Mam też dla was jeszcze jedną informację. Nie wiem, czy już wiecie, czy nie, ale... anime Diabolik Lovers doczeka się drugiego sezonu! Jedyne co mnie niepokoi to fakt, że w spisie postaci w nim występujących brakuje Subaru T^T. Miejmy nadzieję, że białowłosy tsundere jednak pojawi się w 2 sezonie.
Pokaz
sztucznych ogni
Tańczyłam z Kou
jeszcze przez kilka minut. Blondyn nie powrócił już do tematu rodziny Sakamaki,
a zamiast tego żartował i opowiadał najróżniejsze zwariowane historie, jakie
tylko przyszły mu do głowy.
Wreszcie, kiedy orkiestra po raz kolejny przygotowała się do zmiany granego utworu, Kou puścił mnie i odszedł do swoich braci.
Zostawszy sama, szybko wycofałam się z parkietu. Cały czas czułam na sobie niezliczoną ilość spojrzeń i nie było to bynajmniej przyjemne. Rozejrzałam się za jakimś kołem ratunkowym, czyli którymkolwiek z braci Sakamaki. I wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło, gdyż przy wejściu do „altanki” dostrzegłam Laito. Niemal podbiegłam do zdziwionego moim widokiem wampira.
- Laito! Nigdy tak nie ucieszyłam się na twój widok! – Oznajmiłam radośnie, by po chwili złapać go za rozpięty kołnierz jego białek koszuli. – Ty rudowłosa mendo, jak Boga kocham, kiedyś cię wykastruję. Jakim prawem zostawiliście mnie samą?!
- Czyżbyś za nami tęskniła, Maleńka? Wiesz, że gdy się tak złościsz, to jesteś bardzo pociągająca?
- Mówię serio, ty idioto! – Zawołałam oburzona, uderzając go w klatkę piersiową. – Czemu zostawiliście mnie samą?
- No już, nie dąsaj się –wampir objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. – Na początku myśleliśmy, że Ayato się tobą zajmie, ale cóż… W każdym razie, zdecydowaliśmy, że ten z nas, który szybciej załatwi swoje sprawy po prostu po ciebie wróci. Wypadło na mnie, ale nie było cię już przy fontannie.
- Taa… zostałam „porwana” przez pewnego idola…
- Hę?
- Kou Mukami. Poprosił mnie do tańca.
- Mukami tutaj są?
- Tak. O, tam – wskazałam drugi koniec pomieszczenia.
- Rzeczywiście…
- Coś nie tak?
- Skądże, Maleńka. To co, może na pojednanie czegoś się napijemy?
- Nie przekupisz mnie…
- Wiem, wiem, skarbie – Laito zachichotał, po czym… potargał mnie po głowie.
- Hej! – Pisnęłam, odruchowo przygładzając włosy.
Wampir posłał mi szeroki uśmiech, objął ręką moje ramiona i poprowadził ze sobą przez salę. Po drodze zawołał jednego z kelnerów – chłopaka wyglądającego na naszego rówieśnika, w szarych spodniach, kamizelce, dopasowanym krawacie i czarnych, błyszczących butach. Miał ciemnobrązowe włosy zaczesane na bok i lśniące, bursztynowe oczy. Uśmiechnął się do nas grzecznie, gdy Laito wziął z jego tacy dwa kieliszki. Następnie skłonił się z gracją i odmaszerował w kierunku kolejnej grupki gości. Zadziwiające było to, że naczynia na tacy ani razu nie zadrżały.
Laito podał mi jeden z kieliszków ze złotawym, musującym płynem. Kiedy spojrzałam na niego podejrzliwie, zrobił urażoną minę.
- Nie jestem Reijim, Maleńka. Nie dosypuję żadnych podejrzanych rzeczy do napojów.
- No nie wiem. Mogę mieć pewność, że nie wrzuciłeś tu jakiejś pigułki gwałtu?
- Ranisz mnie. Kiedy miałbym to zrobić?
- A bo ja wiem? Wasze wampirze sztuczki potrafią być zadziwiające. Co to tak właściwie jest?
- Zwykły szampan – odpowiedział, przykładając wolną dłoń do klatki piersiowej. – Pozwalam ci dźgnąć mnie sztyletem Subaru, jeśli kłamię.
- Kusząca propozycja – uśmiechnęłam się do wampira, unosząc kieliszek do ust. Okazało się, że Laito nie kłamał (nie żebym go o to naprawdę podejrzewała) i złoty płyn okazał się być szampanem. I to naprawdę dobrym szampanem.
Kiedy już prawie całkowicie opróżniliśmy nasze kieliszki, dołączył do nas Kanato. W rękach trzymał on dużą papierową torbę.
- Wiesz, gdzie podział się Ayato? – Zagadnęłam go po chwili.
- Nie wiem – odpowiedział krótko, rozwiewając iskierkę nadziei tlącą się gdzieś we mnie. Zrezygnowana, westchnęłam cicho, bawiąc się pustym kieliszkiem.
- Czyżbyś liczyła na jakieś randez vous, Maleńka? – Zapytał rozbawiony Laito.
- Ha-ha. Przymknij się, proszę.
- O czym mówicie? – Odezwał się głos za naszymi plecami. Obróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z tym, na którego tak czekałam.
- Ayato!
Wampir posłał mi jeden ze swoich charakterystycznych uśmieszków.
- Tęskniłaś?
- Chciałbyś – prychnęłam, aby ukryć przypływ radości wywołany jego widokiem. – Gdzieś ty się podziewał?
- Musiałem coś załatwić.
I nagle cała radość uleciała ze mnie, niczym powietrze z przekłutego balonu. Ukrywał coś? Co było takie ważne? Co takiego „załatwiał”?
- Skoro tak mówisz… - mruknęłam, oddając pusty kieliszek przechodzącemu obok kelnerowi. Odwróciłam się z powrotem do pozostałej dwójki. Laito uśmiechał się do mnie znacząco, a Kanato spoglądał to na mnie, to na Ayato. Przewróciłam oczami.
- To na czym to skończyliśmy?
- Na tym, że liczyłaś na randkę? – Podsunął Laito.
- Wcześniej – warknęłam, krzyżując ramiona.
- Na tym, że rozpaczałaś z powodu nieobecności Ayato? – Zasugerował Kanato.
Posłałam obu mordercze spojrzenia i już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć im coś ciętego, gdy niespodziewanie Ayato złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną.
- Co? Hej, jeszcze z nimi nie skończyłam! – Protestowałam, gdy ciągnął mnie w stronę wyjścia.
- To skończysz później – uciął krótko Ayato.
Po tym, nie odzywał się już do mnie, prowadząc mnie wąskimi uliczkami miasteczka. Nawet ani razu na mnie nie spojrzał. W przeciwieństwie do mijających nas innych wampirów. Nie podobało mi się to. Zatrzymałam się gwałtownie, a Ayato czując opór z mojej strony, ponownie pociągnął mnie za rękę.
- No chodź – odezwał się. W jego głosie dało się wyczuć nutę poirytowania.
- Dlaczego traktujesz mnie jak jakiś przedmiot?
- Co?
- Dlaczego traktujesz mnie jak bagaż? – Zapytałam, wbijając wzrok w brukowaną drogę pod moimi stopami. – Zachowujesz się jakbym była właśnie takim bagażem albo przenośną zabawką. Najpierw zabierasz mnie w jakieś miejsce i znikasz sobie, zostawiając mnie samą. Potem znowu się pojawiasz i ciągniesz mnie gdzie indziej. Jeśli moje towarzystwo ci przeszkadza, po prostu mnie zostaw. Jeśli masz coś do załatwienia, proszę bardzo, idź to załatw. Nie będę ci przeszkadzać.
Skończywszy mówić, spróbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale Ayato tylko go wzmocnił.
- Głupia – mruknął, uderzając mnie lekko wolną dłonią w głowę. Właściwie, to przypominało to bardziej klepnięcie.
Zaskoczona podniosłam na niego wzrok i znowu moim oczom ukazał się ten sam uśmieszek. Chociaż może teraz był trochę łagodniejszy…
- Już wszystko załatwione. Brakuje tylko ciebie, Naleśniku.
- Słucham?
- Musiałem sprawdzić kilka miejsc. Teraz mogę cię tam zabrać.
- Słucham? – Powtórzyłam, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałam.
- Słyszałaś! Nie każ mi tego powtarzać.
Ayato odwrócił wzrok, a jego dłoń zsunęła się z mojego nadgarstka ujmując mnie normalnie za dłoń.
Mi się już miesza w głowie, czy Ayato właśnie wygląda na zawstydzonego?
- To co, idziesz wreszcie? – Mruknął, wciąż na mnie nie patrząc. Jednak teraz już mi to tak nie przeszkadzało.
- Idę, idę! – Oznajmiłam wesoło, ściskając jego dłoń.
Wreszcie, kiedy orkiestra po raz kolejny przygotowała się do zmiany granego utworu, Kou puścił mnie i odszedł do swoich braci.
Zostawszy sama, szybko wycofałam się z parkietu. Cały czas czułam na sobie niezliczoną ilość spojrzeń i nie było to bynajmniej przyjemne. Rozejrzałam się za jakimś kołem ratunkowym, czyli którymkolwiek z braci Sakamaki. I wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło, gdyż przy wejściu do „altanki” dostrzegłam Laito. Niemal podbiegłam do zdziwionego moim widokiem wampira.
- Laito! Nigdy tak nie ucieszyłam się na twój widok! – Oznajmiłam radośnie, by po chwili złapać go za rozpięty kołnierz jego białek koszuli. – Ty rudowłosa mendo, jak Boga kocham, kiedyś cię wykastruję. Jakim prawem zostawiliście mnie samą?!
- Czyżbyś za nami tęskniła, Maleńka? Wiesz, że gdy się tak złościsz, to jesteś bardzo pociągająca?
- Mówię serio, ty idioto! – Zawołałam oburzona, uderzając go w klatkę piersiową. – Czemu zostawiliście mnie samą?
- No już, nie dąsaj się –wampir objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. – Na początku myśleliśmy, że Ayato się tobą zajmie, ale cóż… W każdym razie, zdecydowaliśmy, że ten z nas, który szybciej załatwi swoje sprawy po prostu po ciebie wróci. Wypadło na mnie, ale nie było cię już przy fontannie.
- Taa… zostałam „porwana” przez pewnego idola…
- Hę?
- Kou Mukami. Poprosił mnie do tańca.
- Mukami tutaj są?
- Tak. O, tam – wskazałam drugi koniec pomieszczenia.
- Rzeczywiście…
- Coś nie tak?
- Skądże, Maleńka. To co, może na pojednanie czegoś się napijemy?
- Nie przekupisz mnie…
- Wiem, wiem, skarbie – Laito zachichotał, po czym… potargał mnie po głowie.
- Hej! – Pisnęłam, odruchowo przygładzając włosy.
Wampir posłał mi szeroki uśmiech, objął ręką moje ramiona i poprowadził ze sobą przez salę. Po drodze zawołał jednego z kelnerów – chłopaka wyglądającego na naszego rówieśnika, w szarych spodniach, kamizelce, dopasowanym krawacie i czarnych, błyszczących butach. Miał ciemnobrązowe włosy zaczesane na bok i lśniące, bursztynowe oczy. Uśmiechnął się do nas grzecznie, gdy Laito wziął z jego tacy dwa kieliszki. Następnie skłonił się z gracją i odmaszerował w kierunku kolejnej grupki gości. Zadziwiające było to, że naczynia na tacy ani razu nie zadrżały.
Laito podał mi jeden z kieliszków ze złotawym, musującym płynem. Kiedy spojrzałam na niego podejrzliwie, zrobił urażoną minę.
- Nie jestem Reijim, Maleńka. Nie dosypuję żadnych podejrzanych rzeczy do napojów.
- No nie wiem. Mogę mieć pewność, że nie wrzuciłeś tu jakiejś pigułki gwałtu?
- Ranisz mnie. Kiedy miałbym to zrobić?
- A bo ja wiem? Wasze wampirze sztuczki potrafią być zadziwiające. Co to tak właściwie jest?
- Zwykły szampan – odpowiedział, przykładając wolną dłoń do klatki piersiowej. – Pozwalam ci dźgnąć mnie sztyletem Subaru, jeśli kłamię.
- Kusząca propozycja – uśmiechnęłam się do wampira, unosząc kieliszek do ust. Okazało się, że Laito nie kłamał (nie żebym go o to naprawdę podejrzewała) i złoty płyn okazał się być szampanem. I to naprawdę dobrym szampanem.
Kiedy już prawie całkowicie opróżniliśmy nasze kieliszki, dołączył do nas Kanato. W rękach trzymał on dużą papierową torbę.
- Wiesz, gdzie podział się Ayato? – Zagadnęłam go po chwili.
- Nie wiem – odpowiedział krótko, rozwiewając iskierkę nadziei tlącą się gdzieś we mnie. Zrezygnowana, westchnęłam cicho, bawiąc się pustym kieliszkiem.
- Czyżbyś liczyła na jakieś randez vous, Maleńka? – Zapytał rozbawiony Laito.
- Ha-ha. Przymknij się, proszę.
- O czym mówicie? – Odezwał się głos za naszymi plecami. Obróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z tym, na którego tak czekałam.
- Ayato!
Wampir posłał mi jeden ze swoich charakterystycznych uśmieszków.
- Tęskniłaś?
- Chciałbyś – prychnęłam, aby ukryć przypływ radości wywołany jego widokiem. – Gdzieś ty się podziewał?
- Musiałem coś załatwić.
I nagle cała radość uleciała ze mnie, niczym powietrze z przekłutego balonu. Ukrywał coś? Co było takie ważne? Co takiego „załatwiał”?
- Skoro tak mówisz… - mruknęłam, oddając pusty kieliszek przechodzącemu obok kelnerowi. Odwróciłam się z powrotem do pozostałej dwójki. Laito uśmiechał się do mnie znacząco, a Kanato spoglądał to na mnie, to na Ayato. Przewróciłam oczami.
- To na czym to skończyliśmy?
- Na tym, że liczyłaś na randkę? – Podsunął Laito.
- Wcześniej – warknęłam, krzyżując ramiona.
- Na tym, że rozpaczałaś z powodu nieobecności Ayato? – Zasugerował Kanato.
Posłałam obu mordercze spojrzenia i już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć im coś ciętego, gdy niespodziewanie Ayato złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną.
- Co? Hej, jeszcze z nimi nie skończyłam! – Protestowałam, gdy ciągnął mnie w stronę wyjścia.
- To skończysz później – uciął krótko Ayato.
Po tym, nie odzywał się już do mnie, prowadząc mnie wąskimi uliczkami miasteczka. Nawet ani razu na mnie nie spojrzał. W przeciwieństwie do mijających nas innych wampirów. Nie podobało mi się to. Zatrzymałam się gwałtownie, a Ayato czując opór z mojej strony, ponownie pociągnął mnie za rękę.
- No chodź – odezwał się. W jego głosie dało się wyczuć nutę poirytowania.
- Dlaczego traktujesz mnie jak jakiś przedmiot?
- Co?
- Dlaczego traktujesz mnie jak bagaż? – Zapytałam, wbijając wzrok w brukowaną drogę pod moimi stopami. – Zachowujesz się jakbym była właśnie takim bagażem albo przenośną zabawką. Najpierw zabierasz mnie w jakieś miejsce i znikasz sobie, zostawiając mnie samą. Potem znowu się pojawiasz i ciągniesz mnie gdzie indziej. Jeśli moje towarzystwo ci przeszkadza, po prostu mnie zostaw. Jeśli masz coś do załatwienia, proszę bardzo, idź to załatw. Nie będę ci przeszkadzać.
Skończywszy mówić, spróbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale Ayato tylko go wzmocnił.
- Głupia – mruknął, uderzając mnie lekko wolną dłonią w głowę. Właściwie, to przypominało to bardziej klepnięcie.
Zaskoczona podniosłam na niego wzrok i znowu moim oczom ukazał się ten sam uśmieszek. Chociaż może teraz był trochę łagodniejszy…
- Już wszystko załatwione. Brakuje tylko ciebie, Naleśniku.
- Słucham?
- Musiałem sprawdzić kilka miejsc. Teraz mogę cię tam zabrać.
- Słucham? – Powtórzyłam, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałam.
- Słyszałaś! Nie każ mi tego powtarzać.
Ayato odwrócił wzrok, a jego dłoń zsunęła się z mojego nadgarstka ujmując mnie normalnie za dłoń.
Mi się już miesza w głowie, czy Ayato właśnie wygląda na zawstydzonego?
- To co, idziesz wreszcie? – Mruknął, wciąż na mnie nie patrząc. Jednak teraz już mi to tak nie przeszkadzało.
- Idę, idę! – Oznajmiłam wesoło, ściskając jego dłoń.
Ayato zabrał mnie do
jednej z licznych knajpek i odebrał złożone tam wcześniej zamówienie. Dwie
porcje jakiego dania? Oczywiście, że takoyaki.
Usiedliśmy na jednej z ławek ustawionych wzdłuż uliczki, z talerzami na naszych kolanach. W tej części miasteczka nie było wielu osób, więc mogliśmy zjeść w spokoju, nie przejmując się przechadzającymi obok wampirami.
- Smacz-ne-go! – Zawołałam, przeciągając sylaby w charakterystyczny sposób.
Ayato skinął głową i ochoczo zabrał się za swoją porcję. Dosłownie pochłaniał kolejne kulki. Kiedy ja dopiero zabierałam się za drugą, on już prawie, że skończył.
Zabawne było obserwowanie tego aroganckiego, buntowniczego wampira, zajadającego z radością swoje ulubione danie. W tej chwili wyglądał na młodszego, bardziej niewinnego, zwykłego nastolatka.
Zielonooki nagle przeniósł na mnie wzrok i odezwał się z pełnymi ustami:
- Nie jesz tego? Jeśli tak, to możesz mi to dać. Z chęcią zjem.
- Nie ma mowy, żarłoku! Zamierzam sama wszystko zjeść.
Parsknęłam śmiechem, widząc wyraz jego twarzy. W kąciku jego ust znajdowały się pozostałości po sosie z takoyaki.
- Ubrudziłeś się – powiedziałam, tłumiąc w sobie następny atak śmiechu.
- Hmm? Gdzie?
- Tutaj, czekaj…
Uniosłam rękę i starłam palcami sos z jego twarzy. Wampir zamrugał zaskoczony, po czym złapał mnie za dłoń i zlizał substancję z opuszków moich palców. Mogłam niemal wyczuć, jak w tym momencie moje serce wykonało gwałtowne salto. Ayato na tym nie poprzestał. Przeniósł się jedynie z ustami nieco wyżej, podwijając stopniowo moje rękawy. Wreszcie wampir zatopił kły w mojej ręce. Czując ból, wciągnęłam gwałtownie powietrze i przygryzłam dolną wargę. Jednak ból ten nie był tak straszny, czy też nie przeszkadzał mi tak bardzo, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Naprawdę się do tego wszystkiego przyzwyczajałam.
Ayato oderwał wargi od mojej skóry i oblizał się, zadowolony. Zawstydzona szybko odwróciłam się, opuściłam rękaw i wróciłam do jedzenia swojej porcji.
- Jeśli się nie pospieszysz, to zjem również twoje takoyaki – ostrzegł Ayato, wskazując z uśmiechem na mój talerz.
- Chciałbyś, kolego. Chciałbyś.
Usiedliśmy na jednej z ławek ustawionych wzdłuż uliczki, z talerzami na naszych kolanach. W tej części miasteczka nie było wielu osób, więc mogliśmy zjeść w spokoju, nie przejmując się przechadzającymi obok wampirami.
- Smacz-ne-go! – Zawołałam, przeciągając sylaby w charakterystyczny sposób.
Ayato skinął głową i ochoczo zabrał się za swoją porcję. Dosłownie pochłaniał kolejne kulki. Kiedy ja dopiero zabierałam się za drugą, on już prawie, że skończył.
Zabawne było obserwowanie tego aroganckiego, buntowniczego wampira, zajadającego z radością swoje ulubione danie. W tej chwili wyglądał na młodszego, bardziej niewinnego, zwykłego nastolatka.
Zielonooki nagle przeniósł na mnie wzrok i odezwał się z pełnymi ustami:
- Nie jesz tego? Jeśli tak, to możesz mi to dać. Z chęcią zjem.
- Nie ma mowy, żarłoku! Zamierzam sama wszystko zjeść.
Parsknęłam śmiechem, widząc wyraz jego twarzy. W kąciku jego ust znajdowały się pozostałości po sosie z takoyaki.
- Ubrudziłeś się – powiedziałam, tłumiąc w sobie następny atak śmiechu.
- Hmm? Gdzie?
- Tutaj, czekaj…
Uniosłam rękę i starłam palcami sos z jego twarzy. Wampir zamrugał zaskoczony, po czym złapał mnie za dłoń i zlizał substancję z opuszków moich palców. Mogłam niemal wyczuć, jak w tym momencie moje serce wykonało gwałtowne salto. Ayato na tym nie poprzestał. Przeniósł się jedynie z ustami nieco wyżej, podwijając stopniowo moje rękawy. Wreszcie wampir zatopił kły w mojej ręce. Czując ból, wciągnęłam gwałtownie powietrze i przygryzłam dolną wargę. Jednak ból ten nie był tak straszny, czy też nie przeszkadzał mi tak bardzo, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Naprawdę się do tego wszystkiego przyzwyczajałam.
Ayato oderwał wargi od mojej skóry i oblizał się, zadowolony. Zawstydzona szybko odwróciłam się, opuściłam rękaw i wróciłam do jedzenia swojej porcji.
- Jeśli się nie pospieszysz, to zjem również twoje takoyaki – ostrzegł Ayato, wskazując z uśmiechem na mój talerz.
- Chciałbyś, kolego. Chciałbyś.
Wreszcie dokończyłam
swoją porcję, co według Ayato „trwało wieczność” i kiedy tylko pozbyliśmy się
pustych talerzy, zielonooki oznajmił, że pora na „dalszą drogę”.
Ku mojemu zdziwieniu, Ayato zaprowadził mnie do zamku. Teraz jeszcze w miarę pustego, z krzątającymi się jedynie pracownikami, pospiesznie niosącymi tace z jedzeniem i napojami, krzesła, świece oraz instrumenty.
- Czemu już tu przyszliśmy? – Zapytałam. – Jeszcze nie było nawet pokazu sztucznych ogni.
- Wiem – odparł krótko. – Po prostu chodź.
Wspięliśmy się po krętych schodach wyżej o jakieś dwa piętra. Zamek był naprawdę ładnie urządzony, jednak nie zachwycałam się nim tak bardzo, gdyż rezydencja Sakamakich była niemalże na takim samym poziomie. Dziwne, ale byłam już przyzwyczajona do takich miejsc.
Schody doprowadziły nas do niewielkiego korytarza utrzymanego w barwach purpury i złota. Na jego końcu znajdowały się pojedyncze drzwi. Ayato podszedł do nich i bez wahania położył dłoń na rzeźbionej klamce.
- Zaczekaj!
- O co chodzi? – Odwrócił się w moją stronę, marszcząc brwi.
- Emm… jesteś pewny, że możemy tak po prostu tu sobie wejść?
Wampir prychnął i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czasami naprawdę za dużo myślisz…
- Hej! Co to miało znaczyć?
- Nie przejmuj się tak wszystkim. Skoro cię tutaj przyprowadziłem, to znaczy, że możemy tutaj przebywać. Zresztą, nie wiem, czemu niby nie moglibyśmy…
Pchnął drzwi i naszym oczom ukazało się spore pomieszczenie utrzymane w tych samych barwach, co korytarz. Niemal całą powierzchnię ścian przysłaniały regały zastawione książkami, a centralną część pokoju zajmowały niewielki stolik oraz ustawione wokół niego kanapy i fotele.
- Co to za miejsce? Oprócz tego, że wygląda jak biblioteka…
- To akurat nie jest ważne.
Nawet nie rozejrzawszy się po pokoju, Ayato zamknął za nami drzwi i ruszył w kierunku olbrzymich okien. Od razu podreptałam za nim, ciekawa, o co może mu chodzić.
Zerknąwszy na mnie przelotnie, otworzył szklane drzwi, prowadzące na duży balkon. Tak, rozmiarami przypominał mały pokój. Otaczała go rzeźbiona, marmurowa barierka i roztaczał się z niego widok na całe miasteczko. To naprawdę było coś niesamowitego.
- Wow… - westchnęłam z zachwytu, podchodząc do barierki i rozglądając się.
- Zadowolona?
Przeniosłam wzrok na stojącego obok mnie Ayato. Uśmiechał się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Potaknęłam z zapałem ruchem głowy.
- Bardzo. Skąd wziąłeś taki pomysł?
- Czy to ważne? – Wampir odwrócił wzrok.
Zaśmiałam się, spoglądając na nocne niebo. Ile jeszcze swoich stron pokaże mi Ayato?
- Chyba zaraz powinni zacząć strzelać, prawda?
Nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi. Ayato bowiem nagle przyciągnął mnie do siebie. Zaskoczona oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ayato? O co-
Chłopak przerwał mi, nakrywając moje usta swoimi. Musiałam przyznać, że był to skuteczny sposób na uciszenie mnie.
- Nie dość, że za dużo myślisz, to jeszcze za dużo gadasz – oddech Ayato łaskotał moją skórę.
- Hmph – zdążyłam mruknąć, za nim nasze wargi ponownie się złączyły. Odruchowo zamknęłam oczy, czując ramiona oplatające się wokół moich pleców oraz talii. W tej samej chwili rozległ się charakterystyczny dla fajerwerków odgłos.
Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, by spojrzeć na rozbłyskujące najróżniejszymi kolorami niebo. Organizatorzy Vandead Carnival się nie powstrzymywali. Sztuczne ognie były wspaniałe.
- Piękne… - mruknęłam, przysunęłam się jeszcze bliżej wampira, skracając maksymalnie dzielącą nas odległość. Mogłoby się to wydawać dziwne, prawda?
Ayato uśmiechnął. Jednak nie był to jego typowy, arogancki uśmieszek. Nie mogłam oderwać oczu od jego przystojnej twarzy i cudownych, jadowiciezielonych oczu. Nie musiałam długo czekać, na to, czego oczekiwałam. Ayato uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym po raz kolejny mnie pocałował, na tle rozświetlonego sztucznymi ogniami nieba.
Miałam nadzieję, że to co nas łączy, okażę się czymś prawdziwym i trwałym. Chciałam by takie chwile się nie kończyły, bym mogła trwać u boku Ayato w nieskończoność. Czułam, że moje uczucie do niego, z każdym dniem staje się wciąż silniejsze. Modliłam się, by działało to w dwie strony.
Ku mojemu zdziwieniu, Ayato zaprowadził mnie do zamku. Teraz jeszcze w miarę pustego, z krzątającymi się jedynie pracownikami, pospiesznie niosącymi tace z jedzeniem i napojami, krzesła, świece oraz instrumenty.
- Czemu już tu przyszliśmy? – Zapytałam. – Jeszcze nie było nawet pokazu sztucznych ogni.
- Wiem – odparł krótko. – Po prostu chodź.
Wspięliśmy się po krętych schodach wyżej o jakieś dwa piętra. Zamek był naprawdę ładnie urządzony, jednak nie zachwycałam się nim tak bardzo, gdyż rezydencja Sakamakich była niemalże na takim samym poziomie. Dziwne, ale byłam już przyzwyczajona do takich miejsc.
Schody doprowadziły nas do niewielkiego korytarza utrzymanego w barwach purpury i złota. Na jego końcu znajdowały się pojedyncze drzwi. Ayato podszedł do nich i bez wahania położył dłoń na rzeźbionej klamce.
- Zaczekaj!
- O co chodzi? – Odwrócił się w moją stronę, marszcząc brwi.
- Emm… jesteś pewny, że możemy tak po prostu tu sobie wejść?
Wampir prychnął i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czasami naprawdę za dużo myślisz…
- Hej! Co to miało znaczyć?
- Nie przejmuj się tak wszystkim. Skoro cię tutaj przyprowadziłem, to znaczy, że możemy tutaj przebywać. Zresztą, nie wiem, czemu niby nie moglibyśmy…
Pchnął drzwi i naszym oczom ukazało się spore pomieszczenie utrzymane w tych samych barwach, co korytarz. Niemal całą powierzchnię ścian przysłaniały regały zastawione książkami, a centralną część pokoju zajmowały niewielki stolik oraz ustawione wokół niego kanapy i fotele.
- Co to za miejsce? Oprócz tego, że wygląda jak biblioteka…
- To akurat nie jest ważne.
Nawet nie rozejrzawszy się po pokoju, Ayato zamknął za nami drzwi i ruszył w kierunku olbrzymich okien. Od razu podreptałam za nim, ciekawa, o co może mu chodzić.
Zerknąwszy na mnie przelotnie, otworzył szklane drzwi, prowadzące na duży balkon. Tak, rozmiarami przypominał mały pokój. Otaczała go rzeźbiona, marmurowa barierka i roztaczał się z niego widok na całe miasteczko. To naprawdę było coś niesamowitego.
- Wow… - westchnęłam z zachwytu, podchodząc do barierki i rozglądając się.
- Zadowolona?
Przeniosłam wzrok na stojącego obok mnie Ayato. Uśmiechał się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Potaknęłam z zapałem ruchem głowy.
- Bardzo. Skąd wziąłeś taki pomysł?
- Czy to ważne? – Wampir odwrócił wzrok.
Zaśmiałam się, spoglądając na nocne niebo. Ile jeszcze swoich stron pokaże mi Ayato?
- Chyba zaraz powinni zacząć strzelać, prawda?
Nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi. Ayato bowiem nagle przyciągnął mnie do siebie. Zaskoczona oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ayato? O co-
Chłopak przerwał mi, nakrywając moje usta swoimi. Musiałam przyznać, że był to skuteczny sposób na uciszenie mnie.
- Nie dość, że za dużo myślisz, to jeszcze za dużo gadasz – oddech Ayato łaskotał moją skórę.
- Hmph – zdążyłam mruknąć, za nim nasze wargi ponownie się złączyły. Odruchowo zamknęłam oczy, czując ramiona oplatające się wokół moich pleców oraz talii. W tej samej chwili rozległ się charakterystyczny dla fajerwerków odgłos.
Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, by spojrzeć na rozbłyskujące najróżniejszymi kolorami niebo. Organizatorzy Vandead Carnival się nie powstrzymywali. Sztuczne ognie były wspaniałe.
- Piękne… - mruknęłam, przysunęłam się jeszcze bliżej wampira, skracając maksymalnie dzielącą nas odległość. Mogłoby się to wydawać dziwne, prawda?
Ayato uśmiechnął. Jednak nie był to jego typowy, arogancki uśmieszek. Nie mogłam oderwać oczu od jego przystojnej twarzy i cudownych, jadowiciezielonych oczu. Nie musiałam długo czekać, na to, czego oczekiwałam. Ayato uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym po raz kolejny mnie pocałował, na tle rozświetlonego sztucznymi ogniami nieba.
Miałam nadzieję, że to co nas łączy, okażę się czymś prawdziwym i trwałym. Chciałam by takie chwile się nie kończyły, bym mogła trwać u boku Ayato w nieskończoność. Czułam, że moje uczucie do niego, z każdym dniem staje się wciąż silniejsze. Modliłam się, by działało to w dwie strony.
Super rozdział ^.^! Ale proszę, napisz jeszcze oddzielny na walentynki :D
OdpowiedzUsuńświetne i lepsze od poprzedniego ;D i czekam na walentynki
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA co do drugiego sezonu Subaru powinien być bo sezon ten będzie na podstawie gry czy coś takiego ja tak tylko słyszałam więc nie wiem czy to prawda ale mam na dzieje że tak :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam z niecierpliwością na kolejny :D bardzo bym się cieszyła gdybyś napisała oddzielny rozdział walentynkowy życzę dużo weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa jakie sprawy do zalatwienia mieli bracia ayato i oczywiscie oczekuje na wlentynki
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga od początku ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować. Głupia ja ;-; No nic, chciałam Ci tylko powiedzieć, że pisane świetnie Ci wychodzi. Mam nadzieję, że dalej będziesz pisała. Pozdrawiam kochana <3
OdpowiedzUsuńSuper, zarąbiste, pisz pisz więcej o tym chce więcej
OdpowiedzUsuń!!! :***
super! dawno czegoś takiego nie czytałam! ~
OdpowiedzUsuńcatherine
kiedy bedzie rozdzial o walentynkach, nie mge sie docekac
OdpowiedzUsuńkiedy kolejna cześć ~~ catherine
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie opowiadania <3 Kiedy następny rozdział , bo już nie mogę się doczekać :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Kiedy następna część? Nie mogę się doczekać. ^.^
OdpowiedzUsuńKiedy bedzie o walentynkach? Nie moge sie doczekac, plis nie kaz nam dlugo czekac ok
OdpowiedzUsuńGdzie przeczytalas o tym, ze bedzie dl 2? i beda tam bracia Mukami :)?
OdpowiedzUsuńM.in. na Facebook'u na angielskiej stronie poświęconej DL. Ale to potwierdzone info, sprawdzałam ;) A co do braci Mukami - owszem, będą, z tego co widziałam :3
Usuńjest o tym o gloszone na
OdpowiedzUsuństr. http://www.animezone.pl/odcinki-online/diabolik-lovers-2
str. http://www.animezone.pl/odcinki-online/diabolik-lovers-ova
Super.Bardzo ciekawe opowiadanie
OdpowiedzUsuńHaha :D a tak coś miałam podejrzenia,że moze zniknął bo coś kombinował, fajnie to sobie wymyślił tak....romantycznie <3
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jednak co innego, po co ten ich ojciec kazał jej przyjść skoro nawet się nie pofatygował by ją poznać? Czy może to była taka mała intryga Reijego by namówić resztę na uczestnictwo?
pozdr i śle wenę, tym bardziej,ze z własnego doswiadczenia wiem,że nie zawsze pojawia się wtedy, gdy jest potrzebna ;)
- Lu-chan
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no i wyjaśniło sie czemu Ayato zniknął, ale pozostali mogli chociaż powiedzieć żeby czekała na nich, że za niedługo wrócą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia