zapełnić już całą wannę i wylewała się na kafelki.
– Jimin, wchodzę!
I rzeczywiście, drzwi otworzyły się, z impetem uderzając o ścianę. Taehyung powiódł wzrokiem po łazience aż w końcu jego szeroko otwarte oczy odnalazły Jimina. Nie zważając na to, że jego skarpetki zaczęły nasiąkać stojącą na podłodze wodą, rzucił się ku wannie i czym prędzej zakręcił kurek.
– Co ty wyprawiasz? – zwrócił się do Jimina głosem nabrzmiałym troską. – Wyjdź z tej wody.
Jimin skinął jedynie głową i spróbował wstać, ale nogi się pod nim ugięły. Taehyung złapał go więc za ramiona, by pomóc mu wyjść na kafelki. Następnie z szafki przy umywalce wygrzebał największy ręcznik, jaki znalazł i zarzucił go Jiminowi na ramiona. Kolejnym ręcznikiem natomiast wytarł podłogę.
Jimin przysiadł w kącie pomieszczenia i obserwował go bez słowa. Mocniej otulił się ręcznikiem. Teraz, kiedy już w miarę się uspokoił, zaczął odczuwać zimno.
Przywróciwszy łazienkę do jako takiego stanu, Taehyung osunął się wzdłuż ściany obok niego.
– Lepiej? – zapytał tylko.
– Nie – odparł szczerze Jimin. – Tae, ja… Yoongi nie miał racji. To nie była jego wina… tylko moja.
– O czym ty mówisz? – Na twarzy Taehyunga odmalowało się niezrozumienie. – To nie była…
Jimin nie pozwolił mu dokończyć.
– Gdybym wtedy się z nim nie pokłócił. Gdybym skłonił go do mówienia… Powinienem był go zatrzymać. Gdyby tylko wtedy nie wyszedł…
Nie był w stanie dłużej mówić. Gula w gardle rozrosła się na nowo.
Taehyung chwycił go za dłonie. Jego oczy, tak jak oczy Jimina, błyszczały od wzbierających w nich łez.
– Nieprawda. Przestań się obwiniać. Wiem, że to brzmi okropnie, ale sam słyszałeś, co mówił Namjoon. To mogło stać się każdemu z nas, bez względu na okoliczności. Równie dobrze mogło się to stać, kiedy wracał ze szkoły albo z wytwórni. Mógł być wtedy szczęśliwy albo smutny, mógł się z kimś pokłócić albo doznać czegoś dobrego. To nie jest twoja wina. To nie jest wina Yoongiego. Ani żadnego z nas. Jestem pewien, że Jungkook powie ci to samo, jak już się obudzi. – Usta Taehyunga rozciągnęły się w niewyraźnym uśmiechu na tę myśl. – Jesteśmy tylko ludźmi, Jimin. Nie mamy wpływu na takie rzeczy. I niestety, nie możemy również cofnąć czasu, więc gdybanie nie ma zbyt wielkiego sensu. Zobaczysz, Junngkook jeszcze nas wszystkich wyśmieje.
Jimin spróbował to sobie wyobrazić, a wtedy na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
– Dziękuję – powiedział szczerze, patrząc przyjacielowi w oczy. – Dziękuję, Tae.
Taehyung uśmiechnął się, tym razem pogodniej. Objął go i oparł głowę na jego okrytym ręcznikiem barku. Jimin z wdzięcznością odwzajemnił uścisk.
_______________________
Następna aktualizacja: 190317
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz