Ariana | Blogger | X X

wtorek, 24 grudnia 2019

Stray Souls: Rozdział 3


Na jedną kartę

— Wszystko w porządku, panie Dazai? — zapytał ów dziwny ciężar wciąż przygniatający mnie do ziemi. Nie pozwalał mi się podnieść ani nawet zaczerpnąć głębszego oddechu, Mimo to przymknęłam spokojnie oczy, postanawiając skupić się na czymś zupełnie innym.
— Tak, dobrze się spisałeś.
— Ale pan krwawi!
Świetnie, rozmawiajcie sobie, przemknęło mi przez myśl. A ja tu tymczasem zajmę się własnymi sprawami.
Wnętrze magazynu, w którym znaleźliśmy się podczas wcześniejszej walki, wypełnione było cieniami. Dzięki swojej zdolności czułam je wszystkie, jakby stanowiły część mnie. Oddzieloną od ciała, ale wciąż posłuszną mej woli. Nawet z zamkniętymi oczami wiedziałam, ile ich było, gdzie dokładnie się znajdowały czy jakie rozmiary osiągały. I ponownie zamierzałam je wykorzystać.
Otworzyłam oczy.

— To nic takiego. Teraz… Atsushi, uważaj!
Osamu Dazai zdecydowanie był spostrzegawczy, ale tym razem zareagował za późno. Moja ręka szybko niczym atakujący wąż wystrzeliła w kierunku najbliższej plamy ciemności. Wszystkie cienie w pomieszczeniu drgnęły na mój niewypowiedziany rozkaz, oderwały się od przedmiotów, do których pierwotnie należały i ruszyły do szalonego tańca. Nieustannie przemieszczając się, wirując i przybierając najrozmaitsze kształty, utworzyły ciasny krąg. W jego środku zamknięta została istota zwana Atsushim, którą zaatakowały jednocześnie ze wszystkich stron.
— Co do…? — rozległ się jej zdziwiony okrzyk. — Co się dzieje?
Zgodnie z moimi oczekiwaniami poczułam, jak ciężar znika gwałtownie z moich pleców. Pozostawało mi już tylko sięgnąć po sztylet i…
Silne palce zacisnęły się na moim ramieniu, gdy tylko poderwałam się na nogi. W jednej chwili wszystkie cienie ustąpiły i wróciły na swoje miejsca. Nie miałam pojęcia, kiedy mężczyźnie udało się znaleźć za moimi plecami, ale musiałam przyznać, że mnie zaskoczył. Szarpnęłam się gwałtownie, lecz wtedy dłonie Atsushiego, chłopaka uwolnionego od bezcielesnych tancerzy, zacisnęły się wokół moich nadgarstków niczym kajdanki. Zostałam unieruchomiona.
Mój mózg działał na zwiększonych obrotach, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Oryginalny plan nie zakładał interwencji osób trzecich. Myślałam, że dałabym radę uwinąć się ze wszystkim zanim ktoś by się zjawił. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że to koniec, ale nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Gorączkowo szukałam jakiegoś pomysłu. Byłam jedna, a oni dwaj. Mimo to, mogłabym mieć szansę w walce. Gdyby tylko nie fakt, że moje ręce były skrępowane, broń porzucona gdzieś na podłożu, a zdolność zablokowana przez Osamu Dazaia. Jak mogłam dać się tak załatwić?
— Aleś ty waleczna — sapnął mężczyzna. — Myślałem, że łatwiej nam pójdzie.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego z wściekłością. A żeby sczezł w piekle.
— Gdyby wzrok mógł zabijać leżałbyś już martwy — dobiegł nas głos niespiesznie zbliżającego się ku nam Ranpo Edogawy. Detektyw wyglądał na co najmniej znudzonego. — Co wam zajęło tyle czasu? Gdybym tylko wiedział jak, już dawno wróciłbym do agencji zamiast czekać na was i umierać z nudów. Moglibyście więcej o mnie myśleć.
— Wybacz, Ranpo — Osamu Dazai wcale nie wydawał się skruszony. Nie spodziewałam się po nim niczego innego. — Napotkaliśmy pewne nieprzewidziane trudności.
— I chyba jeszcze nie ze wszystkimi sobie poradziliście — zauważył spokojnie detektyw, kucając przed porzuconym na ziemi przedmiotem. Przed moją torebką, konkretniej mówiąc. Zaklęłam w myślach. — Nie chcę nic mówić, ale tu jest bomba, która wybuchnie za dziewięć, osiem…
Atsushi błyskawicznie puścił moje ręce, dopadł do torebki i jednym ruchem wyrzucił ją razem z całą zawartością na zewnątrz. Mogłam spróbować wykorzystać powstałe zamieszanie, ale przestałam widzieć w tym sens. W chwili, w której nad wodą portu doszło do eksplozji, nogi się pode mną ugięły. Poległam. Zmarnowałam swoją szansę na pomszczenie brata.
Przepraszam, Shin.
— Komuś tutaj naprawdę zależało na twojej śmierci — skomentował beznamiętnie Edogawa.
— Nic nowego — odparł równie niewzruszony Osamu Dazai, wciąż trzymając dłoń na moim ramieniu.
Spuściłam głowę i zacisnęłam dłonie w pięści, gdy trójka mężczyzn naradzała się, co powinni ze mną zrobić. Nie potrafiłam zrozumieć, co poszło nie tak, w którym miejscu popełniłam błąd.
— Przekażemy ją w ręce policji?
— Mam lepszy pomysł.
Drgnęłam, zdawszy sobie sprawę, że wszystkie spojrzenia skupiały się na mnie.
— Zechcesz z nami współpracować? — zapytał mój niedoszły cel, a ja spojrzałam na niego jak na najprawdziwszego idiotę. Potem parsknęłam i uśmiechnęłam się z pobłażaniem.
— Prędzej piekło zamarznie.
Detektyw westchnął ciężko.
— Tak też myślałem. Atsushi, pomóż mi ją związać.
We dwójkę podprowadzili mnie do metalowego słupa podpierającego dach budynku. Nie opierałam się, chociaż miałam ochotę pluć, gryźć i drapać. Och, jakże marzyło mi się wyprucie flaków Osamu Dazaiowi… A jednak pozwoliłam, by moje ręce zostały skrzyżowane tuż za słupem i ciasno związane w nadgarstkach.
— Bandaż? Naprawdę? — usłyszałam za sobą przepełniony sceptycyzmem głos chłopaka.
— Wyobraź sobie, że akurat dzisiaj nie wziąłem ze sobą kajdanek — odburknął detektyw. — Poza tym, bandaż też sprawdza się w takich sytuacjach, o ile się wie, jak należy go używać.
— Czy możemy już stąd iść? — zajęczał tymczasem Edogawa, który rozsiadł się wygodnie na jednej z licznych drewnianych skrzyń.
— Jeszcze chwila. — Osamu Dazai stanął przede mną z zadowolonym uśmiechem na ustach. Był tak blisko, że z trudem zdusiłam w sobie pokusę kopnięcia go prosto w krocze. Niestety, w mojej obecnej sytuacji mogłoby się to nie najlepiej skończyć. — Myślę, że teraz możemy spokojnie porozmawiać.
Wbiłam w niego przepełnione nienawiścią spojrzenie. Nie łudziłam się, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie. I oczywiście, nie pomyliłam się. Mężczyzna skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i zaczął mówić, jakby nigdy nic.
— Niezależnie od tego, jak na to spojrzymy, oryginalnie powierzyłaś naszej agencji zadanie polegające na rozwiązaniu sprawy śmierci twojego brata. W związku ze zdarzeniami, które miały przed chwilą miejsce, nie zostało ono wypełnione. Dlatego moja propozycja brzmi następująco: zgodnie z pierwotnym założeniem, w imieniu Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, podejmuję się go ponownie. Dowiem się, kto stoi za śmiercią twojego brata.
Głosy dwóch towarzyszy detektywa zlały się w jeden, zgodny okrzyk niedowierzania.
— Czekaj, czekaj, czekaj. — Edogawa zamachał dłońmi w powietrzu, po czym zwrócił się do niego w taki sposób, jakby przemawiał do co najmniej niespełna rozumu dziecka. — Czy ty rozumiesz, że ona chciała, lub też raczej chce, cię zabić, bo myśli, że to ty jesteś winny?
— Owszem — przytaknął, wzruszając przy tym ramionami. — Ale jak już mówiłem, to nie byłem ja. Nie, żeby jakoś szczególnie zależało mi na oczyszczeniu swojego imienia… Ale zadanie, to zadanie, prawda? Nie widzę sensu, żeby wycofywać się z niego z powodu takiej małej pomyłki.
— Jesteś idiotą — skwitował Edogawa. — Innego rozwiązania nie widzę.
— Jest pan pewien? — zapytał z kolei Atsushi.
Mężczyzna odwrócił się do niego z lekkim uśmiechem na ustach.
— A co ty byś zrobił, Atsushi?
Chłopak przez chwilę patrzył na niego w zupełnej ciszy, by w końcu po prostu skinąć głową. Wtedy wyraźnie zadowolony Osamu Dazai ponownie skupił swoją uwagę na mnie.
— Więc jaka jest twoja odpowiedź?
Uśmiechnęłam się, słysząc to pytanie. Jednocześnie pochyliłam się do przodu tak mocno, aż moje związane nadgarstki uderzyły w metalowy słup.
— Skurwiel — wysyczałam przez zaciśnięte ze złości zęby. Nie pojmowałam tego, jakim sposobem zdobywał się na taką bezczelność. Ale czego ja się po nim spodziewałam? Morderca pozostawał mordercą, choć nie rozumiałam, po co dalej ciągnął te gierki. Przecież w obecnej sytuacji mógł je już sobie darować. Czy był aż tak znudzony? Chyba że…  Im dłużej o tym myślałam, tym wygodniej niechciane wątpliwości rozgaszczały się w moim umyśle. Przygryzłam dolną wargę. Jeżeli istniał choć cień szansy, że się myliłam i miałam okazję do poznania prawdy, to chyba byłabym głupia, gdybym z niej nie skorzystała.
Wypuściłam powoli powietrze przez lekko rozchylone usta, aby się uspokoić. Następnie z determinacją spojrzałam wprost w parę brązowych, bacznie obserwujących mnie oczu. Miałam nadzieję, że moja decyzja nie okaże się błędem. Ale na czym mi zależało?
— Niech ci będzie. Przyjmuję twoją propozycję, ale lepiej się do tego przyłóż. Żądam jasnych dowodów.
— Jak już wcześniej wspominałem, zrobię wszystko, co w mojej mocy — zapewnił detektyw, a ja ponownie zapragnęłam rzucić się mu do gardła. Lepiej dla niego, żeby dotrzymał słowa. — Najpierw jednak muszę dowiedzieć się tyle, ile się da, o śmierci twojego brata. Opowiedz nam wszystko ze szczegółami. Bo jak już doskonale wiemy, historyjka, którą opowiedziałaś nam w knajpie, nie była prawdziwa.
Zesztywniałam. Tak, to było logiczne. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że musiałam o tym opowiedzieć. Rzecz w tym, że nie chciałam. Nie chciałam nawet pamiętać o przebiegu tamtego dnia. Innego wyjścia jednakże nie było.
Uniosłam więc wzrok ku wysokiemu sufitowi, by nie musieć patrzeć na żadnego z mężczyzn i pozwoliłam, by zalały mnie wspomnienia. Sceny spychane w zakamarki pamięci wypłynęły na powierzchnię tak żywe, jakby od teraźniejszości dzielił je zaledwie jeden dzień, a nie sześć lat.
_________________________

Wszystkim, którzy to czytają, chciałabym życzyć spokojnych, Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że dobrze spędzicie ten czas ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz